Przed sądem w Muenster rozpoczął się proces oskarżanego o pomoc w zbrodniach wojennych Johanna Rehbogena. W trakcie drugiej wojny światowej 94-letni Niemiec był członkiem SS i strażnikiem w obozie w Stutthofie.
Rehbogen wstąpił do SS w wieku 18 lat i został wysłany jako strażnik do nowo utworzonego obozu koncentracyjnego Stutthof utworzonego przez Niemców we wsi Sztutowo w pobliżu Gdańska. Służył w nim do września 1944 roku. Teraz państwo niemieckie oskarża go o to, że brał udział w zamordowaniu 65 tysięcy osób, które nigdy nie wyszły z tego obozu.
Oskarżony nie wypiera się, że był strażnikiem w obozie. Twierdzi jednak, że nie miał pojęcia o tym, że dochodziło tam do zbrodni. Oskarżający nie wierzą, aby służąc w tym obozie mógł być nieświadomy tego, co tam naprawdę się dzieje, ale nie mają żadnych dowodów na to, że faktycznie brał czynny udział w mordowaniu więźniów. Z tego powodu Rehbogen oskarżany jest wyłącznie o współudział, za co grozi mu teoretycznie do 15 lat więzienia.
Oskarżony wjechał na salę rozpraw na wózku inwalidzkim pchanym przez woźnego sądowego. Ze względu na jego podeszły wiek sąd postanowił o zastosowaniu nadzwyczajnej procedury. Postępowanie sądowe nie może trwać dłużej niż dwie godzinny dziennie, a posiedzenia sądu mogą odbywać się maksymalnie dwa razy w tygodniu. Paradoksalnie 94-latek jest jednak sądzony jako nieletni gdyż w czasie popełnienia zbrodni o którą jest oskarżany miał mniej niż 21 lat.
W procesie w roli powodów biorą udział byli więźniowie niemieckiego obozu oraz ich rodziny. W ich znalezieniu pomogło Centrum Szymona Wiesenthala. Wątpliwe, aby Rehbogen faktycznie trafił do więzienia, jego stan zdrowia prawdopodobnie nie pozwoli mu na odbycie kary. Jednak ofiary Stutthofu i przedstawiciele organizacji żydowskich otwarcie przyznają, że liczy się dla nich symboliczny wymiar tego procesu.
Powojenne Niemcy często były oskarżane o łagodne traktowanie sprawców holokaustu. W ostatnich dekadach jednak tamtejsze prokuratury zwiększyły wysiłki aby ci nieliczni, którzy jeszcze żyją, stanęli przed sądem. Wyrok w podobnej sprawie w 2010 roku utworzył precedens prawny w którym do bycia uznanym za współwinnego wystarczy fakt pracy w obozie, nawet jeżeli nie uda się udowodnić faktycznego udziału w ludobójstwie. Jednak od wojny minęło już tyle czasu, że oskarżeni z racji wieku raczej nie trafiają do więzień lub nawet nie dożywają końca procesu.