Piorą umysły Polaków w sprawie Euro. Rząd Tuska zrezygnuje ze złotówki na rzecz waluty, która opłaca się Niemcom? Publicystyka

Piorą umysły Polaków w sprawie Euro. Rząd Tuska zrezygnuje ze złotówki na rzecz waluty, która opłaca się Niemcom?

Media publiczne przejęte, nadszedł czas na dalszą realizację niemieckiego planu powierniczego wobec Rzeczypospolitej? Wiele wskazuje na to, że kolejnym krokiem jest urabianie umysłów Polaków w kwestii zastąpienia rodzimej waluty tą, która opłaca się głównie naszym zachodnim sąsiadom. Finansową rewolucję zapowiada dzisiejsza – nomen omen – “Rzeczpospolita”, która cytuje zgodny chór “ekonomicznych ekspertów”. Ich zdaniem brak euro przynosi Polsce straty, a przyjęcie niemieckiej, tzn. europejskiej waluty, przyniosłoby rodzimej gospodarce same korzyści. Tak, wiemy, jak to brzmi, ale naprawdę taką narrację zaserwowała swoim czytelnikom “Rzepa”.

Proniemiecki lobbing

Tytułem wstępu przypomnimy (być może ktoś z Czytelników uzna tę okoliczność za istotną), iż w sierpniu ub. roku kontrolny pakiet akcji spółki wydającej m.in. „Rzeczpospolitą” od holdingu Grzegorza Hajdarowicza kupił podmiot Pluralis B.V., powiązany kapitałowo z koncernem George’a Sorosa. Medioznawcy komentujący zakup tłumaczyli wówczas w branżowych mediach, iż celem węgierskiego finansisty o lewicowo-liberalnym światopoglądzie jest uzyskanie wpływu na zbliżające się w Polsce wybory. Co prawda firmy Sorosa część udziałów sprzedały we wrześniu ub. roku innemu węgierskiemu miliarderowi, ale wciąż są największym inwestorem w Gremi Media. 

Nikt nie ukrywał, że przejęty przez Sorosa tytuł był po prostu jednym z elementów politycznej walki o rząd dusz w Polsce. Podobnie jak hojnie dotowany przez Niemców Campus Trzaskowskiego, czy politycznie blokowane należne Polsce pieniądze z KPO, tak i media miały stać się jednym z narzędzi do obalenia rządu Zjednoczonej Prawicy. Kiedy główne zadanie zostało zrealizowane, na poszczególnych odcinkach polityczno-medialnego frontu zaktualizowano listę priorytetów.

Po lekturze dzisiejszej “Rzepy” widać, że jednym z priorytetów nowej władzy będzie rezygnacja z rodzimej waluty i zastąpienie jej wspólnym, europejskim pieniądzem. Co ciekawe, wśród ekonomistów cytowanych przez ten poważny onegdaj tytuł, nie znalazł się nawet jeden głos wskazujący, że Euro nie jest żadnym panaceum dla polskiej gospodarki, a jego wprowadzenie może oznaczać cały szereg problemów. Żadnego dzielenia włosa na czworo. Wszystkie ręce na pokład i cała naprzód ku nowej przygodzie!

Zamiast wątpliwości, pytań i debaty, mamy w “Rzepie” brzmiący jednakowo głos kilku ekspertów, którzy utrzymują, że “stracone możliwości wzrostu związane z brakiem euro w Polsce według różnych wyliczeń wahają się od 2,5 do 7,5 proc. PKB.”

– Brak euro w Polsce przynosi straty. Przystąpienie do tej unii walutowej wpłynęłoby pozytywnie na naszą gospodarkę – oceniają ekonomiści cytowani przez wspomniany wyżej tytuł.

Gazeta, z gracją przypominającą wieczorne wydanie nowych Neo Wiadomości, przypomina jednocześnie, że Polska zobowiązała się do przyjęcia Euro wstępując do wspólnoty i już niemal 20 lat się ociąga z realizacją tego planu. 

Między innymi dlatego: – Każdy polski rząd powinien obierać kurs na euro – mówi cytowany przez gazetę prof. Witold Orłowski, główny ekonomista PwC.

Identycznie brzmi Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego, która również popiera pomysł wprowadzenia europejskiej waluty.

– Absolutnie tak. Co nie znaczy, że to będzie szybko, a droga będzie łatwa – tłumaczy Starczewska-Krzysztoszek.

Zbieżne z powyższymi jest, jakżeby inaczej, zdanie Łukasza Bernatowicza, prezesa Związku Pracodawców Business Centre Club:

– Jesteśmy oczywiście za tym, by nowy rząd obrał kurs na euro, a właściwie, by powrócił na ten kurs, porzucony osiem lat temu – tłumaczy Bernatowicz.

O czym zapomniała “Rzeczpospolita”?

Tyle proniemiecki (oczywiście, że proniemiecki, o czym za chwilę) lobbing w “Rzeczpospolitej”. Aby tę narrację zdekonstruować, moglibyśmy pójść na łatwiznę, cytując prof. Leona Podkaminera. W lipcu ub. roku dla “Obserwatora Finansowego” pisał on tak:

– Zastąpienie waluty narodowej przez euro nie gwarantuje wcale szybszego „doganiania” krajów wysokorozwiniętych. Polska funkcjonująca z własną walutą rośnie szybciej niż np. Słowacja i Słowenia, które przyjęły euro stosunkowo wcześnie po wstąpieniu do UE. Co więcej, Polska mocno poprawia swoją pozycję także wobec słabszych krajów oryginalnej strefy euro. (Są to tzw. PIGS: Portugalia, Włochy, Grecja i Hiszpania, które systematycznie „tracą” w porównaniu np. z Niemcami). (…) Zwraca uwagę radykalne „obsunięcie się” Hiszpanii wobec Niemiec, a także nieregularność i niskie tempo postępu (w relacji do Niemiec) zarówno w Słowacji jak i Słowenii. Zauważmy, że wg. Eurostatu Polska, startująca z niskiej pozycji względem Słowacji, już ją wyprzedziła.

Tu w zasadzie można byłoby zamknąć temat. Nie trzeba nawet wspominać, że w cytowanym wyżej tekście profesor Podkaminer wymienia też cały szereg wad wspólnej waluty. Spróbujmy jednak na chwilę zapomnieć o odwoływaniu się do autorytetu.

Co pokazują twarde dane i dlaczego ekonomiści i dziennikarze “Rzepy” – z tylko sobie znanych powodów – o nich nie wspominają?

Nie zauważają, że np. w bliskiej nam geograficznie Słowacji zadłużenie po przyjęciu Euro wzrosło z 28,6% PKB (w 2008 roku) do 57,8% PKB (w roku 2022). Dla porównania, Polska z 46,7% PKB w 2008 miała 49,1% PKB w roku 2022. Co nam pokazuje samo PKB, jeśli zajrzymy do danych Eurostatu? Otóż w 2008 roku Słowacja miała PKB na poziomie 100,9 mld USD, Polska na poziomie 533,6 mld USD. Po 14 latach Słowacy zaliczyli wzrost o 14,5%, osiągając w roku 2022 wynik 115,5 mld USD. W tym samym czasie Polska skoczyła aż o 29% (!), do 688,3 mld USD. My z własną walutą, oni z “europejską”.

Być może dziennikarze “Rzepy” nie mają dostępu do danych Eurostatu? A może im nie ufają? Zacytujmy zatem inny lewicowo liberalny tytuł, może w nim pokładają większą ufność niż w danych makro i mikroekonomicznych:

Wejście do strefy euro kolejnych krajów wiązało się z szybkim wzrostem cen. Dotyczyło to głównie podstawowych produktów, tanich i powszechnie kupowanych. We Włoszech nazwano to efektem cappuccino, we Francji – efektem bagietki. O co chodzi? Wraz z wprowadzeniem waluty euro firmy zaokrąglają ceny swoich produktów i usług tak, żeby finalna cena miała względnie niewiele miejsc po przecinku. Czasem jednak oznacza to nawet kilkudziesięcioprocentowe podwyżki. Przykład? We Włoszech cappuccino kosztowało ok. 1500 lirów, co było wtedy równowartością ok. 0,77 euro. Po wejściu do strefy euro filiżanka kawy podrożała do 1 euro, czyli o ok. 30 proc. Stało się to podczas jednej doby informowała Gazeta Wyborcza 9 stycznia ub. roku, komentując wzrost cen po wprowadzeniu Euro w Chorwacji.

Tego typu zmiany były elementem charakterystycznym dla wszystkich państw wprowadzających nową walutę. Nie trzeba być znakomitym filozofem Ryszardem Petru z Madery, aby wiedzieć, że na rynku z reguły jest tak, że jeśli ktoś gdzieś traci, to ktoś inny gdzieś zarabia. Komu więc najbardziej opłaca się Euro? Tu znów oddajmy głos innym ekonomistom, o których najwyraźniej nie słyszeli autorzy tekstu w “Rzepie”.

Podpowiadamy, według raportu przygotowanego przez prestiżowy niemiecki (!) think tank Centre for European Policy (CEP), który podjął się analizy skutków gospodarczych wprowadzenia wspólnej europejskiej waluty po dwudziestu latach jej istnienia, na Euro wzbogaciły się tylko trzy kraje. Okazją do analizy była 20 rocznica wprowadzenia euro, ale dane przeanalizowane przez CEP dotyczyły lat 1999-2017. Zdecydowanie najbardziej na istnieniu euro skorzystały w tym czasie – co nie powinno nikogo zaskakiwać – Niemcy.

Raport CEP pokazuje, że między 1999 r. a 2017 r. Niemcy zyskały dzięki wprowadzeniu wspólnej europejskiej waluty 1,9 bln euro, a uśredniony “zysk” dla jednego mieszkańca to 23 tys. euro. Drugim krajem, który można zaliczyć do wspomnianej trójki beneficjentów wspólnej waluty, jest Holandia, której korzyści związane z wprowadzeniem euro szacują na 346 mld euro i 21 tys. euro na mieszkańca. Trzecia w tym wyliczeniu była Grecja, ale jej zysk – zwłaszcza w porównaniu z ww. dwójką – był równie wielki, jak liczba okrętów floty Republiki Czeskiej.

No dobrze, ale dlaczego “Rzepa” o tym wszystkim nie wspomina? My naprawdę nie mamy pojęcia, ale wierzymy, że nasz Czytelnik z pewnością znajdzie dobrą odpowiedź na to pytanie. I będzie wiedział, co zrobić, kiedy ktoś będzie mu próbował wcisnąć podobny kit. Euro? Vielen Dank!

Źródło: Stefczyk.info Autor: Artur Ceyrowski
Fot.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij