#SilniRazem, czyli prawdziwa twarz „młodych, wykształconych z wielkich miast” Publicystyka

#SilniRazem, czyli prawdziwa twarz „młodych, wykształconych z wielkich miast”

Zacznę jak na spowiedzi, prosząc Cię, drogi Czytelniku, o wybaczenie. Jest we mnie element pychy, który zawstydza i zmusza do postawienia pytania o warunki możliwości zaistnienia takiej obserwacji. Dlaczego „młodzi, wykształceni z wielkich miast” stali źródłem wstydu? Dlaczego widzę w nich nie „nowoczesność”, lecz wąsatego „Janusza”, który podciąga pod kolana białe skarpety wystające z sandałów? Przecież nieustannie sobie przypominam, że „oni” przegrali wtedy, kiedy poczuli się lepsi. Wiem to i mimo wszystko nie mogę uwolnić się od poczucia zażenowania i wstydu za to, co robią.

Ale Ty też znasz to uczcie, prawda?

Wielki, kolorowy tekst na pstrokatym tle na Facebooku. „Niech każdy przekona choć jedną osobę aby poszła na wybory i nie głosowała na PIS. Przyłącz się i przekaż dalej”. Udostępnia go, z jednego z hejterskich profili, koleżanka z liceum. Pracuje w korporacji. W dużym, jakżeby inaczej, mieście na północy Polski. Obserwacja człowieka przez pryzmat jego obecności w mediach społecznościowych jest pozbawiona sensu, ale mimo wszystko podejmuję tę próbę. Impreza, zdjęcie z plaży, fotografia z pieskiem, deser, impreza, piesek, zdjęcie z plaży. I hasztag #KrólowieŻycia.

Urlop na południu Włoch. Przypadkowa sytuacja, aż trudno uwierzyć, że się zdarzyła. Przystanek przy stacji benzynowej na odludziu. Po chwili orientuję się, że oprócz mnie i włoskich pracowników w tym miejscu skrzyżowały się drogi kilku Polaków. Wszyscy zebrani wiedzą, że najpewniej nie spotkają się już nigdy, ale oczekując na transport rozmawiamy, żartujemy i wymieniamy doświadczenia z podróży.

– Ciężko się tu dogadać nie znając włoskiego – ktoś zauważa. W grupie Polaków w zasadzie wszyscy mówią dość swobodnie po angielsku, niektórzy znają inne języki. – Niedługo nauką będzie rządził ten mały dyktatorek i też będziemy znali tylko polski – rzuca nagle jeden z mężczyzn i śmieje się ze swojego żartu. Dowcip rozbawił tylko jego. Mężczyzna podróżuje z synem, obaj są modnie ubrani, noszą markowe rzeczy. Na uwagę o „dyktatorku” ktoś odpowiada: – Na razie dzięki „dyktatorkowi’ dużo Polaków mogło wyjechać na urlop. Zmieniamy temat, ten od „dyktatorka” próbuje jeszcze „żartować”, ale nikt nie podejmuje tematu.

Teatr. A może filharmonia? Nie pamiętam, choć chodzę rzadko, bo nie mam czasu i nie stać mnie na regularne wizyty. W trakcie przerwy stoimy we foyer i rozmawiamy. Przy sąsiednim stoliku stoi niewysoki facet, który krzyczy do telefonu. – Olejmy go, mówię ci, to jest pisior, pewnie nie może iść, bo idzie na pielgrzymkę. Wiesz, jak ja ich, kurwa, nienawidzę. Jestem zajebistym antypisiorem, he he rechocze. Nie da się go nie słyszeć. Ludzie zerkają, uśmiechają się, porozumiewawczo mrugają, wyrażając bez słów swoją opinię o „antypisorze”. Niektórzy, wyraźnie zażenowani, stają kilka metrów dalej.

Trzy sytuacje, o których myślę, gdy zastanawiam się nad tym, co się stało z „młodymi, wykształconymi z wielkich miast”? Mógłbym przytoczyć ich znaczniej więcej, ale Ty pewnie też masz mnóstwo takich przykładów. Słyszysz “młodych i wykształconych” w pracy, w pociągu, w autobusie. Wszędzie. I zadajesz sobie pytanie takie samo jak ja, dlaczego “postępowcy” nie czują, że zaczęli być, mówiąc delikatnie, synonimem żenady? Czy ich bańki informacyjne stały się pancerne i nie widzą niczego poza nimi? Nie mają świadomości, że to, co chcieli przedstawiać jako „nowoczesne” objawia się dziś jako przyczynek do uśmiechu politowania? A przecież to zjawisko dotyka to nie tylko mnie i Ciebie, drogi Czytelniku.

W skali makro jest jeszcze gorzej.

Krystyna Janda,  jeszcze wczoraj znakomita aktorka, dla niektórych jeden z symboli robotniczego buntu przeciwko komunistom. – Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni, dzisiaj milicja użyła broni, dzielnieśmy stali, celnie rzucali, Janek Wiśniewski padł – słowa hymnu, który stał się inspiracją dla setek tysięcy znamy także z jej interpretacji. Dodajmy, interpretacji pięknej, budzącej emocje, rodzącej gniew i bunt przeciwko złu.

Nagle ta sama Krystyna Janda staje się osobą wrzucającą kłamstwa i ordynarne fake newsy na swój profil na Facebooku. Zamiast damy polskiego kina przypomina raczej “panią z magla”, która żyje bzdurami i kłamstwami dotyczącymi innych. I nagle ta “pani z magla”, sądząc, że wciąż jest Krystyną Jandą, staje się twarzą “nowego buntu” przeciwko światu. Patrzysz w jej twarz i widzisz osobę, która nie do końca rozumie, co się wydarzyło. Jednocześnie bardzo chce, by było tak, jak było.

Do tego mamy cały aparat pojęciowy, który przeniesiony jest z czasów walki o wolność od komuny do współczesności. Nagle Kaczyński staje się Gomułką, Bierutem, a później jeszcze Stalinem i Hitlerem w jednym. Faszystą jest każdy, kto się nie zgadza z “nowoczesnymi”. A na dowód, że w Polsce “odradza się” (z czego, skoro nigdy nie istniał?!) “ruch faszystowski”, sympatyzujące z “nowoczesnymi” media przedstawiają filmy z lasu na Śląsku, na których ktoś świętuje urodziny Hitlera. Symbolem tego “odradzającego” się faszyzmu staje się nagle swastyka ułożona z wafelków na torcie. Autorzy tego “dokumentu” są nagradzani przez środowisko “nowoczesnych dziennikarzy”, zaprasza się ich na “panele o wolności”, gdzie opowiadają o swoim życiu w Matrixie.

Wiadomo, trwa walka o apanaże i o to, by było jak było. Kiedyś była walką klas, dziś jest walką z „dyktatorem z Żoliborza”. Prowadzi ją kilku cwaniaków i całe mnóstwo postaci, które nie rozumiejąc zupełnie tego, co się wokół nich dzieje, używa zapamiętanych w latach 70-tych wielkich słów o wolności i niepodległości. Dlaczego? Bo po wyborach rząd utworzyła nie ta partia, z którą oni sympatyzowali. Dlatego wszyscy obok tkwią w psychiatryku, bo popierają nie tę partię, co powinni.

Mamy przed oczyma obraz tych wszystkich biednych staruszków z KOD-u, którzy rzewnie zawodzą:  „wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem”. Zamiast “wolności”, widzimy nienawiść w ich oczach, gdy tylko próbuje się wejść polemikę, zacząć dialog, gdy spróbuje się cokolwiek wytłumaczyć. Nie ma szans, bo przecież tłum urodzonych w latach 40-tych i 50-tych aktorów i muzyków pozostaje w rewolucyjnym szale i wmawia im wszystkim, że walka trwa. A przecież z kontrrewolucją się nie rozmawia, o czym doskonale pamiętają Jacek Kleyff, Zbigniew Hołdys i inni zawodowi buntownicy. Paradoks, ale jak może nie być paradoksów w świecie, w którym jednym z liderów “obozu nowoczesnych” jest wódz Otua, mędrzec Europy? Hipster, który próbuje na salonach narzucić modę na żółte okulary dla rowerzystów i koszulki z napisem „konstytucja”.

Boże, chroń przed taką starością, w której wyznacznikiem prawdy stanie się “Sok z Buraka”. Chroń przed światem, w którym jedyną grupą towarzyską, w jakiej będę się odnajdywać, będą #SilniRazem na Twitterze. Ale chroń mnie też, Panie, od pogardy. Od nienawiści strzeż mnie, Boże.

Źródło: Stefczyk.info Autor: Artur Ceyrowski
Fot. Pixabay

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij