Champion reprezentuje okrąg wyborczy Rotherham. A w tym właśnie mieście w północnej Anglii miał miejsce jeden z najbardziej szokujących skandali w najnowszej historii wysp brytyjskich. Od lat osiemdziesiątych zorganizowane gangi oddawały się pedofilii. Male dziewczynki były porywane, gwałcone i bite oraz grożono im śmiercią. Najbardziej szokujące jest w tym jednak to, że lokalne władze doskonale wiedziały, że coś jest na rzeczy – a pomimo tego nie podjęły żadnego działania mającego ukrócić te zbrodnie.
Dlaczego tak się stało? Z prostego powodu – większość zamieszanych w tą aferę osób była pochodzącymi głównie z Pakistanu muzułmanami. Władze bały się, że ruszając tą sprawę narażą się na oskarżenia o rasizm. Dodatkowo rządząca miastem lewica nie chciała podpadać grupie etnicznej, która stanowiła jej żelazny elektorat.
Sprawa wyszła na jaw dopiero w 2012 roku, kiedy dziennikarz „The Times” Andrew Norfolk przeprowadził własne śledztwo i opublikował jego wyniki. Oburzenie publiki było na tyle duże, że sprawą wreszcie zainteresował się rząd w Londynie. W 2014 roku na zlecenie rady miasta profesor Alexis Jay przygotowała raport, którego wyniki były szokujące – od roku 1997 do 2013 około 1400 dzieci, głównie białych dziewczynek, padło ofiarą przemocy seksualnej. Faktyczna liczba może być jednak dużo większa – władze przyznają, że muzułmańskie dziewczynki zapewne też były ofiarami, ale ich rodziny wolą tego nie zgłaszać, bojąc się zhańbienia.
Sarah Champion od dawna interesowała się problemami molestowanych dzieci i gdy tylko koszmar z Rotherham, które reprezentuje w Izbie Gmin, wyszedł na jaw zaangażowała się w jego wyjaśnienie. Prawdziwych kłopotów narobiła sobie jednak rok temu, kiedy to napisała artykuł dla tabloidu The Sun. Stwierdziła w nim, nie owijając w bawełnę, że cechą wspólną niemal wszystkich gwałcicieli z Rotheram i innych brytyjskich miast, gdzie również miały miejsce podobne skandale jest ich pochodzenie etniczne i wiara. I że to właśnie ten fakt, a konkretniej lęk przed oskarżeniami o rasizm sprawia, że państwo nie pomaga ofiarom i nie ściga sprawców tak zdecydowanie jak mogłoby.
Zabić rasistkę
Wywiad odbił się bardzo szerokim echem. Champion stała się obiektem zawziętej krytyki ze strony swoich partyjnych kolegów, lewicowych organizacji i mediów. Wielu komentatorów uważało wręcz, że mówiąc, to co powiedziała, pozbyła się jakichkolwiek szans na dalszą karierę polityczną. Dzisiaj, rok po tamtym pamiętnym wydarzeniu, wiemy już jednak, że prawda jest jeszcze gorsza. Niedawno wyszło na jaw, że Champion otrzymuje nadal tyle gróźb, że musiała zwiększyć swoją ochronę. O jej bezpieczeństwo dbają teraz antyterroryści ze Scotland Yard.
Normalnie Partia Pracy nie miałaby oporów przed wykorzystaniem tego na swoją korzyść. W końcu groźby te padają pod adresem nie tylko osoby ideowo lewicowej – bo, poza tym skandalem, nikt nigdy nie wątpił w jej czystość ideologiczną – ale także kobiety. Przykładu nie trzeba szukać daleko. 2 lata temu inna laburzystowska posłanka, Jo Cox, została zastrzelona w drodze na spotkanie z wyborcami. Partia Pracy nie miała oporów przed wciągnięciem jej na sztandary i wykorzystaniem jej tragedii w bieżącej grze politycznej. Ale Cox została zabita wprawdzie przez szaleńca, który od lat leczył się psychiatrycznie, ale był zadeklarowanym zwolennikiem Brexitu.
W wypadku Champion groźby pochodzą natomiast ze strony muzułmanów, z którymi partia Corbyna ma, o czym mówi się od dłuższego czasu, cichy sojusz. Więc podobnie jak w wypadku milczenia władz podczas tragedii w Rotherham po raz kolejny mamy do czynienia z połączeniem politycznej poprawności z prostą kalkulacją, że obrona Champion zraziłaby własny elektorat. Znaczna część krytyki pochodzi również ze strony jej bezpośrednich konkurentów. Głównym aktorem ma tu być Taiba Yasseen, związana ze skrajnie lewicowym ruchem Momentum, który bezkrytycznie popiera Jeremiego Corbyna. Brytyjskie media nie ukrywają, że Yasseen bardzo chciałaby zająć miejsce Champion w parlamencie.
Pewnemu wielkiemu Anglikowi, Georgowi Orwellowi przypisuje się słowa, że w czasach powszechnego zakłamania powiedzenie prawdy jest czynem rewolucyjnym. I chociaż autor „Roku 1984” najprawdopodobniej nigdy tych słów nie powiedział, to lewicowa posłanka Champion właśnie przekonuje się, że wcale nie oznacza to, że nie są prawdziwe. Przekonuje się również, że w imię partyjnego interesu rewolucja nie boi się zjadać własnych dzieci.
Wiktor Młynarz, fot. Youtube