Nie wierzę w teorię “zjaranej małpy” – powiedział PAP prof. Michał Bola z Centrum Badań Mózgu UJ. Nie widzę możliwości, aby spożywanie halucynogenów mogło się przełożyć na proces ewolucyjny – dodał.
PAP: Wiadomo od jak dawna ludzkość zażywa środki psychodeliczne?
Prof. Michał Bola: Wydaje się, że od początków naszej cywilizacji. Według antropologów są dowody na to, że były one używane w wielu różnych kulturach, głównie w kontekście ceremonialnym i szamańskim, także leczniczym. Środki takie, jak psylocybina czy DMT – substancja składowa ayahuaski, która jest tradycyjnym ceremonialnym wywarem zażywanym przez mieszkańców Puszczy Amazońskiej – były kiedyś uznawane za święte i otoczone kultem.
PAP: Współcześnie psychodeliki stały się używkami relaksacyjnymi.
M.B.: Nie jestem pewien, czy rzeczywiście idea zażywania substancji psychodelicznych zmieniała się z czasem, czy raczej ich postrzeganie przez osoby niemające z nimi styczności. W latach 60. XX wieku psychodeliki, szczególnie wynalezione pod koniec lat 30 LSD, zyskały ogromną popularność w środowiskach kontrkulturowych. Być może z tego powodu substancje te były później postrzegane przez ogół społeczeństwa jako rozrywkowe. Z kolei w latach 80, w na fali rozpoczętej w USA wojny z narkotykami zaczęto postrzegać psychodeliki jako niebezpieczne środki odurzające. Jednak w ostatnich latach można obserwować zmianę narracji wokół psychodelików. Między innymi za sprawą prowadzonych w ostatnich latach badań naukowych ponownie mówi się o ich potencjalnie korzystnym wpływie.
PAP: Na pewno słyszał pan o teorii “zjaranej małpy”.
M.B.: W dużym skrócie ta teoria mówi, że dzięki temu, iż nasi dalecy przodkowie spożywali substancje psychodeliczne, np. w postaci grzybków, rozwinęli swoje zdolności poznawcze, tudzież rozwinęła się im samoświadomość i to w sposób skokowy.
Jestem wobec tego sceptyczny. Być może niektórzy antropolodzy by się ze mną nie zgodzili, ale uważam, że nie ma ona silnych podstawy naukowych, choćby z dziedziny psychologii, czy neurologii.
Jako zwolennik ewolucjonizmu zakładam, że pozyskaliśmy zdolności kognitywne i świadomość dzięki procesom przystosowawczym. Z tej perspektywy, nie widzę możliwości, aby spożywanie halucynogenów mogło się przełożyć na proces ewolucyjny. Nawet jeśli niektórzy przodkowie eksperymentowali z tymi substancjami i doświadczali stanów psychodelicznych to bardzo wątpię, aby przekładało się to na rozwój zdolności poznawczych i świadomości, a szczególnie żeby te zdolności mogły się utrzymać w całej populacji.
PAP: Jednak bada pan mózgi osób zażywających psychodeliki. W jakim celu?
M.B.: Te substancje mają długą historię, ale ostatnie dekady, kiedy były badane, to lata 40., 50. i 60. XX wieku. Później badania zarzucono, w niektórych krajach były wręcz zakazane. W ostatnich latach znów mamy ich wysyp – pojawiło się dużo badań podstawowych, ale także klinicznych – sprawdzana jest użyteczność tych substancji w leczeniu depresji i zaburzeń lękowych.
Nasze badania są nieco inne – na dużych grupach osób, które biorą psychodeliki na własną rękę, staramy się ocenić, jaki jest związek ich zażywania z procesami poznawczymi i z procesami neuronalnymi, mózgowymi. Kolejną, bardzo interesującą kwestią, jest wpływ zażywania psychodelików na percepcję bodźców społecznych i emocjonalnych. Sprawdzamy także, czy pomiędzy wynikami naszych badań, a tymi, w których te substancje były podawane badanym pod nadzorem terapeutów w trakcie eksperymentu są jakieś paralele, gdyż tamte badania wykazały pozytywne skutki ich zażywania dla zdrowia psychicznego.
PAP: Jak duża jest grupa badanych i w jaki sposób pan ja zrekrutował? Nie bali się, że to jakaś prowokacja policyjna?
M.B.: Badania są anonimowe, nie zbieramy danych osobowych. Do pierwszego badania kwestionariuszowego, które robiliśmy w 2020 r., zgłosiło się ponad 3,5 tys. osób i wszystkie wypełniły ankietę internetową, co zajmowało jakieś 45 minut, więc wymagało to nieco poświęcenia. Pytaliśmy w niej o pewne dane demograficzne, o historię zażywania różnych substancji psychoaktywnych, częstotliwość, dawki, o subiektywne odczucia po zażyciu, ze szczególnym uwzględnieniem psychodelików. Były także kwestionariusze psychologiczne – interesowało nas, na ile zażywanie różnego typu substancji jest powiązane ze zmiennymi psychologicznymi, czyli z emocjami i samoświadomością.
PAP: Z opisu tego badania wywnioskowałam, że ludzie zażywający psychodeliki są bardziej “wyluzowani”.
M.B.: Można by to tak ująć. Nasze wyniki wskazują, że zażywanie psychodelików jest powiązane z bardziej pozytywną reaktywnością emocjonalną. I na odwrót: im dana osoba zażywała więcej tych substancji, tym mniejsza była negatywna reaktywność, czyli siła reakcji na bodźce negatywne.
Przy czym są to badania korelacyjne, więc nie możemy stanowczo stwierdzić, że to psychodeliki powodują te zmiany, czy to użytkownicy psychodelików mają wyższą pozytywną reaktywność emocjonalną.
PAP: W czym się przejawia ta pozytywna reaktywność?
M.B.: Silniejszym i bardziej długotrwałym afektem, czyli reakcją na bodźce pozytywne, natomiast negatywna reaktywność to silniejszy i bardziej długotrwały afekt na negatywne bodźce. Np. pytaliśmy o to, że jeśli wydarzy się coś pozytywnego/negatywnego, jak długo dana osoba o tym myśli, czyli jak długo pozostaje pod wpływem tych wydarzeń.
Badaliśmy także te aspekty, które są powiązane z samoświadomością. Pierwszy, negatywny, dotyczący samoświadomości publicznej, związany jest z tym, jak bardzo patrzymy na siebie oczyma innych, jak bardzo jesteśmy wrażliwi na cudzy osąd czy ocenę. W drugim, pozytywnym chodzi o samoświadomość swoich uczuć i emocji, czyli tą wewnętrzną. Wychodzi na to, że zażywanie psychodelików wiąże się z niższą zewnętrzną samoświadomością, a wyższą wewnętrzną.
W tej samej ankiecie były także pytania o praktykowanie medytacji. Okazało się, że medytowanie wpływa niemal w identyczny sposób na badane przez nas kwestie, co substancje psychodeliczne. U osób medytujących wewnętrzna samoświadomość myśli i uczuć była podwyższona w stosunku do tych, które nie medytowały. Ten wątek – podobieństwa efektów medytacji i psychodelików pojawia się we wnioskach z wielu badań.
PAP: Badaliście państwo mózgi użytkowników psychodelików na poziomie neuronalnym?
M.B.: Tak, w drugim etapie projektu zaprosiliśmy część osób, które wypełniły ankietę, do laboratorium, gdzie poddaliśmy badaniom EEG dwie grupy – użytkowników (ponad 15 zażyć) i grupę kontrolną, w każdej było ponad 50 osób. Obu prezentowaliśmy na przemian bodźce pozytywne i negatywne – to były twarze wyrażające różne emocje – radość, strach, złość, niektóre były neutralne.
Kiedy porównaliśmy reaktywność mózgów okazało się, że użytkownicy psychodelików byli mniej reaktywni na strach, ale nie znaleźliśmy różnic, jeśli chodzi o inne emocje. Teraz zaczynamy nową rekrutację i w Centrum Badań Mózgu Uniwersytetu Jagiellońskiego będziemy prowadzić badanie z użyciem rezonansu magnetycznego, co pozwoli bardziej dokładnie obrazować aktywacje mózgu.
PAP: Co mają udowodnić te badania?
M.B.: Z jednej strony jest to kontekst kliniczny: bada się te substancje pod kątem potencjalnych możliwości zastosowania w terapii. Z kolei nasze wyniki wskazują, że użytkowanie psychodelików na własną rękę także może być związane z dobrostanem psychicznym – to dopełnienie badań klinicznych. To także krok w odczarowywaniu tych substancji jako zła wcielonego. Oczywiście nie oznacza to, że zawsze muszą one mieć pozytywny efekt. Jednak najlepiej, żeby ich zażywanie odbywało się w kontekście terapeutycznym, pod opieką wykwalifikowanego specjalisty, gdyż ryzyko robienia tego na własną rękę jest spore. Ale warto pomyśleć o nich jako o czymś, co można wykorzystać w dobrym celu, by pomóc ludziom, którzy mają problemy z psychiką.
PAP: Tak jak to było z marihuaną?
M.B.: Jest tutaj pewna analogia, przy czym psychodeliki mogą mieć silniejsze efekty. Dlatego nie powinno się ich zażywać przypadkowo, na imprezie, bo kolega poczęstował. Natomiast powinno to zmierzać w podobnym kierunku: dekryminalizacji i wykorzystaniu tego, co w nich dobre. Pragnę jednak ostudzić entuzjazm – jeśli chodzi o badania naukowe, to nie tylko mój zespół, ale w ogóle świat naukowy jest na samym początku drogi. Są już pierwsze obiecujące wyniki, więc warto te badania kontynuować.