Te kilka zdjęć mówi więcej o działalności niektórych polskich grup ekologicznych niż dziesiątki artykułów czy “manifestów”. Jeżeli ktoś jeszcze wierzy, że celem części naszych rodzimych ekologów jest ochrona przyrody, musi zweryfikować swoje postrzeganie.
Od kilkunastu miesięcy lewicowi aktywiści z organizacji “Wilczyce”, wspieranej przez portal OKO.press, blokują wycinkę lasu na obszarze Nadleśnictwa Stuposiany w Bieszczadach. Na banerach mają wypisane patetyczne hasła o ochronie przyrody, obronie ludzkiej godności, nienaruszalnej równowadze świata natury. W ich obozowisku nie brakuje także plakatów wyborczych Małgorzaty Kidawy-Błońskiej – niedoszłej kandydatki na prezydenta. W ostatnich tygodniach aktywiści mocno zaangażowali się również w sprawę emigrantów próbujących nielegalnie przekroczyć polską granicę – urządzali nawet solidaryzujące się z nimi głodówki, którymi przechwalali się na portalach społecznościowych i w zaprzyjaźnionym serwisie OKO.press. Tyle szczytnych haseł – rzeczywistość jest szybko weryfikuje te idee.
Jak informują leśnicy z Nadleśnictwa Stuposiany, którzy kontrolują obszar okupowany przez “Wilczyce”, w wyglądającym na opustoszałe ostatnio obozowisku aktywistów aż roi się od pozostawionych przez nich śmieci. Więcej powie i pokaże nam post zamieszczony przez leśników, w którym dosadnie oceniają działania ekologów:
Jednym słowem śmietnik w środku lasu – bo jak inaczej to skomentować?
Jednak nie dla “Wilczyc”, które w wydany oświadczeniu, pozostawiony syf nazywają “posegregowanymi śmieciami”, które pozbierają, jak skończą protest. Tak, nie inaczej. Aktywiści bowiem uzurpują sobie prawo do śmiecenia do czasu “Kiedy nasz cel zostanie osiągnięty“. Trzeba przyznać, że osobliwe podejście, jak na ekologów, czy raczej ekoterrorystów.
Chlew, który zostawili w lesie ma być przyczyną zaistniałego ostatnio niewielkiego “chaosu i nieporządku”, któremu winni są… a jakże leśnicy, którzy wykonują swoje obowiązki, do jakich należy pilnowanie porządku w lesie.
“Częstsze ostatnio nagłe najścia Lasów państwowych i niszczenie bądź zabieranie przez nich struktur obozowych wymusiło na nas mobilizację i skupienie się na szybkim wzmocnieniu obrony wydzielenia nowymi strukturami, co wytrąciło nas z naszej rutyny porządkowej, nie zostawiając czasu na ogarnianie wokół siebie na bieżąco.” – uskarżają się “Wilczyce”.
Zastanawiać może militarny język tych obrońców pokoju i przyrody. Dla aktywistów, to już nie zwykły protest. To wojna. A na wojnie, jak to na wojnie zawsze znajdą się niewinne ofiary, chociażby w postaci bronionej przyrody, która przecież musi radzić sobie z pozostawionymi odpadkami. Szczerze dziękujemy tej grupie za bardzo przekonującą lekcję o ochronie przyrody. Pięknie skompromitowaliście ideę, za którą rzekomo walczycie i po raz kolejny udowodniliście, że dla Was to nie przyroda jest najważniejsza.