Strażacy pracujący na miejscu wybuchu kamienicy w Katowicach, wyciągnęli spod gruzów żywego psa. Zwierzak, który przeżył eksplozję gazu, został przekazany w ręce weterynarza. Właściciel psa również przeżył piątkowe zdarzenie.
Do wybuchu – najprawdopodobniej gazu – doszło w piątek około 8.30 rano. Początkowo wydawało się, że wszystkie osoby przebywające w budynku w chwili eksplozji wyszły z katastrofy cało, niektóre z obrażeniami niezagrażającymi życiu.
Potem ustalono, że na probostwie parafii ewangelicko-augsburskiej mieszkały jeszcze dwie osoby: matka i córka. Rozpoczęto poszukiwania. Na ciało pierwszej z kobiet ratownicy natrafili w gruzowisku około 12.30, ciało drugiej odnaleźli ponad dwie godziny później. Ofiary miały rocznikowo 69 i 41 lat.
Podczas pracy na miejscu eksplozji, strażacy odnaleźli także żywego psa, który wabi się Maks. Zwierzę było przestraszone i całe pokryte kurzem.
„Udało się uratować pieska. Jest w dobrym stanie” – przekazali strażacy.
Pies trafił do kliniki weterynarii, a specjaliści określili jego stan, jako poważny. Okazało się, że właściciel Maksa po wybuchu przebywa w szpitalu. Chęć opieki nad psem zadeklarowało wielu internautów.
„Nasz zespół użył wszystkich sił i środków, aby poprawić jego stan i jeżeli to w ogóle możliwe zapewnić mu komfort. Dementując plotki, zapewniamy, że słowo eutanazja, nie przeszło nam nawet przez myśl” – przekazała w mediach społecznościowych klinika weterynaryjna, do której trafiło zwierzę.
„Maks musi pozostać na razie w szpitalu. Trzymamy kciuki za naszych kolegów lekarzy i właściciela Maksa, żeby obaj wrócili do zdrowia” – czytamy dalej