W mediach społecznościowych pojawiły się informacje, jakoby były ambasador Ukrainy w Polsce Andrij Deszczyca ostrzegał przed bliskim atakiem ze strony Rosji na nasz kraj. Choć oczywiście nie da się wykluczyć, że taki atak będzie miał miejsce, to słowa ambasadora trzeba czytać w szerszym kontekście.
Informacje o tym, jakoby Polska szykowała się na bliski atak Rosji, pochodzą z wypowiedzi Deszycy dla jednej z ukraińskich telewizji. Wzbudziły w Polsce, co zrozumiałe, wielkie poruszenie. Jego słowa nie są jednak aż tak alarmistyczne jak wynikałoby to z medialnych nagłówków. „Istnieją obawy, że Rosja może zaatakować Polskę”, powiedział były ambasador i dodał: „Polski rząd się do tego przygotowuje”.
Takie obawy rzecz jasna istnieją, ale są one starsze niż rosyjska agresja na Ukrainę. W przeciwieństwie do wielu państw Zachodu, Polacy od lat doskonale wiedzą, czym jest kremlowski reżym i ile warte są jego zapewnienia. Prezydent Lech Kaczyński już w 2008 roku ostrzegał po inwazji na Gruzję, że Rosja na tym nie poprzestanie i zaatakuje w końcu Ukrainę, państwa bałtyckie, a być może również nas.
To m. in. dlatego Polska od lat traktuje Rosję jako potencjalnego agresora. Stąd np. budowa Wojsk Obrony Terytorialnej, rozwój i modernizacja armii, m. in. kupno F-35, Abramsów i cały szereg mniejszych inwestycji. Odpowiedzią na to zagrożenie jest również wspomniane przez Deszczycę przyjęcie wzmacniającej wojsko Ustawy o Obronie Ojczyzny. Świadomość, że taki atak może nadejść w każdej chwili, nie oznacza jednak, że nadejdzie już teraz, a nic w słowach byłego ambasadora nie świadczy jakoby Ukraina miała mieć np. informacje wywiadowcze świadczące o tym, że Rosjanie się do niego szykują.
To oczywiście nie oznacza, że jesteśmy bezpieczni. Rosjanie mają możliwość dokonania ataku na nasz kraj przez terytorium Białorusi. Pretekstem do takiego ataku mogłaby być choćby próba powstrzymania dostaw zachodniej broni, które idą przez nasz kraj. Choć dziś ta perspektywa wydaje się mocno odległa, to przypomnijmy, że jeszcze w lutym wielu analityków było święcie przekonanych, że Rosjanie wycofają swoje wojska spod ukraińskiej granicy i nie zaatakują tego państwa.
Pytaniem pozostaje jednak to, czy Rosja odważy się zadrzeć z państwem będącym częścią NATO. Ich agresja na Ukrainę otworzyła oczy wielu zachodnim politykom na to, czym naprawdę jest Rosja i państwa NATO mocno zwiększyły potencjał obronny wschodniej flanki Sojuszu. Równocześnie trudno nie zauważyć, że wbrew ponurym przewidywaniom, że Rosjanie zdobędą Kijów w dwa dni, ich inwazja nie posuwa się za szybko do przodu, a każdy zdobyty metr terenu przypłacają ogromnymi stratami. Amerykanie od początku otwarcie twierdzą, że jakikolwiek atak na Polskę, nawet jeśli będzie to np. rakieta przypadkowo wystrzelona na polskie terytorium, zostanie potraktowany przez NATO jako atak na cały sojusz. Oczywiście nie możemy być pewni czy faktycznie dotrzymają słowa, ale również Putin nie może być tego pewien.