Wiele polskich i światowych mediów podało szokującą informację, jakoby w pożarach australijskiego buszu zginęło już pół miliarda zwierząt. Z oświadczenia odpowiedzialnego za nią naukowca wynika jednak, że to medialna manipulacja.
Informacja o tym, że w płomieniach poniosła śmierć tak duża liczba zwierząt, pochodzi od profesora Chrisa Dickmana, eksperta od australijskich ssaków. W związku z popularnością tej informacji profesor Dickman wydał oświadczenie w którym wytłumaczył jak doszedł do liczby 480 milionów – zaokrąglonej przez większość mediów do pół miliarda.
W oświadczeniu profesora jest kilka kluczowych informacji, które zaginęły w przekazie medialnym. Jedną z nich jest na przykład to, że jego szacunek dotyczy tylko Nowej Południowej Walii, podczas gdy pożary występują już nie tylko w tym stanie.
Kluczową informacją, którą pomijają piszący o tym dziennikarze, jest jednak to, że liczba 480 milionów to liczba zwierząt, które zostały dotknięte pożarami – a to nie to samo, co liczba zwierząt, które w nich zginęły. Profesor doszedł do niej mnożąc średnią populację zwierząt żyjących na hektarze przez liczbę hektarów, które stanęły w płomieniach. Aby otrzymać pół miliarda martwych zwierząt trzeba by więc założyć, że żadnemu z nich nie udało się uciec – a to oczywisty absurd.
Sam Dickman przyznał to w rozmowie z telewizją BBC. „Oczywiście, duże zwierzęta, jak kangury czy emu – wiele ptaków, rzecz jasna – będą mogły uciec przed zbliżającym się pożarem” – powiedział.
Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że dane, na których się oparł, są mocno dyskusyjne. W 2007 roku Dickman napisał raport dla eko-organizacji WWF dotyczący wpływu wypalania traw, teraz po prostu użył tamtych danych po raz kolejny. Na tym jednak nie koniec. Duże wątpliwości budzi na przykład szacunkowa populacja gadów. Sprawa jest istotna, gdyż w tych szacunkach gady stanowią trzy czwarte gatunków dotkniętych pożarami. Jedyna szacunkowa gęstość ich populacji pochodzi jednak z badania opublikowanego w 1985 roku. Do tego większość gadów całkiem nieźle radzi sobie z pożarami i najprawdopodobniej nie padnie ich ofiarą. „Chociaż ciężko znaleźć szacunki dotyczące tego jak dobrze gady radzą sobie z pożarami, w podobnych obszarach Australii większość gadów żyje w ziemi” – zwraca uwagę ekolog Colin Beale z uniwersytetu w Jorku – „Ziemia to bardzo dobry izolator cieplny i zakopujące się w niej gady mogą z pewnością pokazać bardzo niską śmiertelność nawet w trakcie intensywnych pożarów”.
„Jest ekstremalnie mało prawdopodobne, żeby większość zwierząt dotkniętych pożarami faktycznie została zabita” – podkreślił ekolog – „chociaż nadal możemy pytać czy przetrwają na dłuższą metę”. Oczywiście nie oznacza to, że liczba zwierzęcych ofiar tych pożarów jest mała – jednak jej oszacowanie z rozsądną dokładnością nie jest na razie możliwe.
To nie jest pierwszy fake news dotyczący pożarów w Australii. Jakiś czas temu światowe media informowały na przykład, że populacja koali stanęła na skraju zagłady – po krótkim czasie okazało się, że doniesienia te były oparte o zmanipulowane dane. Ostatnio w internecie pojawiło się również rzekome zdjęcie satelitarne NASA przedstawiające pożary. Zdjęcie to tak naprawdę było grafiką przedstawiającą miejsca wszystkich pożarów, które wybuchły w Australii od września, co sugerowało, że cały kontynent stoi w ogniu.