Ponad 100 tysięcy ludzi zebrało się w niedzielę pod pomnikiem Miasta Bohatera w centrum Mińska. Uczestnicy marszu wolności domagają się uczciwych wyborów prezydenckich i zmiany władzy na Białorusi.
„Uszyłam sama, bo kupić już nie ma gdzie” – mówi Nina. „Wczoraj stałam w kolejce w CUM-ie (Centralnym Domu Towarowym) i kupiłam dosłownie ostatnie kawałki materiału. Wszyscy szyją flagi” – powiedziała.
Zrobione własnoręcznie flagi to dowód na to, co ludzi najbardziej boli i czemu się sprzeciwiają, a więc brutalności milicji. W ciągu pierwszych czterech dni protestów siły bezpieczeństwa zatrzymały blisko siedem tysięcy ludzi, z których wielu miało biało-czerwono-białe flagi. Z aresztów docierały mrożące krew w żyłach opowieści o biciu i sadystycznym znęcaniu się nad zatrzymanymi. Obrońcy praw człowieka próbują obecnie udokumentować te przestępstwa.
„Przemoc to nie jest wasza praca. Przemoc to jest kryminał” – głosił jeden z plakatów, którego treść była skierowana do milicjantów. „U nas torturują ludzi”, „Akrescyna (areszt) to Oświęcim” – można było przeczytać na innych plakatach. Apelowano też o wolne wybory, uwolnienie więźniów politycznych i ludzi zatrzymanych w czasie protestów.
„No Babariko, no party” – to napis, który trzymał Jahor, barman z centrum stolicy. Jego zdaniem Wiktar Babaryka – niezarejestrowany kandydat w wyborach prezydenckich, którego popierał – siedzi w areszcie pod sfingowanymi zarzutami. „Jestem człowiekiem kultury i wiem, ile dla wspierania naszej kultury zrobił ten człowiek” – mówi Jahor.
Na pytanie czy wierzy w sens protestu bez lidera, zwłaszcza w sytuacji, gdy kilka kilometrów dalej na mityngu Alaksandr Łukaszenka zapowiada, że „nie odda kraju”, odpowiada: „Wierzę w możliwość pokojowej zmiany. Jest nas zbyt dużo, by nas ignorować”.
W pewnej odległości stali żołnierze wojsk powietrznodesantowych (WDW), którzy od dwóch dni uczestniczą w protestach. Mają transparent „WDW z narodem” i sztandar WDW. „Jesteśmy tu +w cywilu+ jako prywatne osoby, ale chcemy, żeby ludzie widzieli, że w strukturach siłowych są ludzie, którzy widzą i rozumieją, co się dzieje. W armii też są ludzie, którzy chcą zmian” – mówi Siarhiej Kiedyszka, sierżant. „Mówię w swoim imieniu. Było mi wstyd, gdy widziałem, co OMON robi na ulicach z naszymi ludźmi. Dzisiaj się już nie wstydzę, bo zebraliśmy się z innymi, którzy byli w wojsku i jesteśmy tutaj i pokazujemy, że jesteśmy ze społeczeństwem” – dodał.
Spod pomnika Miasta Bohatera, który znajduje się na wzniesieniu, widać było ludzkie morze w promieniu kilku kilometrów. Liczbę uczestników demonstracji powszechnie szacowano na ponad 100 tysięcy. Według portalu TUT.by jest nawet 200 tys. ludzi i ciągle przychodzą nowi. Choć jest to największe zgromadzenie w historii niepodległej Białorusi, to jego uczestnicy nie weszli na jezdnię. Przejezdne są wszystkie ulice wokół skrzyżowania, gdzie gromadzą się ludzie.
Łukaszenka: w razie ponownych wyborów Białoruś zginie jako państwo
W razie przeprowadzenia nowych wyborów prezydenckich Białoruś “zginie jako państwo i jako naród” – oświadczył w niedzielę prezydent Alaksandr Łukaszenka na wiecu swych zwolenników w centrum Mińska. Ostrzegł także przed wojskami państw zachodnich u granic kraju.
Przekonywał, że to właśnie za jego rządów Białorusini zbudowali suwerenne państwo. Pewne siły proponują Białorusi “nową władzę” i chcą Białorusinów “obuć w łapcie” – oznajmił. “Proponują nam nowy rząd, już powołali go za granicą. Nie mogą się zdecydować, kto przyjedzie nami rządzić. Ale my pamiętamy historię, tych rządów było już morze, teraz też jeden z tych rządów siedzi w Ameryce” – powiedział prezydent.
“Nie potrzebujemy zamorskich rządów. Potrzebujemy własnego rządu, własnych władz i będziemy je wybierać” – dodał.
Łukaszenka ostrzegł, że nigdy nie pozwoli na “zniszczenie państwa” i że “jeśli ktoś chce oddać kraj”, to on “nie pozwoli na to, nawet jeśli będzie martwy”.
Zapewnił, że kraje zachodnie wzmacniają siłę wojskową na zachodnich granicach Białorusi i “czołgi i samoloty znajdują się 15 minut lotu” od granic kraju.
Białoruś – przekonywał – nie powinna stać się strefą sanitarną między Wschodem a Zachodem. Wspomniał o idei “łańcucha solidarności” pomiędzy Kijowem i Wilnem i porównał to do “kordonu sanitarnego”. Ten kordon “zniszczyliśmy w połowie lat 90. i za to nas tak nienawidzą na Zachodzie” – oświadczył Łukaszenka.
“Nie dadzą nam spokojnie żyć (…). Kierują nimi ci, którzy pociągają za sznurki i widzą zachodnie granice naszej Białorusi. My wszyscy zamienimy się w twierdzę brzeską. Nie oddamy kraju” – zapewnił.
Ostrzegał, by “nie straszyć wojskowych i nie igrać z ogniem”, “nie tykać nauczycieli, lekarzy, dziennikarzy państwowych mediów”.
Łukaszenka publicznie zadawał pytania, czego chcą ludzie i jakich zmian oczekują, a zgromadzeni krzyczeli w odpowiedzi: “pokojowych!”. “Jeśli chcecie reform, to powiedzcie, jakich – zaczniemy od jutra!” – zadeklarował.
Zwracając się do zgromadzonych Łukaszenka powiedział, że przyjechali oni na niedzielny wiec, po to, “żebyśmy mogli po raz pierwszy w ciągu 25 lat obronić swój kraj”.
Przyznał, że w minionych latach władze białoruskie prowadziły “twardy kurs” i być może jego polityka “komuś się nie podobała”, ale – przekonywał – “zaprowadził porządek” w kraju, gdy Białorusini prosili o państwo “bez korupcji i bez oligarchów”.
Prezydent Białorusi powiedział, że na spotkanie z nim przyszło 50 tysięcy ludzi. Agencje RIA Nowosti i Reuters oceniły liczbę zgromadzonych na kilka tysięcy.