W poniedziałek Władimir Putin podpisał ustawę, która umożliwi rosyjskim liniom lotniczym używanie wypożyczonych na zachodzie samolotów na trasach lokalnych. Zdaniem wielu komentatorów taki sposób radzenia sobie z sankcjami zaboli Moskwę w przyszłości.
Obecnie w rosyjskich liniach lotniczych lata 728 samolotów zbudowanych na zachodzie. 551 z nich zostało przez Rosję wypożyczone od zachodnich firm. Zgodnie z unijnymi sankcjami ich właściciele mają czas do 28 marca aby odzyskać te maszyny, które są warte łącznie ok. 10 miliardów dolarów. Nie będzie to jednak łatwe zadanie. Aeroflot i S7, dwie największe rosyjskie linie lotnicze, przestały już latać poza granice Rosji – także po to, żeby utrudnić ich przejęcie.
W poniedziałek Putin podpisał ustawę zgodnie z którą rosyjskie linie lotnicze będą mogły wykorzystywać skradzione zachodnim firmom samoloty w lotach krajowych. W tym celu dostaną rosyjskie numery rejestracyjne i rosyjskie certyfikaty świadczące o zdolności do lotu.
Eksperci zauważają jednak, że takie postępowanie jest ze strony Rosji wyjątkowo krótkowzroczne. Przede wszystkim nowoczesne samoloty potrzebują częstych przeglądów i wymiany elementów, które uległy zużyciu lub uszkodzeniu. Zarówno Boening jak i Airbus zapowiedzieli już jednak, że nie będą dostarczać Rosji części zamiennych. W teorii rosyjskie linie mogą próbować przedłużyć ich żywotność kanibalizując na części niektóre z maszyn, ale to zwiększy znacznie ryzyko katastrofy. Komentatorzy zwracają też uwagę, że takie postępowanie może sprawić, że żadna zachodnia firma nie będzie chciała współpracować z Rosją – nawet wtedy, kiedy reżym upadnie i sankcje zostaną zniesione.