Agencja Secret Service znalazła się w ogniu krytyki po tym, gdy dopuścili do zamachu na Donalda Trumpa. Jej dyrektor Kimberly Cheatle oświadczyła jednak, że nie złoży z tego powodu rezygnacji.
Po zamachu na Trumpa wiele osób zwróciło uwagę, że niesprawdzenie dachu, z którego strzelał zamachowiec, było bardzo poważnym błędem. Na agencję i jej dyrektor wylała się fala krytyki. Zachowanie agencji bada też komisja nadzoru Izby Reprezentantów. Jej przewodniczący, kongresman James Comer, powiedział już mediom, że Cheatle musi się spodziewać wezwania na przesłuchanie.
Ona sama powiedziała w poniedziałek, że to, że doszło do zamachu na Trumpa, było „nieakceptowalne”. Powiedziała jednak na antenie ABC, że nie ma zamiaru podawać się z tego powodu do dymisji. Wyjaśniła, że musi zostać na stołku, by agencja mogła przeprowadzić wewnętrzne śledztwo i wyciągnąć z tej porażki wnioski. „Jestem dyrektor Secret Service i muszę się upewnić, że przeprowadzimy śledztwo i damy personelowi niezbędne zasoby” – stwierdziła.
Wcześniej o sprawie wypowiedział się sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego Alejandro Majorkas, pod którego departament podpada Secret Service. Przyciskany przez dziennikarzy przyznał, że zamach na Trumpa był porażką agencji. „Taki incydent nie może mieć miejsca” – stwierdził. Dodał, że z tego powodu administracja Bidena zdecydowała się na niezależne śledztwo w tej sprawie. Obiecał, że rekomendacje śledczych zostaną wcielone w życie.