Portalowi Wirtualna Polska udało się dotrzeć do dokumentów prokuratury dotyczących Tomasza Lisa. Opisują to, jak traktował współpracownice.
Niemal 2 lata temu Lis przestał być redaktorem naczelnym Newsweeka. W komunikacie RASP nie podano przyczyn rozstania. Pracownicy spekulowali, że powodem odejścia ich szefa był felieton, w którym zarzucił mediom współpracę z PiSem. Miesiąc później WP ujawniła, że miał doprowadzać swoim zachowaniem pracowników do paniki, poniżać ich i rzucać wulgarne i seksistowskie odzywki. Lis temu zaprzeczał.
Po tekście WP do prokuratury trafiło szereg zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa przez Lisa. W sierpniu 2022 roku zostało wszczęte w tej sprawie postępowanie w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Prowadzono je pod kątem uporczywego i złośliwego naruszania praw pracowniczych oraz naruszania nietykalności cielesnej. WP udało się dotrzeć do dokumentów z tego śledztwa. Zawierają szokujące zeznania kobiet, które współpracowały z Lisem.
Prokuratura ustaliła, że niewłaściwe zachowania Lisa dotyczyły kobiet, które były odpowiedzialne za produkcję jego programu Świat_pl. Jedna z nich zeznała, że Lis sprawiał kłopoty wszystkim jej koleżankom z pracy. Inna dodała, że był na tyle uciążliwy, że cyklicznie rezygnowała z pracy, byle się z nim nie spotykać. Przełożona kobiet została poproszona o bycie obecną podczas wykonywania jego makijażu, bo „Tomasz Lis rzuca głupie teksty”.
Wobec byłego naczelnego Newsweeka pojawiły się także poważniejsze zarzuty. Jednej z kobiet miał dotykać włosów wbrew jej woli. Inna kobieta zeznała, że gdy makijażystka raz pojawiła się w pracy w spodniach z dziurami, miał włożyć przez nie palce na wysokości ud, przez co odskoczyła od jego fotela. Lis miał także zapraszać je na wyjścia, komplementować, a nawet próbował pocałować jedną z kobiet w usta.
Najpoważniejszy incydent miał mieć miejsce 16 maja 2022, na tydzień przed jego rozstaniem z Newsweekiem. Poszkodowana kobieta zeznała, że Lis szedł za nią przyspieszonym krokiem, złapał ją za twarz, przycisnął do ściany i pocałował w policzek, mimo tego, że się wyrywała. Kobieta postanowiła to zgłosić. Kobiety nie sygnalizowały wcześniejszych incydentów przełożonym, bo „ludzie w firmie bali się Tomasza Lisa i czuli przed nim respekt”. Poszkodowana kobieta opowiedziała o tym incydencie swojej przełożonej, a tydzień później o całej sytuacji dowiedział się dział kadr RASP.
Tego samego dnia odbyło się spotkanie, na którym inne kobiety opowiedziały o swoich doświadczeniach z Lisem. Z dokumentu prokuratury wynika, że nie wszczęto po nim żadnej oficjalnej procedury. Szef działu prawnego wydawnictwa miał udzielić porady prawnej kobiecie, która zgłosiła incydent z 16 maja, ale nie zdradził prokuraturze jej treści. Kobiety, które zgłaszały negatywne zachowania Lisa, pouczono o konieczności zachowania poufności. Dzień później RASP poinformował o rozstaniu z Lisem. Treści publikowane przez niego w mediach społecznościowych sugerują, że się tego nie spodziewał.
Prowadząca sprawę prokurator uznała, że zachowania Lisa wobec dwóch współpracowniczek mogą naruszać artykuł kodeksu karnego dotyczące naruszania nietykalności cielesnej. Takie przestępstwa przedawniają się po roku, co oznacza, że przedawniły się w maju 2023 roku – jeszcze przed przesłuchaniem kobiet.
Prokuratura badała też wątek uporczywego naruszania praw pracowniczych. Dziennikarze zeznali, że zachowanie Lisa zmieniło się po wygranych przez PiS wyborach w 2015 rok. Miał wtedy stać się „obsesyjny i bardziej radykalny”, a atmosfera w pracy zmieniła się na gorsze. Jeden z dziennikarzy stwierdził, że Lis “potrafił wprowadzać mroźną atmosferę, a ludzi w stan dygotania samym tylko sposobem swojej wypowiedzi”, a oni bali się z nim nie zgadzać. Inny określił jego zachowanie jako chamstwo. Powiedział prokuraturze, że zdarzało mu się np. wchodzić do pokoju dziennikarza i zakładać nogi na jego biurko. “Tomasz Lis jest inteligentnym człowiekiem i wie, na co może sobie pozwolić, nigdy nie kierował przekleństw do konkretnej osoby, nikogo nie znieważał, jednak dało się wyczuć jego poczucie wyższości, próbę przekazania innym komunikatu, że zależą od niego” – dodał. Inny dziennikarz zeznał, że Lis wynajdywał sobie w redakcji ofiary i intensyfikował wobec nich nadmierną krytykę, także personalną.
Wskazane w tych zeznaniach osoby stwierdziły jednak, że nie czuły się mobbowane. Część zeznających osób nie dostrzegała w jego zachowaniu niczego niewłaściwego. W 2018 roku jedna z dziennikarek opowiedziała jednak o niewłaściwej atmosferze wydawcy. Namawiano ją do złożenia oficjalnej skargi, ale odmówiła „ponieważ boi się, że Tomasz Lis ją zniszczy”. Sam Lis, gdy dowiedział się o tym, co sądzą o nim pracownicy, sam złożył wniosek o przeprowadzenie wobec siebie postępowania antymobbingowego. Zarząd spółki zdecydował jednak, że ze względu na nietypowość tej prośby zostanie odrzucona. Spółka miała załatwić sprawę na szczeblu nieformalnym. Lis został wezwany na rozmowę przez ówczesnego prezesa RASP Marka Dekana, w której ten zobowiązał go uczestnictwa w szkoleniach, które miały poprawić jego styl zarządzania. Szefowa HR zeznała, że nieformalne dochodzenie wykazało nieprawidłowości w jego zachowaniu.
W uzasadnieniu umorzenia śledztwa prokuratura uznała, że zachowanie Lisa wobec współpracujących z nim kobiet „nie może zostać ocenione inaczej, niż w kategorii naruszenia nietykalności cielesnej”. Tego przestępstwa nie mogli już ścigać z powodu przedawnienia. Prokuratura uznała też, że Lis nie dopuścił się mobbingu. „Był szefem, którego styl zarządzania zatrzymał się w latach 90. – jego grubiańskie zachowania, dowcipy z seksualnym podtekstem, straszenie utratą pracy, władczy styl zarządzania, budziły coraz większy sprzeciw podległych mu osób. Do redakcji ‘Newsweeka’ przychodzić zaczęli również ludzie młodzi, wychowani w nowoczesnym społeczeństwie, którzy zupełnie nie rozumieli, że model zarządzania naczelnego ‘Newsweeka’ był kiedyś standardem w mediach i oceniali go jako nieakceptowalny” – napisała prokurator Edyta Dudzińska.