Najnowsze wiadomości ze świata

Pilot i ławica delfinów uratowały surfera przed atakiem rekina-giganta

W zeszłym tygodniu na jednej z australijskich plaż rozegrały się sceny, które byłyby zbyt nieprawdopodobne w hollywoodzkim filmie. Załoga autożyra i stado delfinów uratowały surfera przed atakiem gigantycznego rekina.

Surfer, Bill Ballard, opowiedział tę historię australijskiej edycji tabloidu Daily Mail, pokazując im też zdjęcia i nagrania na dowód. Sama historia jest bowiem tak nieprawdopodobna, że trudno by było w nią dziennikarzom uwierzyć. Miała miejsce 25 września na plaży Wallagoot w Nowej Południowej Walii.
Ballard surfował wtedy na swojej desce. Krzyknął do swojej matki, która stała na plaży, żeby go nagrała. Kobieta jednak nie zareagowała. Patrzyła bowiem na latające nad jego głową autożyro. Tak nazywa się typ maszyny latającej, będącej połączeniem samolotu i śmigłowca. Zamiast skrzydeł ma wirnik, który nie jest jednak napędzany silnikiem, a pędem powietrza. Nie może zawisnąć w powietrzu jak normalny śmigłowiec – którego jest protoplastą – ale ma bardzo krótki start i lądowanie i może latać dużo wolniej niż typowy samolot.

Ballard w końcu sam spojrzał w górę i zauważył, że autożyro krąży mu nad głową, lecąc na bardzo małej wysokości. Zauważył też, że jego pilot i pasażer wychylają się z maszyny i dają mu jakieś znaki rękami. W końcu usłyszał, że krzyczą „rekin! rekin!”.

W tym momencie pilot zrozumiał, że poleciał zbyt wolno i stracił siłę nośną. Próbując ratować maszynę skierował się w stronę plaży, ale było już za późno – rozbił się w płytkiej wodzie. Sam Ballard nie przejął się za bardzo jego ostrzeżeniem. Wiedział, że w jego pobliżu pływa ławica delfinów, a popularny wśród surferów mit twierdzi, że tam gdzie pływają delfiny, tam nie ma rekinów. Pomyślał, że załoga autożyra właśnie je zauważyła i uznała błędnie za rekina. Mimo tego postanowił popłynąć do brzegu.

Wkrótce potem zauważył jednak, że delfiny też zachowują się dziwnie. „Ciężko to opisać, ale wypływały na powierzchnię, żeby na mnie popatrzeć, zaczęły też pływać tam i z powrotem, zbliżając się i próbując mnie wypchać do brzegu” – powiedział dziennikarzom. Wcześniej wielokrotnie pływał w pobliżu delfinów, więc wiedział, że to nie jest normalne zachowanie. To skłoniło go do tego, żeby jednak popłynąć do brzegu nieco szybciej.

Już na plaży pobiegł na miejsce katastrofy. Z ulgą zauważył, że pilotowi i jego pasażerce nic się nie stało. Zauważył też, że pasażerka była bardzo przejęta, ale nie tym, że właśnie brała udział w katastrofie lotniczej. „Powtarzała, że „ten rekin był tak blisko ciebie, tak blisko, i był największym, jakiego kiedykolwiek widziałam. Musiał mieć około 20 stóp <ok. 6 metrów – dop. red>” – powiedział dziennikarzom. Wyjaśniła mu też, że nie było mowy o pomyłce, bo pilot wielokrotnie latał swoim autożyrem, by obserwować delfiny z powietrza, i miał ogromne doświadczenie w ich rozpoznawaniu.

„Pilot i pasażerka byli bardzo odważni, żeby tak się narażać aby uratować mnie przed potencjalnym atakiem rekina” – skomentował – „Jestem im bardzo wdzięczny. Byli jak aniołowie stróżowie, którzy przybyli, żeby mnie uratować”.

Źródło: Stefczyk.info na podst. American Military News Autor: WM
Fot.
Obserwuj nas w Google News

Ankieta

Kto będzie następnym prezydentem Polski?
Ładowanie ... Ładowanie ...

Polecane artykuły

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij