Piotr Nowakowski jako jedyny z reprezentacji Polski biorącej obecnie udział w mistrzostwach Europy był w składzie, gdy 10 lat temu biało-czerwoni wywalczyli historyczny tytuł. “Teraz przyjechaliśmy, by też zdobyć złoty medal” – zadeklarował w rozmowie z PAP siatkarz.
Podopieczni Vitala Heynena co prawda w swoim pierwszym meczu grupy D stracili seta z Estończykami, ale w trzech kolejnych w ekspresowym tempie rozprawili się kolejno z Holendrami, Czechami i Czarnogórcami. Są już bardzo blisko awansu do 1/8 finału z pierwszego miejsca w grupie, co przypieczętować mają czwartkowym pojedynkiem z Ukraińcami.
“Właśnie dlatego chyba, że spodziewaliśmy się, iż rywale w grupie nie sprawią nam raczej problemu, to nie rozgrywaliśmy przed tym turniejem żadnych spotkań kontrolnych. Wiedzieliśmy, jacy przeciwnicy na nas czekają i że to oni będą takimi naszymi sparingpartnerami. Nastawiliśmy się od początku na to, nikomu oczywiście nic nie ujmując, że powinniśmy w tej grupie bez żadnego problemu zająć pierwsze miejsce” – zaznaczył Nowakowski.
Przyznał, że najważniejszą imprezą w tym sezonie dla biało-czerwonych był sierpniowy turniej kwalifikacyjny do igrzysk. Zwrócił uwagę, że zadanie wywalczenia awansu zostało wykonane i teraz najistotniejszy jest dobry występ w czempionacie Starego Kontynentu.
“Myślę, że teraz jesteśmy fizycznie nawet lepiej przygotowani niż na turniej kwalifikacyjny. Może forma jest wyższa, bo to już dalsza część sezonu, a może też presja związana z awansem na igrzyska trochę nas przyhamowała. Teraz już trochę z nas to napięcie zeszło i blokada – psychiczna przede wszystkim – już nie jest obecna w naszych głowach. Przynajmniej mogę mówić w swoim imieniu, że na ME pojechaliśmy trochę bardziej wyluzowani niż to miało miejsce w Gdańsku” – podsumował doświadczony środkowy.
Nie obawia się on, że rozluźnienie okaże się nadmierne i zadziała na niekorzyść w przypadku młodszych kadrowiczów.
“Uważam, że dla nich ME są takim turniejem, na którym jeszcze nie mieli okazji zabłysnąć, nie zdobyli jeszcze żadnego medalu w seniorskich rozgrywkach, więc presja będzie na nich ciągle ciążyła… Mimo że zawsze będą mówić, że jej nie ma. Ale też czasem samemu się ją wytwarza, by zagrać jak najlepiej i pokazać się z jak najlepszej strony. Mam nadzieję, że młodzież będzie miała teraz dużo do powiedzenia, bo turniej jest dość długi i mamy jeszcze trochę meczów do rozegrania” – podkreślił.
Nowakowski jest najbardziej utytułowanym z aktywnych polskich siatkarzy. W dorobku ma dwa tytuły mistrza świata i jako jedyny z obecnej kadry brał udział w tak udanych ME sprzed 10 lat. Zawodnik ONICO Warszawa był również częścią drużyny, która dwa lata później wywalczyła brąz, ostatni jak na razie krążek biało-czerwonych w imprezie tej rangi. Nie ukrywa, że teraz wraz z kolegami chce powtórzyć sukces z 2009 roku.
“Przyjechaliśmy po złoty medal” – zadeklarował.
Trzech poprzednich edycji ME siatkarze nie wspominają miło. Sześć lat temu zajęli dziewiąte miejsce, następnie piąte, a ostatnio dziesiąte. Słabsze wyniki z 2013 i 2017 roku były tym boleśniejsze, że Polska była wówczas najpierw współgospodarzem, a potem samodzielnie organizowała tę imprezę.
“Na szczęście poprzednich mistrzostw kontynentu nie muszę zapominać, bo nie brałem w nich udziału. Ale prawdą jest, że w ostatnich latach w ME nam się nie układało, więc na pewno chcielibyśmy teraz udanym występem zatrzeć tamte wspomnienia” – przyznał prawie 32-letni gracz.
Heynen przy ubiegłorocznym mundialu oraz turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk wybrał wariant składu z trzema środkowymi. Tym razem zabrał czterech zawodników grających na tej pozycji.
“Daje to możliwość większych rotacji podczas meczów i utrudnia zadanie rywalom, ale też nam ułatwiło pracę podczas przygotowań do tego turnieju. Bo mogliśmy grać przeciwko sobie w pełnych dwóch +szóstkach+ na zgrupowaniu” – zwrócił uwagę Nowakowski.
W czwartek biało-czerwoni zakończą udział w fazie grupowej. Ich dalszy los będzie zależał od układu w tabelach grup D i B, z których cztery czołowe zespoły trafiają na siebie w 1/8 finału. Jeden z dwóch wariantów zakłada, że Polacy – w przypadku kolejnych zwycięstw – na dwa pierwsze spotkania fazy pucharowej trafią do Apeldoorn, potem półfinał w Lublanie, a następnie w Paryżu finał lub mecz o brąz.
“W tym wypadku rzeczywiście byłoby trochę jeżdżenia. Czy wymyślili to Francuzi, żeby nas podmęczyć? Jeśli tak, to mam nadzieję, że trafimy na nich i zrewanżujemy się im za to na boisku” – zaznaczył zawodnik ONICO.
Agnieszka Niedziałek (PAP)