Sąd uznał, że Sam Bankman-Fried, zwany Królem Kryptowalut, jest winny defraudacji środków swoich klientów. Grozi mu teraz dożywocie.
31-letni SBF był przedsiębiorcą działającym w branży kryptowalut. W szczycie kariery był 41. najbogatszym Amerykaninem i 60. najbogatszym człowiekiem na świecie, jego majątek szacowano na 26 miliardów dolarów. Był też jednym z głównych sponsorów amerykańskiej lewicy, zapowiadał, że w 2024 roku wyda na kampanie wyborcze Demokratów aż miliard dolarów.
W listopadzie rynkami finansowymi wstrząsnęło bankructwo FTX, założonej przez niego giełdy kryptowalut. Wielu klientów straciło na tym fortuny, które zainwestowali w kryptowaluty. Szybko wyszło na jaw, że jego druga firma, Alameda Research, mogła korzystać ze środków klientów FTX bez ich wiedzy i zgody. Wykorzystała ok. 10 miliardów dolarów na spłatę swoich zobowiązań, a kiedy rynek krypto wpadł w dołek, pojawił się problem jak je oddać.
W grudniu SBF został aresztowany przez policję na Bahamah, po kilku dniach poddano go ekstradycji do USA. Usłyszał łącznie osiem zarzutów dotyczących defraudacji, prania brudnych pieniędzy i innych przestępstw finansowych. Nie przyznał się do winy. W lutym usłyszał dodatkowe zarzuty nielegalnych datków na kampanie wyborcze.
Ława przysięgłych nie miała wątpliwości
Podczas trwającego ok. miesiąca procesu SBF twierdził, że bankructwo jego firm było skutkiem zwykłych błędów w zarządzaniu, a nie celowym działaniem. Zeznając ponad sto razy stwierdził, że nie pamięta szczegółów tego, o co pytał go prokurator. Ten jednak pokazał tweety, maile, wywiady czy zeznania przed Kongresem, które pokazywały jasno, że kłamie.
Pogrążyły go także zeznania Caroline Ellison, CEO Alamedy i jego byłej partnerki. Powiedziała sądowi, że polecił jej popełnić te przestępstwa, bo uważał, że służą „dobru społeczności”. Ona sama, podobnie jak dwóch wysoko postawionych przedstawicieli FTX, przyznała się wcześniej do winy. Cała trójka zgodziła się zeznawać przeciwko niemu.
Ława przysięgłych sądu na Manhattanie nie miała wielkich wątpliwości. Po trwającej zaledwie cztery godziny naradzie uznali go za winnego wszystkich stawianych mu zarzutów. Wysokość wyroku pozna na rozprawie, którą zaplanowano na 28 marca. Grozi mu teraz 110 lat więzienia.