Wiadomości gospodarcze z kraju i świata

Przedsiębiorstwa komunalne mają dość. Polacy wrzucają do muszli klozetowych najróżniejsze rzeczy

Mroźna zima daje się we znaki nie tylko drogowcom, ale także pracownikom zakładów wodno-kanalizacyjnych. Niskie temperatury sprawiają, że instalacje często nie wytrzymują obciążeń, co skutkuje poważnymi awariami. Części z nich można byłoby uniknąć, gdyby nie niedrożność nierzadko wynikająca z naszej nonszalancji i niefrasobliwości.

Niedopałki papierosów, papierowe ręczniki, patyczki do uszu, resztki jedzenia takie jak: kości od kurczaków, skórki pomarańczy, mandarynek czy bananów, a nawet foliowe reklamówki, bielizna osobista, skarpetki czy gumowe rękawiczki. To tylko niektóre z osobliwości, które pracownicy służb wodno-kanalizacyjnych odnajdują na filtrach.

Niedawno sytuację w swojej oczyszczalni ścieków opisało Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej w Zamościu.

– W Oczyszczalni Ścieków na kratach MEVA, które oddzielają ciecz od ciał stałych mamy istny śmietnik. Sami zobaczcie. Widać tu m.in: papierki po cukierkach, jabłka, skórki pomarańczy, całą marchewkę, reklamówki, kawałki kiełbasy, końcówki papierosów, a nawet skarpetki. Te wszystkie rzeczy ludzie wrzucili do swojej toalety. Używanie toalety jak śmietnika grozi zapchaniem rur, poważną awarią kanalizacyjną i rozmnażaniem się szczurów. Sieć i przyłącze kanalizacyjne ma średnicę ok. 15-20 centymetrów. Zaprojektowane zostały, żeby radzić sobie z komunalnymi ściekami i nieczystościami sanitarnymi, a nie śmieciami, które powinny wylądować w koszu, lub pojemniku na odpowiednie odpady. Dbajmy o swoje rury, dbajmy o komfort sąsiadów, o bezpieczeństwo innych mieszkańców i szanujmy ludzi, którzy muszą przy tym pracować – czytamy na profilu facebookowym przedsiębiorstwa, a całość została udokumentowana stosownym filmem.

Zamość, jak można się domyślić, nie jest jedynym miastem w Polsce, które mierzy się z tego typu problemami.

W samej tylko Warszawie każdego dnia z miejskiej sieci kanalizacji wydobywane jest ok 30 ton odpadów. Wielu z nas wyrzucając odpady – które nigdy nie powinny tam trafić – do sedesu, zupełnie nie zdaje sobie sprawy kosztów i uciążliwości usuwania awarii z tego wynikających.

„Nasze statystyki pokazują, że łączny czas pracy wszystkich pracowników zaangażowanych w usuwanie takich zatorów w ciągu roku wynosi około 10 tysięcy godzin, a szacunkowy koszt prac i użytego sprzętu przekracza 3 mln zł.” – czytamy na Forum Wodociągów Polskich. A to dane tylko ze stolicy.
Na tej samej stronie możemy przeczytać wypowiedzi przedstawicieli spółek miejskich także z innych miast.

– Przyczyną zatkania kanałów w czasie pandemii były m. in maseczki ochronne, natomiast na jednej z naszych przepompowni ścieków po wystąpieniu awarii tłoczni nasi pracownicy wyciągnęli z niej puszki od piwa, słoiki, a nawet fragmenty asfaltu – zauważa Monika Turzańska, Pełnomocnik Prezesa ds. Zarządzania, Specjalista ds. PR z Zielonogórskich Wodociągów i Kanalizacji Sp. z o.o.

Śmieci, które trafiają do kanalizacji powodują też zniszczenie urządzeń – takich jak pompy czy separatory. Jak mówi Paweł Steller, Kierownik Oczyszczalni Ścieków w Zielonej Górze, same koszty utylizacji śmieci zalegających kanalizacji wynoszą ok. 100 tys. zł rocznie. Do tego należy doliczyć jeszcze roboczogodziny przeznaczone na serwisowanie tych urządzeń. Miast wielkości Zielonej Góry jest w Polsce ok 20, co w prostej kalkulacji daje nam kolejne 2 miliony złotych do puli kosztów. A do tego dochodzą jeszcze miasta większe, jak Kraków, Lublin, Poznań, Wrocław, Łódź czy Trójmiasto, gdzie te koszty będą zbliżać się bardziej do tych warszawskich. Wiele jest także miejscowości mniejszych od Zielonej Góry.

– Usuwanie 1 tony skratek [śmieci zalegających w oczyszczalniach ścieków – przyp. red.] wynosi około 600 zł – mówi Anna Szpajer, rzecznik prasowy Biura Zarządu i Organizacji PEWiK Gdynia.

Choć nie udało nam się dotrzeć do zbiorczych zestawień z całej Polski, na podstawie tych danych, którymi dysponujemy, można śmiało założyć, że rocznie spółki kanalizacyjne wydają w skali całego kraju co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych na samo oczyszczanie swoich sieci ze śmieci wrzuconych tam przez mieszkańców. Śmieci, których nie powinno tam być, a które wrzucamy do sedesów sami.

Źródło: Autor:
Fot.

Polecane artykuły

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij