Wiadomości sportowe z kraju i świata

Poznały się, gdy miały po 14 lat i od razu pojawiła się między nimi chemia

Poznały się, gdy miały po 14 lat i od razu pojawiła się między nimi chemia. Teraz są rywalkami w profesjonalnym tenisie, ale chodzą razem na kolacje, dzielą wrażeniami, cieszą swoimi sukcesami i pocieszają po porażkach. Iga Świątek i Kaja Juvan obalają mit, że nie można być rywalem i przyjacielem jednocześnie.

Polska Agencja Prasowa: Gładka porażka z Igą Świątek nie może przesłonić faktu, że trzecia runda to pani najlepszy wynik w karierze w US Open. Jak pani podsumuje swój występ w Nowym Jorku?

Kaja Juvan: Całość tegorocznego występu to bardzo interesujące doświadczenie. Nie przyjechałam tu praktycznie z żadnymi oczekiwaniami, ale wyszło całkiem dobrze. Pozytywem jest to, że – włącznie z kwalifikacjami – wygrałam pięć spotkań. Mogłam przez to spędzić tu dużo czasu. Widzę też, że poziom mojej gry się podnosi. To też duży pozytyw. Oczywiście, mecz z Igą (0:6, 1:6 – PAP) z pewnością nie był najlepszy w moim wykonaniu. Jej poziom był wyższy, ale myślę, że zaczynam zauważać, co mogę zrobić już teraz i co muszę poprawić w przyszłości.

PAP: To był wasz trzeci pojedynek. Najpierw w lutym 2021 przegrała pani w Melbourne w trzech setach, a potem w Paryżu na French Open w dwóch. Jak zmieniła się gra Igi Świątek od tego czasu?

K.J.: Aby się przygotować do meczu w US Open oglądałam nasze poprzednie starcia, ale Iga zagrała teraz dużo lepiej niż w poprzednich pojedynkach. Nie dała mi odetchnąć ani na chwilę. Oczywiście, tutaj warunki były trochę inne niż kiedy ostatni raz grałyśmy ze sobą na paryskiej mączce. Choć wydaje mi się, że jestem teraz silniejsza niż w Paryżu, to progres u Igi jest jeszcze bardziej widoczny. Nie bez powodu jest numerem jeden na świecie. Widziałam u niej rzeczy, które mam nadzieję poprawić w swojej grze. Postaram się nad tym pracować podczas przygotowań do kolejnego sezonu i mam nadzieję, że pomoże mi to wskoczyć na wyższy pułap. Zdaję sobie sprawę, że rezultat nasze spotkania był taki, a nie inny i wskazywał, że dzieliła nas przepaść, ale wiem też, że w kilku momentach brakowało mi pewności siebie. Ufam mojemu trenerowi, mojemu teamowi, wierzę, że pomogą mi nad tym popracować. Użyję tej lekcji, aby stać się silniejszą w przyszłości.

PAP: Moment, w którym wygrała pani gema celebrowała jakby to był co najmniej set. Podłączyła się pod to wszystko publiczność, co wyszło bardzo fajne. Skąd taki spontaniczny pomysł?

K.J.: To są momenty dla których warto grać! Na tym etapie Iga dosłownie mnie niszczyła, więc mogłam albo zareagować płaczem, albo podejść do tego z uśmiechem na ustach. W tym gemie Iga po raz pierwszy tego dnia podarowała mi kilka swoich pomyłek, dlatego zdecydowałam, że będę to celebrować z radością. Myślę, że kibice to wyczuli i w zamian za to dostałam od nich potężną dawkę energii. Oczywiście, to nie jest tak, że gram po to, aby ugrać jednego gema w meczu, ale fajne było to, że poczułam symbiozę z ludźmi na trybunach. Wiem, że chcąc być gwiazdą i grać na największych i wypełnionych arenach musisz umieć tworzyć i oddawać energię kibicom, więc to, co wydarzyło się dzisiaj, da mi pozytywne doświadczenie na przyszłość. Bo tak naprawdę to gra się po to, aby czerpać z tego radość. I to był ten mój mały moment radości.

PAP: Dużo się mówi o pani przyjaźni z Igą. W czym się ona przede wszystkim przejawia? Jak to jest przyjaźnić się z liderką rankingu?

K.J.: Oczywiście ani ja, ani Iga nie afiszujemy się naszą przyjaźnią w mediach społecznościowych, ale to wspaniałe, że możesz mieć kogoś zaufanego w tourze. Oczywiście, kiedy gramy przeciwko sobie, to obie chcemy wygrać i dać z siebie jak najwięcej, bo to jest nasza praca. Ale potem wszystko wraca do normy, bo ja nie jestem osobą, która przenosi rzeczy z kortu do szatni. Ona też to doskonale czuje i rozumie. Wydawać by się zatem mogło, że rywalki nie mogą się przyjaźnić i spędzać ze sobą czas, ale nam się to udaje. I to pomimo tego, że ja miałam problemy i znajduję się na niskim miejscu rankingowym, a Iga jest wysoko i wygrywa turnieje wielkoszlemowe. Udaje nam się to wszystko wypośrodkować i spotkać gdzieś pomiędzy.

PAP: Jak zaczęła się wasza przyjaźń?

K.J.: Znamy się kupę lat. Bodaj w wieku 13-14 lat grałyśmy razem na jakimś europejskim turnieju rangi mistrzowskiej. Nie wiem, która z nas zaproponowała debla, ale wkrótce zaczęłyśmy wspólnie grać. I tak już poszło.

PAP: Podobno chemia była między wami od początku. Za co cenisz Igę jako przyjaciółkę?

K.J: Pasują mi ludzie, którzy nie boją się być oryginalni i zawsze bez względu na okoliczności pozostają sobą. Podoba mi się więc w niej to, że nie próbuje udawać kogoś innego. Mimo że jest najlepsza na świecie, to się nie wywyższa. Ma fajną energię i nieco… osobliwe upodobania w muzyce i innych rzeczach. Tylko, żebyście nie pomyśleli, że to za coś dziwnego. Wiem, że mogę jej zaufać. Wiem, że cokolwiek się nie wydarzy, ona będzie trzymać moją stronę i na odwrót. Jesteśmy wobec siebie lojalne, Czuję się za nią odpowiedzialna i zawsze chcę ją chronić. Staram się na nią zawsze patrzeć przez pryzmat naszej przyjaźni i traktować tak, jak traktuję moich przyjaciół w Słowenii. Oczywiście, w trakcie meczu nie była moją przyjaciółką. Ale teraz – mimo że dowaliła mi solidnie – na znowu się kumplujemy.

 

Źródło: PAP Autor: W Nowym Jorku rozmawiał dla PAP: Tomasz Moczerniuk
Fot.

Polecane artykuły

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij