Dla Chorwatów początek roku 2023 oznaczał m. in. wejście do strefy euro. Co ciekawe, decyzja chorwackiego rządu wywołała – trudny do zrozumienia – entuzjazm wielu liberalnych polityków w Polsce. Największym orędownikiem wspólnej waluty okazał się Szymon Hołownia, który na antenie Radia Zet przekonywał, iż “Polska powinna jak najszybciej przyjąć euro. Bułgaria za chwilę przyjmie euro, Chorwacja już to zrobiła. Wprowadzenie euro sprawiłoby m.in., że mielibyśmy dzisiaj dużo niższe kredyty. W podobnym tonie do lidera Polski 2050 wypowiadali się także politycy Platformy Obywatelskiej, którzy opisywali, jakie – ich zdaniem – płyną korzyści z przyjęcia euro. Sprawdźmy zatem, kto zyskuje i kto traci na wspólnej europejskiej walucie?
Według raportu przygotowanego przez prestiżowy niemiecki think tank Centre for European Policy (CEP), który podjął się analizy skutków gospodarczych wprowadzenia wspólnej europejskiej waluty po dwudziestu latach jej istnienia, na euro wzbogaciły się tylko trzy kraje. Okazją do analizy była 20 rocznica wprowadzenia euro, ale dane przeanalizowane przez CEP dotyczyły lat 1999-2017. Zdecydowanie najbardziej na istnieniu euro skorzystały w tym czasie – co nie powinno nikogo zaskakiwać – Niemcy.
Raport CEP pokazuje, że między 1999 r. a 2017 r. Niemcy zyskały dzięki wprowadzeniu wspólnej europejskiej waluty 1,9 bln euro, a uśredniony “zysk” dla jednego mieszkańca to 23 tys. euro. Drugim krajem, który można zaliczyć do wspomnianej trójki beneficjentów wspólnej waluty, jest Holandia, której korzyści związane z wprowadzeniem euro szacują na 346 mld euro i 21 tys. euro na mieszkańca.
Ostatnim jest Grecja, która – jak twierdzą analitycy CEP – dzięki korzyściom osiągniętym w pierwszych latach od momentu wprowadzenia euro zyskała w sumie 2 mld euro i 190 euro na mieszkańca. Jednocześnie autorzy raportu dodają, że sytuacja Grecji gwałtownie zmieniła się po 2011 roku, kiedy zaczął się w tym kraju kryzys gospodarczy. Na nim – znów – zyskiwali głównie Niemcy, a tracili Grecy.
Pozostałe kraje (5 spośród 8 analizowanych gospodarek), według ekspertów CEP, straciły miliardy. Najwięcej Włochy (4,3 bln euro i ponad 73 tys. na mieszkańca) i Francja (ok. 3,6 bln euro i ok. 56 tys. euro na mieszkańca); następna na minusie jest Portugalia (424 mld euro i 40,6 tys. euro na mieszkańca); na minusie jest także Belgia (69 mld euro i ok. 6,4 tys. euro na mieszkańca) oraz Hiszpania (224 mld euro i ponad 5 tys. euro na mieszkańca).
Wspomniany wyżej raport CEP nie jest jedynym sygnałem wysłanym przez ekonomistów, który pokazuje, komu naprawdę opłaca się wspólna europejska waluta. Unijny budżet, choć z absolutnie kuriozalnych powodów ukrywany w szczegółach przez Komisję Europejską, najlepiej wypada znów – zero zaskoczenia – dla Niemców.
Według wyliczeń agencji dpa Niemcy wniosły do wydatków wspólnotowych UE w 2021 roku ok. 25,1 mld euro netto. Jednocześnie, jak informuje rząd w Berlinie, Niemcy czerpią najwięcej korzyści z jednolitego rynku UE, zyskując na nim ponad pięć razy więcej, bo aż 132 mld euro rocznie. To właśnie tych danych nie chciała komentować KE, bo jej zdaniem… “mogą zostać zinstrumentalizowane politycznie”.
Być może politycznie zostać zinterpretowany np. fakt, iż w 2015 roku Litwa wprowadziła euro i tym samym została 19. krajem posługującym się wspólną europejską walutą oraz ostatnim z trzech państw bałtyckich, które zdecydowały się na to posunięcie. Wprowadzenie euro spowodowało wzrost cen, a z raportu Litewskiego Departamentu Statystyki wynikało, że po wprowadzeniu euro niektóre artykuły spożywcze zdrożały nawet o 40 proc.
Główny ekonomista banku Danske Bank na kraje bałtyckie Rokas Grajauskas komentował wówczas, że po wprowadzeniu euro wzrosły nie tylko ceny, ale również nierówności społeczne i ubóstwo tak, że bogaci stali się jeszcze zamożniejsi, a biedni jeszcze ubożsi. Dziś dane statystyczne wskazują, że co trzeci mieszkaniec Litwy żyje w ubóstwie, a zróżnicowanie dochodów mieszkańców jest bardzo duże: łączny dochód 20 proc. najbogatszych mieszkańców kraju jest 7,5-krotnie wyższy niż dochód 20 proc. osób najbiedniejszych.
Tymczasem głosy pokazujące rzekome benefity z przyjęcia euro płynęły w mediach społecznościowych szerokim strumieniem:
Chorwacja –
katolicka, suwerenna z silną prawicą od wczoraj przyjęła euro a Polska marnuje tę szansę— Hanna Gronkiewicz (@hannagw) January 2, 2023
Chorwacja ma Euro. A my wciąż mamy Glapińskiego. I inflację 20% spodziewaną w pierwszym kwartale. Najdroższe kredyty w Europie. Nierozliczone złodziejstwa na respiratorach, Ostrołęce i sprzedaży rafinerii. I wzrost 23% VAT na paliwo. Czas w 2023 skończyć z tą „dobrą zmianą”!
— Michał Szczerba (@MichalSzczerba) January 2, 2023
Od dzisiaj Chorwacja🇭🇷 jest w strefie euro i w Schengen.
Polska🇵🇱 w strefie Schengen jest od grudnia 2007 roku, najwyższy czas na euro, pożegnanie złotówki i dalszą integrację europejską🇪🇺.
— Łukasz Kohut 🇪🇺 (@LukaszKohut) January 1, 2023
Od jutra Chorwaci będą bez ryzyka kursowego płacić za kredyty około 2%.
Polakom nacjonaliści nie pozwalają.— Radosław Sikorski 🇵🇱🇪🇺 (@sikorskiradek) January 1, 2023
Chorwacja potrzebowała zaledwie 10 lat aby wejść do strefy euro. My w 18 nie dajemy radę. 10lat rządów .@pisorgpl,8 lat .@Platforma_org a euro jak nie było tak nie ma. Za rok i Bułgaria nas wyprzedzi.Wspólna waluta to https://t.co/O1tYaoYAEZ. mniejsza inflacja pic.twitter.com/0UTvzGpNjJ
— Paweł Śliz (@SlizPawel) January 1, 2023
Jak widać na powyższych wpisach, jednym z argumentów dotyczącym wprowadzenia wspólnej waluty miała być niższa inflacja. Jak bardzo przestrzelony to argument pokazuje przykład Łotwy, gdzie inflacja przekroczyła 22% (wrzesień ub. roku), a ceny niektórych produktów spożywczych wzrosły o blisko 40%. Z wysoką inflacją mierzą się też wciąż Estończycy i Litwini. Według najnowszych danych Eurostatu w Estonii wskaźnik ten we wrześniu ub. roku wyniósł 24,1 % na Litwie – 22,5 %.
Przypomnijmy, iż we wszystkich trzech krajach bałtyckich oficjalną walutą jest euro. Estonia weszła do strefy euro 1 stycznia 2011 roku, Łotwa 1 stycznia 2014 roku, a Litwa 1 stycznia 2015 roku.
Skąd więc ten owczy pęd niektórych polityków do waluty, która opłaca się tylko Niemcom? I czy wszyscy z tych, którzy domagają się wprowadzenia tej waluty w Polsce, są nieświadomie rzecznikami niemieckiego interesu?