Najnowsze wiadomości z kraju

Popularny bloger opisał historię zmiany płci. “Byłem bardzo młody, zostałem zmanipulowany”

Łukasz Sakowski, autor niezwykle popularnego w sieci bloga “Totylkoteoria.pl” ujawnił w sieci poruszającą historię pokazującą, jak nakłoniono go do operacji zmiany płci. Szczegóły jego opowieści budzą grozę.

Autor bloga Totylkoteoria.pl jest absolwentem biologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, współzałożycielem polskiego Marszu dla Nauki i organizatorem plebiscytu na Biologiczną Bzdurę Roku. Jego wpisy w sieci docierają do tysięcy czytelników. Podobnie ostatni tekst, w którym autor dokonał tzw. “coming outu”. 

– Gdy byłem bardzo młody, zostałem zmanipulowany i nakłoniony do zmiany płci (zwanej też korektą płci lub tranzycją płci) przez około 40-letniego transseksualistę. Przez kilka lat podawał mi blokery dojrzewania – niebezpieczne dla zdrowia środki blokujące działanie testosteronu – oraz hormony płci przeciwnej, czyli estrogeny. Tuż przed 18-stką psycholog, psychiatra i seksuolog po jednej wizycie, bez jakichkolwiek badań, sfabrykowali mi diagnozę transseksualizmu i skierowali, już oficjalnie, na zmianę płci, co nigdy nie powinno się było wydarzyć. Obecnie jestem po jej cofnięciu, wróceniu do prawdziwej płci, z którą się urodziłem, z czego bardzo się cieszę – opisuje autor.

Ta historia zaczyna się od ujawnienia homoseksualnej orientacji seksualnej autora, co jego zdaniem “ma duże znaczenie dla tej historii”.

– Gdy miałem 12 lat, zmagałem się z brakiem samoakceptacji. To, że podobają mi się osoby tej samej płci, czułem już wcześniej – czytamy w tekście.

Bloger opisuje, że część jego problemów z akceptacją własnej seksualności związana była m. in. z przekonaniem, iż stereotypowy wizerunek “przaśnych, krzykliwych, niedojrzałych i histerycznie, teatralnie bądź ekshibicjonistycznie manifestujących swoją seksualność gejów” jest jedynym możliwym.

– (…) subkultura gejowska oraz część mainstreamowych mediów promuje do dzisiaj, robiąc tym krzywdę kolejnym pokoleniom młodych homoseksualnych chłopaków. Jako dziecko i nastolatek uległem złudzeniu, że tego rodzaju prowokacyjno-agresywny styl jest dla gejów standardowy, co stało się kolejną przyczyną wypierania orientacji. Straciłem nadzieję, że mógłbym znaleźć zwykłego chłopaka-geja, bo zacząłem myśleć, że „normalnych” gejów prawie nie ma – zauważa autor.

Sakowski dodaje, że “(..) w wielu organizacjach LGBT znacznie większy wpływ na ich kształt i działalność aktywistyczną miały i mają nie osoby homoseksualne, a „queerowe”, fetyszyści, transseksualiści i inni specyficzni działacze, podpinający się pod temat homoseksualności, zyskującej coraz większą sympatię społeczną”.

Autor szczegółowo relacjonuje początki swoich problemów z identyfikacją seksualną. Opisuje, jak w  wieku 13 lat w sieci poznał 40-letniego mężczyznę, który dokonywał zmiany płci. Ich spotkania odbywały się w sieci, a rozmowy prowadzone były przez popularne komunikatory.

– Już w pierwszym etapie naszej internetowej znajomości nakłoniła mnie, abym używał żeńskich form, zamiast męskich. Była to perswazja, sugestia, żebym „nie bał” się pisać „jak dziewczyna”. Z czasem doszły do tego próby przekonania mnie, że powinienem ubierać dziewczęce rzeczy, stosować makijaż i malować paznokcie. Ewa, podobnie jak sporo innych osób trans – o czym przekonałem się dosadnie, poznając wiele ludzi z tego środowiska – nie znosiła gejów. Pałała żywą nienawiścią do homoseksualizmu, o czym wielokrotnie mi pisała. Krytykowała, wyśmiewała, dewaluowała, demonizowała. Niechęcią tą utwierdzała również mnie, że geje to źli ludzie. Transseksualna Ewa była dla mnie kimś ważnym, choć poznanym tylko w Internecie, bo mogłem pisać do niej o różnych sprawach, w których nie czułem, bym mógł zaufać komukolwiek innemu. Brak bezpośredniego kontaktu na żywo (całość odbywała się przez Gadu-Gadu) bardzo sprzyjał tej nastoletniej naiwności – opisuje bloger.

W kolejnym etapie tej znajomości napotkany w sieci mężczyzna, według relacji Sakowskiego, zaczął wysyłać mu leki, które miały na celu hamowanie działania niektórych hormonów płciowych. Silne środki, które miały cały szereg niebezpiecznych skutków ubocznych, wygenerowały później mnóstwo problemów zdrowotnych autora. Jednocześnie bloger przekonuje, że pomimo negatywnych konsekwencji zdrowotnych (objawiających się także bólami) wówczas był przekonany, że proces “zmieniania płci ocenia pozytywnie”.

– Uległem wówczas zjawisku dysonansu poznawczego, więc mimo fatalnego samopoczucia w związku z moim ciałem i sytuacją, miałem wrażenie, że idę w dobrym kierunku, a tranzycja płci mi pomaga – pisze wprost.

Kolejne odsłony tej historii zdradzają, że razem z lekami do 14-letniego wówczas dziecka docierały też porady dotyczące zachowania i ubioru.

– Tak więc dorosły transseksualny mężczyzna, upodabniający swoje ciało do kobiecego poprzez zmianę płci, nakłonił 14-letniego mnie do mówienia i pisania w formie żeńskiej, kompletnie mieszając w mojej rozwijającej się psychice. Zachęcił mnie także do malowania twarzy i ubierania się bardziej dziewczęco. Nie były to szczególnie kobiece ubrania, bo głównie luźne, ale jednak damskie bluzy czy spodnie. Zresztą z tego powodu regularnie Ewa ganiła mnie, abym „szykował się” bardziej kobieco. Wielokrotnie wprost mówiła, że powinienem zacząć zakładać buty na obcasie, spódnice, sukienki itp., czego nie robiłem i z czego niejednokrotnie czułem, że muszę się jej tłumaczyć – pisze w swoim tekście Sakowski.

Autor opisuje, że poza kontaktami z aktywistami rozpoczęła się też procedura diagnozowania jego stanu w poradniach seksuologiczno-pedagogicznych.

–  Prowadził ją znany profesor, o którym później było głośno w mediach, gdyż został skazany na karę bezwzględnego więzienia za molestowanie pacjentek. Proces ten odbył się już po mojej styczności z nim, zaś ja prawie wszystkie konsultacje miałem z jego pracowniczką i doktorantką, dziś mającą stopień doktora. To ona przeprowadzała ze mną wywiad kliniczny i testy diagnostyczne – czytamy w tekście.

Badania psychologiczne zakończyły się postawieniem diagnozy, wg której autor opisywanego tu tekstu cierpiał na tzw. “dysforię płciową”, czyli “zespół dezaprobaty płci”.

– Słabo uświadomione tendencje homoseksualne występujące u Łukasza Sakowskiego przy (…) wysokim dyskomforcie psychicznym wynikającym z braku akceptacji siebie w roli „geja”, spowodowały przyjęcie przez niego idei „bycia osobą transseksualną”, jako korzystniejszego wariantu w samoocenie – tak brzmi fragment tej opinii.

W dalszej części tekstu autor opisuje, że ta diagnoza nie zakończyła sprawy. Częściowo dlatego, że środowisko osób transseksualnych wciąż kierowało go w stronę radykalnej zmiany płci. Całemu procesowi towarzyszyły pogłębiające się problemy psychiczne autora, postępowały stany depresyjne i narastało poczucie alienacji.

Kolejne kontakty ze środowiskiem osób transseksualnych doprowadziły autora do znanej w tym środowisku psycholog, którą “polecano ją na forach, oficjalnie rekomendowała ją jako rzetelną ekspertkę fundacja Trans-Fuzja”. To ona miała, w opinii blogera, namówić go do kłamstwa, dzięki któremu możliwa była formalna procedura zmiany płci (po ukończeniu 18 roku życia):

– Wyjaśniłem jej, że od kilku lat otrzymuję „na czarno” blokery dojrzewania i hormony, od osoby transseksualnej poznanej w Internecie, oraz że moi rodzice o tym nie wiedzą. Nie zmartwiło jej to, przeciwnie. Wyraziła entuzjazm, że mogłem od tak młodego wieku „być sobą”. Powiedziałem jej również o diagnozie sprzed trzech lat, na co dosłownie machnęła ręką i zareagowała z uśmiechem (…) wiedziała też, że w razie pytań Sądu powinienem mówić, że chodziłem do niej na wizyty przez dłuższy czas, a nie tylko dwa razy – czyli tak, jak było naprawdę – oraz abym nie mówił, że brałem hormony od Ewy. Zwyczajnie namówiła mnie do kłamstwa (…) Na kolejnym spotkaniu zapewniła mamę, zmartwioną brakiem testów diagnostycznych, że jestem „transseksualny”. Powtórzyła, aby w Sądzie nie mówić o opinii profesora „od molestowania” i by w razie czego powiedzieć, że chodziłem do niej na konsultacje wielokrotnie. Podała mi kontakt do jej zaprzyjaźnionej psychiatry i seksuolożki, których zaświadczenia diagnostyczne o moim „transseksualizmie” były potrzebne do Sądu – do prawnej zmiany płci (tzw. uzgodnienie płci) w dokumentach – i życzyła wszystkiego dobrego – opisuje autor.

Sakowski dodaje, że wszystkie diagnozy w tym miejscu były “zmyślone i zapisane w dokumencie kierującym mnie na zmianę płci, gdy byłem krótko przed osiemnastką”.

Autor opisuje następnie szereg spotkań z lekarzami, którzy mieli przyczynić się do wydania opinii na temat możliwości dokonania tzw. operacji zmiany płci.

– Dla tych lekarzy i psychologów, działających w nurcie afirmacji zamiast realnej pomocy, ważniejsze było zrobienie ze mnie transseksualisty, niż moje zdrowie psychiczne i fizyczne, które w tamtych okresie były w coraz gorszym stanie – zauważa Sakowski.

Niestety, problemy autora nie zakończyły się wraz ze zmianą płci. Można wręcz zauważyć, że cała procedura znacząco je pogłębiła:

– Kiedy rozpoczynałem studia, wyglądałem już, przynajmniej jeśli nie zwracać uwagi na szczegóły, jak młoda kobieta. Nie miałem zarostu, moje rysy twarzy były w miarę możliwości delikatne, włosy długie, sylwetka kobieca. Jako tako panowałem nad głosem i potrafiłem go zawyżać. Ze względu na przyjmowanie blokerów i hormonów od 14./15. roku życia urósł mi biust, ukształtowało się wcięcie w talii, a miednica była szeroka (…) bardzo szybko okazało się, że stare problemy nie zniknęły. To mit, że tranzycja płci „leczy” z depresji, problemów w relacjach społecznych, autyzmu, zaburzenia osobowości typu borderline, nieakceptacji swojej orientacji seksualnej, myśli samobójczych, czy innych kłopotów. Wielokrotnie już spotkałem się z zarzutami o „transfobię”, gdy pisałem, że osoby z dysforią płciową, zwłaszcza młode, powinny iść na psychoterapię, a nie być kierowane na zmianę płci – pisze autor.

Zamiast szczęśliwego i spokojnego życia rozpoczęły się problemy dotyczące samoakceptacji, potęgowane przez cały szereg lęków:

– Gdy zaplanowałem po raz pierwszy, około 20-stki, operację orchidektomii (usunięcia jąder), stres i napięcie mocno we mnie narastały. Zbliżający się termin skutecznie zmotywował mnie do odwołania zabiegu (…) Sam przed sobą odwołanie operacji tłumaczyłem „obiektywnymi” przesłankami (kwestie finansowe, czasowe itd.) – racjonalizowałem. Jednak w głębi poczułem ulgę. Przełożyłem to na później; nie pamiętam już czy o pół roku, czy bardziej rok. Minęły miesiące, a ja odwołałem również drugi termin i tym razem nie rezerwowałem kolejnego. Do zabiegu ostatecznie nie doszło. I bardzo dobrze, bo gdybym wykonał tę operację, musiałbym po detranzycji do końca życia zażywać szkodliwe dla zdrowia leki hormonalne, miałbym też problemy natury seksualnej i stałbym się bezpłodny. Uratowałem się dzięki własnemu rozsądkowi, głębokiemu i coraz silniej uświadomionemu poczuciu, że cała idea „zmiany płci” to absurdalny i patologiczny pomysł, a także dzięki wiedzy biologicznej (studiowałem już wówczas biologię) i zdystansowanie się od Ewy – pisze Sakowski.

Autor zauważa, że dużą rolę w diagnozowaniu jego stanu odegrały jego studia i powiększająca się wiedza medyczna

– (…) studiowałem biologię i studia te traktowałem naprawdę poważnie, dużo się na nich nauczyłem. Prace dyplomowe napisałem z biochemii i histologii oraz genetyki. Ogółem sądzę, że dużo na tych studiach skorzystałem i sporo się nauczyłem. Nie tylko w kontekście uzyskanej wiedzy, ale również umiejętności świadomego i rozumnego poruszania się po naukach przyrodniczych, czytania badań naukowych, weryfikowania informacji i innych tego rodzaju narzędzi, które rozwijam do dziś. Dzięki temu zacząłem zauważać, jak wiele dogmatów obecnych w narracji działaczy transpłciowych to dezinformacja, manipulacje i kłamstwa, dla niepoznaki nazywane „nowoczesną nauką”, z którą w rzeczywistości nie mają nic wspólnego (…) Dzięki wiedzy biologicznej – czy szerzej, przyrodniczej – dostrzegłem, jak absurdalne i niezgodne z faktami są poglądy takie jak: „Płeć biologiczna nie istnieje”; „Płeć to spektrum”; „Płci jest wiele, a jedną z nich jest transpłciowość”; „Płeć można sobie wybrać”; „O płci decyduje mózg i psychika, a nie biologiczna płeć”; „dysforia płciowa jest nieodwracalna”, „transpłciowość jest wrodzona”. Te i inne dezinformujące tezy, podchodzące pod denializm płci, są jedynie życzeniami aktywistów, nie mają natomiast najmniejszego oparcia w rzetelnej, ugruntowanej i nie powiązanej z aktywizmem nauce.

Ostatecznie autor tekstu podjął (wspólnie z lekarzami) decyzję o tzw. “detranzycji”, czyli powrocie do swojej prawdziwej płci. Zdecydował się na odstawienie leków hormonalnych, przyznał się także przed rodziną, że zmiana płci była błędem. Autor zerwał także kontakt z osobami, które miały wpływ na jego wcześniejsze decyzje, choć wciąż poszukiwał pomocy w środowisku osób transseksualnych.

– Spotkałem się tam jednak z wrogością, uznano mnie za zdrajcę. Niektóre osoby napisały, że jeśli już muszę odkręcać tranzycję, to żebym zrobił to zagranicą, a nie w Polsce, bo przeze mnie polskie sądy będą mniej chętnie wydawać pozytywne (dla zmiany płci) orzeczenia. Fakt, że od ponad roku – odkąd zacząłem na blogu poruszać temat płci – jestem nękany i szkalowany przez transaktywistów oraz ich otoczenie, też nie jest przypadkowy. Dowiedziałem się jakiś czas temu, że środowisko polskich działaczy transseksualnych skądś wie o moim powrocie do prawdziwej płci. Byłem nawet szantażowany przez jednego z bardziej rozpoznawalnych transseksualistów w tym kraju, że może ujawnić moją prywatną historię. Prawdę mówiąc, w dużej mierze właśnie to skłoniło mnie do dokonania niniejszego coming-outu – opisuje.

Tekst autora zakończony jest analizą tego, jak problemy osób trans opisywane są współcześnie w mediach.

– Obecnie światowe, zarówno liberalne, prawicowe, jak i lewicowe media, takie jak „The Guardian”, „BBC”, „The Times”, „Reuters”, „The Economist”, „The New York Times”, „The Atlantic”, „The Conversation”, „ABC”, „The Washington Post”, „Newsweek” (amerykański) – i wiele innych – regularnie piszą o tematach, które poruszyłem. W Polsce natomiast fakty te próbuje się przedstawiać jako „rosyjską propagandę” czy „prawicowe kłamstwa”, a „prawa osób trans” stara się ukazywać jako analogiczne do praw gejów i lesbijek, pomijając przy tym zasadniczą różnicę: w tym pierwszym chodzi o okaleczanie siebie lub innych, w tym drugim o wolność osobistą w kwestiach związkowo-uczuciowo-erotycznych. Ignorowane jest też, że o ile orientacja seksualna jest faktem stricte biologicznym i psychologicznym, tak transseksualizm, jak ujęła to w swoim niedawnym oświadczeniu Francuska Akademia Medyczna (fr. Académie Nationale de Médecine), jest kwestią „przede wszystkim społeczną”[21]. Czynienie analogii między osobami homoseksualnymi a tymi, które deklarują, że są transpłciowe, czynione jest ze szkodą dla rzetelnej i uczciwej debaty publicznej i opinii społecznej, która o opisywanych problemach powinna się dowiedzieć – czytamy.

Jednocześnie autor zauważa, że tzw. “tranzycja” i jej skutki kosztowały go wiele cierpienia fizycznego i psychicznego, które ciężko opisać słowami, gdyż dotyczą bardzo trudnych chwil i okresów w jego życiu.

– Napisałem ten tekst, ponieważ leży mi na sercu dobro młodych ludzi, którzy są dziś zagubieni co do swojej tożsamości, nie lubią swojego ciała lub kwestionują swoją orientację seksualną i są kierowani przez transseksualnych działaczy oraz nieuczciwych psychologów czy psychiatrów w stronę medycznych modyfikacji ciała – pisze autor.

Sakowski podejmuje również polemikę ze stereotypami:

– Tak naprawdę spór w tym temacie wcale nie przebiega tak, jak się go aktualnie stereotypowo opisuje. Nie jest tak, jak przedstawiają to aktywiści, że mamy biednych i uciskanych transseksualistów po dobrej stronie historii, a po drugiej transfobicznych bigotów, którzy znudzili się nękaniem gejów i przerzucili się na osoby trans. Fakt jest taki, że znaczna część krytyków transaktywistów (i ich postulatów) to właśnie geje i lesbijki (którzy w krajach anglojęzycznych zaczęli zakładać nowe organizacje – LGB, bez osób trans i niebinarnych), oraz klasyczne feministki. A do tego coraz liczniejsi naukowcy, lekarze i psycholodzy. Prawica przede wszystkim konflikt ten podchwytuje i nagłaśnia, ale nie ona jest tutaj główną stroną sporu. Przedstawianie go na zasadzie, że każdy, kto jest przeciwny postulatom transseksualistów, popiera PiS czy Konfederację, jest demagogicznym zakłamywaniem rzeczywistości. Ja osobiście zdecydowanie bliższy jestem poglądom lewicowym i nie chciałbym, aby moja historia została wykorzystana do rozgrywek politycznych.

Źródło: Stefczyk.info za totylkoteoria.pl Autor: red.
Fot. Pixabay

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij