Główny epidemiolog Szwecji Anders Tegnell twierdzi, że jego kraj jest na dobrej drodze do pokonania chińskiego koronawirusa. Eksperci w to wątpią.
Lewicowy rząd Szwecji przyjął niecodzienną metodę walki z koronawirusem. Postanowili z nim walczyć nic nie robiąc. Wprowadzono czysto symboliczne obostrzenia, jak zakaz organizowania imprez masowych powyżej 50 ludzi czy przeniesienie zajęć na uniwersytetach do internetu, ale na tym koniec. Zamiast tego rząd ograniczył się do wydania zaleceń twierdząc, że wierzy w rozsądek Szwedów.
Tegnell stwierdził ostatnio, że ich strategia działa. „Zgodnie z naszymi modelami zaczynamy widzieć tylu ludzi odpornych na tą chorobę w populacji Sztokholmu, że zaczyna to mieć efekt na rozprzestrzenianie infekcji” – powiedział niedawno lokalnym mediom. Wyznał, że według ich przewidywań Szwecja osiągnie odporność stadną już w maju. Odporność stadna to termin spopularyzowany przez premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona. Oparta o nią strategia walki z koronawirusem ma polegać na tym, że rząd koncentruje się na chronieniu osób najbardziej narażonych na śmierć z powodu COVID-19, pozwalając mu się rozprzestrzeniać wśród reszty. Logika za tym stojąca mówi, że w końcu tyle osób przejdzie przez tą chorobę i zyska dzięki temu odporność na infekcję, że wirus zniknie nie mogąc znaleźć kolejnych żywicieli. Wielka Brytania szybko wycofała się z tego pomysłu po tym, jak naukowcy obliczyli potencjalną liczbę trupów które spowoduje takie podejście, ale Szwecja – pomimo próśb i ostrzeżeń naukowców i lekarzy – nadal się go trzyma.
Jest z tym jednak jeden problem. Jak informuje WHO nie ma jeszcze żadnych dowodów na to, że samo przejście przez COVID-19 i zdobycie dzięki temu przeciwciał chroni przed kolejnym zarażeniem. Dowody anegdotyczne wskazują na to, że może być zupełnie odwrotnie. Południowokoreańskie Centrum Kontroli Chorób ujawniło dwa dni temu, że 163 wyleczonych pacjentów ponownie zaraziło się chińskim koronawirusem. Podobne informacje płyną także z innych państw. Na razie brak badań które oceniłyby skalę tego zjawiska i to, czy jest to wyłącznie anomalia.
Nawet jeśli strategia lewicowego rządu faktycznie zadziała, to Szwecja zapłaci za nią ogromną cenę. Na chwilę obecną w Szwecji koronawirus zabił już ok. 1765 osób. W sąsiedniej Finlandii i Norwegii, które szybko wprowadziły restrykcje, straty były dużo mniejsze – odpowiednio 94 i 181 osób. Nawet biorąc różnice w populacji – Finlandia i Norwegia mają o połowę mniej mieszkańców niż Szwecja – różnica jest gigantyczna.
Tegnell odniósł się do tej statystyki ale stwierdził, że wcale nie świadczy ona o porażce rządowej strategii. Jego zdaniem dysproporcja w liczbie zgonów wynika z ogromnej ilości ofiar śmiertelnych w szwedzkich domach starców. „To porażka w ochronie naszych seniorów, którzy mieszkają w domach opieki” – stwierdził. Liczba ofiar śmiertelnych COVID-19 w szwedzkich domach starców faktycznie jest ogromna. Zdaniem wirusolog Leny Einhorn to także wynika z polityki rządu, a konkretniej z ich niepopartego żadnymi badaniami przekonania, że osoby nie wykazujące objawów COVID-19 nie zarażają koronawirusem. „Muszą przyznać, że to wielka porażka, skoro przez cały czas twierdzili, że ich głównym celem jest ochrona starszych osób” – powiedziała brytyjskiemu The Observer – „Ale to, co jest najbardziej dziwne, to fakt, że ciągle nie chcą przyznać prawdopodobnego powodu <infekcji>. Mówią, że to bardzo pechowa sytuacja, że prowadzą w tej sprawie śledztwo i że to wina wyszkolenia personelu, ale nie chcą przyznać, że zarażanie przez osoby pre- i asymptomatyczne jest czynnikiem”.
Jej zdaniem dużo większa liczba zgonów w szwedzkich domach starców niż w ich odpowiednikach w Norwegii i Finlandii bezpośrednio wynika z polityki rządu. „To nie jest tak, że <wirus> przechodzi z jednego domu opieki do drugiego. Przychodzi oddzielnie do wszystkich tych domów starców, więc nie ma możliwości aby obwinić o to personel, który przychodzi i pracuje gdy jest chory” – powiedziała – „Jest podstawowy błąd w <rządowych> rekomendacjach. Nie da się tego inaczej wyjaśnić”.
Wielu pracowników takich placówek alarmuje również, głównie w mediach społecznościowych, że rząd nie tylko radził im, aby stosowali środki ochrony osobistej tylko przy pacjentach wykazujących objawy COVID-19, ale także dostarczył ich zdecydowanie za mało. „Tu gdzie pracuję w ogóle nie mamy maseczek, a pracujemy z najbardziej narażoną grupą. Nie mamy środków do odkażania rąk, tylko mydło. To wszystko. Każdy się tym martwi.” – powiedział jeden z pracowników domu starców portalowi The Guardian.
Wbrew optymistycznym słowom Tegnella przypuszczenie, że pandemia w Szwecji już się kończy także nie wydaje się prawdopodobne. Jak informuje Business Insider prestiżowa agencja analityczna Pantheon Macroeconomics opublikowała oparty na ogólnodostępnych danych raport, z którego wynika, że pandemia w Norwegii już minęła swój szczyt, ale w Szwecji jeszcze nie i należy się spodziewać dalszego przyspieszenia wzrostu infekcji i zgonów. A to oznacza, że najgorsze – łącznie z katastrofalnym w skutkach przeciążeniem służby zdrowia – może dopiero być przed Szwedami.