28 listopada w jednej z sal konferencyjnych Parlamentu Europejskiego miała miejsce premiera raportu „Praworządność proceduralna w Parlamencie Europejskim” przygotowanego przez Ordo Iuris na prośbę europosła Dobromira Sośnierza. Wnioski z jego lektury są przygnębiające. Liczba problemów generowanych przez kuriozalną procedurę głosowania sprawia, że PE jako organ sprawowania władzy jest kompletnie nieefektywny, a podejmowane przez niego decyzję nie mają przełożenia na faktyczną wolę jego członków.
Dobromir Sośnierz objął mandat europosła w marcu tego roku, po złożeniu rezygnacji przez Janusza Korwin-Mikke. Po przybyciu do Brukseli zauważył, ku swojemu zdumieniu, że stosowane przez PE procedury, szczególnie podczas głosowania przy pomocy podniesionej ręki, w praktyce uniemożliwiają właściwe sprawowanie mandatu europosła, a faktyczne wyniki głosowania nie mają zbyt wiele wspólnego z demokratycznymi procedurami. Chcąc upewnić się w swoich obserwacjach, poprosił ekspertów Fundacji Ośrodka Analiz Prawnych, Gospodarczych i Społecznych im. Hipolita Cegielskiego oraz Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris o dogłębne zbadanie sprawy. Autorzy raportu – Konrad Dyda, Piotr Mikusek, dr Bohdan Pretkiel, Bartosz Zalewski i redaktor naukowy dr Tymoteusz Zych przeanalizowali ogólnodostępne dane, jak np. zapisy wideo poszczególnych głosowań. Wnioski z ich pracy są bardzo ponure.
Poselska gimnastyka
Podstawowym typem głosowania w EP jest głosowanie przez podniesienie ręki. Prowadzący obrady wyczytuje numer głosowania i pyta, kto jest za. Później, na podstawie obserwacji, patrząc na salę, ocenia liczbę głosów. Potem powtarza procedurę w wypadku głosów „przeciw” i tych, którzy wstrzymują się od głosu. Po zakończeniu procedury ocenia na podstawie “optycznej większości” ogłasza, czy punkt został zatwierdzony lub odrzucony.
Nie trzeba być politologiem, by od razu dostrzec słaby punkt tego systemu. Jest nim konieczność oszacowania na oko liczby głosów. Z przyczyn oczywistych wynik będzie zawsze przybliżeniem i w sytuacji, w której liczba głosów na „za” i „przeciw” będzie zbliżona do siebie łatwo o pomyłkę. Na dobrą sprawę nie trzeba sobie tego nawet wyobrażać – jeżeli któryś z europosłów stwierdzi, że ogłoszone wyniki głosowania nie pasują do jego obserwacji, to może poprosić o ponowne głosowanie w formie elektronicznej, która pozwala dokładnie ustalić liczbę głosów za i przeciw. Przewodniczący obradom może też zażądać tego samego, jeżeli stwierdzi, że ocena na oko jest niemożliwa. Autorzy raportu przyjrzeli się wynikom takich powtórnych głosowań i zauważyli, że stosunkowo często wynik głosowania elektronicznego jest… odwrotny od oryginalnego głosowania.
Zazwyczaj dzieje się tak przy stosunkowo niewielkich różnicach w liczbie głosów, ale nie zawsze. Szczególnie jaskrawo wybija się tutaj głosowanie z 25 października zeszłego roku, prowadzone przez Davida Sassoliego. Jedną z poprawek uznał za odrzuconą chociaż elektronicznie przeszła większością 289 głosów, inna – 229 głosów a kolejną – 320 głosów.
Pomyłki przy głosowaniu tym systemem są nieuniknione. Dlatego też w większości parlamentów krajowych używa się go wyłącznie do przegłosowywania spraw w wypadku których pomyłka jest niemożliwa lub nieistotna, jak np. ustaw ku czci jakiejś osoby czy potwierdzaniu na stanowisko kandydata cieszącego się powszechnym szacunkiem. W PE jest to podstawowy system głosowania, a późniejsza weryfikacja jego wyniku jest w praktyce niemożliwa. Z tego powodu nie da się określić w ilu wypadkach wynik zapisany w protokole różni się od faktycznego wyniku głosowania – da się jedynie stwierdzić w ilu wypadkach posłowie mieli wątpliwości i zażądali głosowania elektronicznego, a ono zmieniło wynik.
Głosowania na akord, głosowania na rekord
Ta ewidentna wada tej procedury głosowania nie jest jednak największym jej problemem. Tytuł ten zdecydowanie należy się szybkości, z jaką przeprowadzane są głosowania. PE produkuje gigantyczne stosy aktów prawnych, a każdy z nich wymaga wielu głosowań nad np. poprawkami. Oznacza to, że liczba faktycznych głosowań bywa zatrważająco duża, przekraczająca momentami 300. Chcąc, aby głosowanie nie trwało zbyt długo, prowadzący je mają tendencję do narzucania bardzo szybkiego tempa, które średnio trwa około… 4,5 sekundy.
Głosowanie to jednak nie jest prosta sprawa. Poseł musi, po przeczytaniu przez prowadzącego numeru głosowanej poprawki, skojarzyć lub sprawdzić w notatkach o co w niej chodzi. Następnie musi w odpowiednim momencie podnieść rękę. Prowadzący głosowanie musi przyjrzeć się liczbie głosów za i przeciw i ocenić których jest więcej. Tymczasem chcąc skrócić czas na głosowanie do minimum na wszystko jest niezwykle mało czasu. Jeżeli cała opisana wyżej procedura trwa trzy sekundy, łącznie z ogłoszeniem wyniku, to samo podniesienie ręki w odpowiednim momencie jest już ogromnym wyzwaniem. Poseł Sośnierz podczas drugiej części spotkania zorganizował symulację głosowania – uczestniczący w nim dziennikarze mieli tylko podnosić rękę w zgodzie z otrzymaną listą wyników słuchając nagranego głosu przewodniczącego. Bardzo szybko okazało się, że w takim tempie było to całkowicie niemożliwe, a cała demonstracja stała się jednym wielkim chaosem.
Europosłowie w rozmaity sposób radzą sobie z problemem zbyt szybkich głosowań. Część z nich całkowicie ignoruje ten problem i nie podnosi wcale ręki. Inni głosują na chybił trafił. Najczęściej jednak po prostu patrzą na prominentnych przedstawicieli swoich frakcji i małpują ich ruchy, co przypomina bardziej grę zręcznościową niż poważne głosowanie.
Problem z szybkością rodzi jeszcze jedną kwestię z tłumaczeniami. Europarlament kojarzy się z wieżą Babel nie tylko z powodu charakterystycznego kształtu budynku w Strasburgu, przypominającemu do złudzenia słynne malowidło Pietera Bruegela starszego. Przypomina ją także dlatego, że jego członkowie nie muszą posługiwać się wspólnym językiem. Z tego powodu wszelkie debaty itp. są prowadzone przy pomocy tłumaczy symultanicznych. W wypadku głosowań to poważny kłopot. Tłumacz symultaniczny, wbrew nazwie, nie tłumaczy bowiem na bieżąco. Najpierw sam musi usłyszeć zdanie, przełożyć je w głowie i wypowiedzieć we właściwym języku. Wywołane tym opóźnienie nie jest szczególnie duże – szacuje się, że trwa od trzech do sześciu sekund. Jednak w wypadku głosowania to szmat czasu. Dzięki obserwacji nagrań z głosowań autorzy raportu zauważyli, że często euro posłowie głosują „za” wtedy, kiedy usłyszą głos w słuchawce z tłumaczeniem – ale z racji tego opóźnienia trwa wtedy już głosowanie „przeciw”. To jak ich głos zostanie zakwalifikowany podczas oceny przez przewodniczącego jest loterią i jeszcze bardziej wzmacnia panujący podczas głosowań chaos.
Lenistwo czy coś gorszego?
Rozsądnym pytaniem jest w tym wypadku pytanie o to dlaczego ta procedura jest w ogóle używana i dlaczego nie budzące wątpliwości głosowanie elektroniczne nie jest obowiązkowe. Poseł Sośnierz wspominał nawet, że jego próby walki z tą patologią budziły jawną niechęć innych europosłów, do bycia wybuczanym przez salę włącznie, inni członkowie i pracownicy europarlamentu również wspominali o niechęci do jakichkolwiek zmian procedury, mimo ewidentnych wad obecnej.
Dane zebrane przez autorów raportu sugerują odpowiedź na to pytanie – winne jest lenistwo europosłów przy równoczesnej gorączce legislacyjnej, która powoduje produkcję ogromnych ilości rezolucji, uchwał itp. Taka forma głosowania jest bardzo szybka – na przykład 24 października przeprowadzono 360 głosowań w 86 minut. Dzięki temu posłowie mogą szybciej opuścić salę obrad i zająć się przyjemniejszymi aspektami bycia europosłem. Rozmowy z pracownikami i posłami biorącymi udział w premierze raportu zdają się potwierdzać to przypuszczenie – szczególnie powszechna opinia, że posłowie szczególnie źle reagują na elektroniczne sprawdzanie głosowań przed weekendami i przerwami świątecznymi.
Inną popularną teorią którą słyszeliśmy jest to, że wielu osobom taki chaos bardzo pasuje gdyż umożliwia łatwe przepchnięcie przez euro parlament pasujących im przepisów. Frakcja, poszczególni posłowie, a nawet lobbyści mogą dogadać się z prowadzącym obrady aby ten uznał, że ważna dla nich poprawka uzyskała wystarczającą liczby głosów. Jeżeli któryś z posłów nie poprosi o ponowne przeliczenie, to tym samym taka poprawka stanie się prawem pomimo tego, że większość będzie jej przeciwna. A nawet prośba o ponowne sprawdzenie jest problematyczna, zdarza się bowiem, że prowadzący obrady nie zauważa posła domagającego się głosowania elektronicznego. Nasi rozmówcy przyznają, że nie potrafią podać konkretnego przykładu takiej sytuacji, ale sam fakt, że jest teoretycznie możliwa świadczy o słabości tego systemu.
Czasu mało, papierów dużo
Samo głosowanie nie jest jedynym problemem przed jakim stają posłowie poważnie podchodzący do swoich obowiązków. Innym z nich jest to, że często nawet przy prawidłowo przeprowadzonym głosowaniu nie do końca wiedzą nad czym głosują.
Eksperci Ordo Iuris obliczyli, że w październiku w związku z pracą komisji sporządzono w Europarlamencie 617 dokumentów roboczych – projektów porządku dziennego, sprawozdań, zaleceń etc. liczących łącznie 20880 stron. W październiku były 23 dni robocze – poseł, który chciałby przeczytać wszystko, co powinien przeczytać, musiałby przeczytać dziennie 908 stron. Przy średnim tempie czytania 2 minut na stronę zajęłoby mu to 7 i pół godziny. A w zestawieniu tym nie ujęto ogromnej liczby innych papierów które wypadałoby znać oraz faktu, że często zdarza się brak tłumaczenia na język ojczysty posła.
W praktyce poznanie wszystkiego, co produkowane jest w Europarlamencie jest fizycznie niemożliwe. Posłowie muszą więc korzystać z pomocy innych osób – asystentów, think tanków, biura analiz itp. Już samo to jest kontrowersyjne, ale dochodzi do tego efekt skali. Członkowie większych frakcji i partii mają do dyspozycji nieporównywalnie większą liczbę osób, które przeczytają te stosy papieru i opracują je ad usum Delphini niż przedstawiciele małych frakcji i posłowie niezrzeszeni. Oznacza to, że część posłów nie może, nie ze swojej winy, właściwie wykonywać swoich obowiązków i często musi głosować nie znając wszystkich informacji, które są potrzebne do podjęcia świadomej decyzji.
Autorzy raportu zwracają uwagę także na kilka innych problemów, jak np. niskie kworum i dowolność w jego przestrzeganiu. Polecamy zapoznanie się z całością tekstu raportu gdy tylko stanie się ogólnodostępny.
Wydźwięk dokumentu przygotowanego przez Ordo Iuris nie pozostawia złudzeń. Parlament Europejski – jedna z najważniejszych instytucji Unii Europejskiej i jedyna, nad którą mieszkańcy Unii sprawują demokratyczną kontrolę – ma procedury, które w dowolnym parlamencie narodowym byłyby używane jedynie jako symboliczny gest. Co więcej, jego członkowie tworzą stosy nowego prawa nie mogąc poznać wszystkich ważnych szczegółów i głosują w zasadzie na chybił trafił. Najgorsze jest jednak to, że to nie na tych, którzy dopuścili do takiej sytuacji ale na tych, którzy chcą ją naprawić patrzy się jak na wariatów.