Senat USA potwierdził stosunkiem głosów 51-48 nominację sędziego Bretta Kavanaugha do Sądu Najwyższego (SCOTUS). To już drugi sędzia, po Neilu Gorsuchu, nominowany przez Trumpa.
Głosy rozłożyły się niemal po liniach partyjnych. Jedynym Demokratą, który zagłosował za tą nominacją, był senator Joe Manchin. Ale jego decyzja nie była szczególnie zaskakująca – senator Manchin nie tylko słynie z centrowych poglądów, które często każą mu głosować wspólnie z GOP-em, ale niedługo czeka go walka o reelekcję. A jego stan, Wirginia Zachodnia, skręcił mocno na prawo. Podczas ostatnich wyborów prezydenckich Donald Trump zdobył tam ponad 68% głosów, wygrywając we wszystkich okręgach wyborczych.
Jedynym Republikanem, który zagłosował przeciwko Kavanaughowi podczas piątkowego cloture vote – proceduralnego głosowania zamykającego debatę – była senator Lisa Murkowski, jedna z dwóch najbardziej lewicowych polityczek GOPu. W głosowaniu właściwym wstrzymała się jednak od głosu. Zrobiła to w ramach przysługi wyświadczonej partyjnemu koledze, senatorowi Stevenowi Dainesowi. Głosowanie nad kandydaturą Kavanaugha zostało opóźnione o tydzień z powodu kolejnego śledztwa FBI które miało ustalić czy stawiane mu zarzuty molestowania seksualnego są prawdziwe. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że ostateczna data wypadła akurat w dniu ślubu jego córki. Popierający Kavanaugha senator planował udać się do Montany aby poprowadzić córkę do ołtarza a następnie szybko wrócić do Waszyngtonu. Murkowski zgodziła się jednak na tzw. głos sparowany. Dzięki tej rzadko stosowanej procedurze senator Daines mógł zostać na weselu córki bez wpływu na ostateczny stosunek głosów.
Zmiana zdania w ostatniej chwili
Senator Jeff Flake był kolejnym niepewnym głosem. Jako członek Komisji Sądowniczej zagłosował za zatwierdzeniem Kavanaugha, jednak to właśnie on zażądał przeprowadzenia przez FBI śledztwa, na co zgodził się Donald Trump. Wielu lewicowców liczyło, że zmieni jednak zdanie podczas właściwego głosowania przed senatem. Tak się jednak nie stało. Senator Flake nie musi się jednak przejmować ewentualnymi konsekwencjami swoich działań – jego kadencja kończy się w tym roku i już parę miesięcy temu zapowiedział, że nie będzie się ubiegał o reelekcję i przejdzie na polityczną emeryturę.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja senator Susan Collins. Koleżanka Murkowski ma zbieżne z nią poglądy i jako niepewna politycznie stała się obiektem intensywnego lobbingu ze strony lewicy, który miał ją skłonić do zagłosowania przeciwko Kavanaughowi. Ostatecznie senator zagłosowała jednak za, co wywołało ich wściekłość. Już w trakcie głosowania organizacja Women’s March, znana głównie z organizacji proaborcyjnych marszy, zorganizowała protest przed jej waszyngtońską posiadłością, nie przejmując się tym, że senator jest przecież w Kapitolu. Równocześnie lewicowcy zaczęli przy pomocy internetowych serwisów jak GoFundMe prowadzić zbiórkę pieniędzy. Udało im się zebrać jak na razie ogromną sumę, przekraczającą trzy miliony dolarów. Pieniądze te trafią do tego polityka Demokratów, który rzuci jej wyzwanie w 2020 roku. A to dla senator Collins może być duży problem – 3 miliony dolarów to więcej, niż jej poprzedni kontrkandydat wydał na całą kampanię.
O tym jak ważne było to głosowanie dla Białego Domu może świadczyć fakt, że wiceprezydent Mike Pence postanowił je osobiście poprowadzić. Jako wiceprezydent jest bowiem także przewodniczącym senatu, chociaż bardzo rzadko korzysta z tego przywileju – formalnie obowiązek prowadzenia obrad spada na prezydenta pro tempore, którym obecnie jest Orrin Hatch, ale w praktyce prowadzą je młodsi stażem senatorowie partii większościowej. Pence tym razem postanowił jednak skorzystać z przysługującego mu prawa, chociaż przepisy zabraniają mu wzięcia udziału w debacie. Powód tego był oczywisty: amerykański senat liczy parzystą liczbę członków, po dwóch z każdego stanu. Jeżeli zdarzy się więc, że głosy rozłożą się po równo, to właśnie głos wiceprezydenta jest rozstrzygający. W wypadku Kavanaugha taka perspektywa była całkiem realna i Pence chciał być na miejscu aby w razie potrzeby rzucić decydujący głos.
Nosił wilk razy kilka…
Zdaniem wielu komentatorów Demokraci sami zapędzili się w kozi róg swoim sprzeciwem wobec Kavanaugha. Przede wszystkim ich postawa podczas zatwierdzenia poprzedniego nominata Trumpa, sędziego Gorsucha , sprawiła, że nie mogli przeprowadzić tzw. filibustera czyli blokady mównicy. To charakterystyczne dla amerykańskiego życia politycznego zjawisko polega na tym, że senator lub grupa senatorów przemawia tak długo, że trzeba anulować głosowanie lub wygonić ich z mównicy superwiększością 60 głosów podczas cloture vote. Grożąc Gorsuchowi fili busterem sprawili jednak , że lider większości Mitch McConnel zmienił jednak radykalnie zasady likwidując możliwość filibustera podczas potwierdzania nominatów do SCOTUSu – co pozbawiło ich najsilniejszej broni przeciwko Kavanaughowi.
Drugim błędem było naleganie na przeprowadzenie przez FBI śledztwa. Wiadomo było z góry jaki będzie jego wynik – sędzia Kavanaugh był już w trakcie swojej kariery sprawdzany przez federalnych sześciokrotnie i żadne z tych obligatoryjnych śledztw nie wykazało najmniejszych wątpliwości wobec niego. Dla Demokratów przeprowadzenie śledztwa było zapewne kolejnym sposobem na odłożenie głosowania, ale okazało się, że było to ostatnie ustępstwo ze strony Republikanów. Jego negatywny wynik dał jednak pretekst wahającym się senatorom. Cała trójka, która zagłosowała ostatecznie za Kavanaughiem – Flake, Collins i Manchin – stwierdziła, że to właśnie wynik tego śledztwa ich do tego skłonił.
Nie ważne kto, jesteśmy na nie!
To, że lewica nie pozwoli na łatwe zatwierdzenie Kavanaugha było jasne dla wszystkich od samego początku. I nie miało znaczenia kto będzie kandydatem, każdy inny też spotkałby się z podobnym zachowaniem. Przedstawiciele jednej z lewicowych organizacji udowodnili to jasno wrzucając do sieci przez pomyłkę materiały, w których zamiast nazwiska sędziego była fraza <tu wpisz imię> – przygotowując je nie wiedzieli bowiem jeszcze którego z kandydatów nominuje Trump.
Tym, co zaskoczyło, była jednak nie skala protestów, chociaż nie da się powiedzieć, by były małe, ale nowa taktyka lewicy. Polega na bezpośredniej konfrontacji z politykami GOPu, zaczepianiu ich i robieniu awantur w restauracjach , na korytarzach Kongresu itp. Budzi to w prawicowych politykach zrozumiały strach. W czerwcu zeszłego roku zwolennik Berniego Sandersa otworzył przecież ogień do prawicowych polityków ćwiczących przed charytatywnym meczem baseballa, poważnie raniąc kongresmena Stevena Scalise’a. Pamięć o tym jest w GOPie ciągle żywa, a przy coraz większej histerii lewicy kolejny, być może bardziej udany zamach zdaje się być kwestią czasu. Widać wyraźnie ten lęk było w dniu głosowania, kiedy prawicowi senatorowie poruszali się po opanowanych przez protestujących korytarzach wyłącznie w towarzystwie ochrony. Zwłaszcza, że prywatne adresy kilku z nich zostały wrzucone do Internetu, na poświęcone im strony Wikipedii, przez jednego ze stażystów Demokratów.
W cieniu wyborów
Nie da się oddzielić partyjnej walki o Kavanaugha od wyborów do Kongresu, które będą miały miejsce jesienią. Co ciekawe obie strony liczą na to, że całe zamieszanie podziała na ich korzyść. Demokraci liczą, że ta porażka zmobilizuje ich elektorat do głosowania aby do podobnej sytuacji nie doszło w przyszłości. Uważają też, że zignorowanie przez GOP oskarżeń o molestowanie zrazi do tej partii kobiety. Republikanie liczą natomiast, że kolejny popis „niezrównoważonej lewicy”, jak zaczęli ją nazywać w oficjalnych materiałach wyborczych, pokaże ich elektoratowi jak ważna jest stabilna większość. Czas pokaże która strona ma rację.
Nominacja Kavanaugha pokazuje także, że ruch #metoo ma swoje wielkie dni już za sobą. Jeszcze niedawno kandydat na taki urząd, który zostałby publicznie oskarżony o molestowanie seksualne, byłby skończony. I nie miałby żadnego znaczenia fakt, że oskarżające go kobiety nigdy wcześniej nie ujawniły, że były molestowane, nie mają żadnych dowodów ani świadków a ich zeznania rozłażą się w szwach i często są bezsensowne. Nie tak dawno temu w bardzo podobnej do Kavanaugha sytuacji znalazł się republikański kandydat w wyborach uzupełniających w Alabamie, Roy Moore. I przegrał te wybory, jako pierwszy Republikanin od ćwierćwiecza. Oczywiście sytuacja ta nie jest całkowicie identyczna gdyż Moore, jako prawicowy radykał, nie cieszył się sympatią partyjnego establishmentu i wielu jego członków wzięło udział w nagonce uznając, że oddanie stołka Demokracie to mniejsze zło. Ale zignorowanie oskarżeń wobec Kavanaugha, pomimo defensywnej postawy, świadczy, że politycy nie boją się już reakcji społeczeństwa, nawet tak blisko wyborów.
SCOTUS wraca w ręce prawicy
Potwierdzenie Kavanaugha jest historycznym zdarzeniem nie tylko ze względu na histerię mu towarzyszącą ani na to, że ostatnim razem kandydat przeszedł tak małą przewagą głosów jeszcze przed wojną secesyjną. Oznacza bowiem, że prawica przejęła wreszcie sąd najwyższy. Oficjalnie sędzia, zwłaszcza SCOTUSu, jest apolityczny i jego zadaniem jest wyłącznie interpretowanie zgodności prawa i wyroków z konstytucją. W praktyce oczywiście tak różowo nie jest i każdy prezydent nominuje sędziego o jak najbardziej zbliżonych poglądach, stąd też podział na sędziów-liberałów, sędziów-konserwatystów i tzw. swing votes czyli takich sędziów, którzy stają w zależności od okoliczności po obu stronach.
Lewicy udało się uzyskać większość w SCOTUSie w 1934 roku i miało to ogromny wpływ na dalsze losy USA. Ograniczenie dostępu do broni, New Deal, stworzenie Rezerwy Federalnej, ograniczanie wolnego rynku, legalizacja aborcji – wszystko to było możliwe właśnie dzięki zdobyciu większości w SCOTUSie. Dopiero w 2006 roku SCOTUS uzyskał względną równowagę z czterema liberałami, czterema konserwatystami i sędzią Kennedym w roli języczka u wagi. Sędzia Kennedy nie pozwalał jednak często na wydawanie korzystnych dla prawicy wyroków w ważnych dla nich sprawach, jak np. te dotyczące aborcji czy wolności religijnej.
Po nominacji Kavanaugha SCOTUS skręci w prawo, z pięcioma zdecydowanymi konserwatystami. Co więcej 53-letni Kavanaugh i 51-letni Gorsuch są najmłodszymi członkami SCOTUS, co oznacza, że ten stan rzeczy może się jeszcze długo utrzymać. Z drugiej strony liberalna Ruth Bader Ginsburg zasiada w SCOTUS od ćwierćwiecza i ma już 85 lat – co może oznaczać, że Trump będzie miał okazję nominować kolejnego sędziego jeśli postanowi przejść na emeryturę.
Na razie nie wiadomo kiedy Kavanaugh rozpocznie urzędowanie, ale nastąpi to niedługo. Na horyzoncie czeka już na niego kilka bardzo ważnych spraw, które albo są już w kolejce do SCOTUSu albo mają dużą szansę się przed nim zakończyć. Mowa tutaj między innymi o 13 obecnie toczących się procesach które mogą teoretycznie odwrócić werdykt legalizujący aborcję. Pozostaje mieć nadzieję, że nowy sędzia będzie miał siłę aby podjąć w nich właściwe decyzje.