Reprezentacja Polski koszykarzy spotka się w sobotę z ekipą USA w meczu o siódme miejsce mistrzostw świata w Chinach. To drugi mecz tych drużyn o punkty. Przed 52 laty na mundialu w Urugwaju biało-czerwoni przegrali 61:91.
W 1967 roku obie drużyny grały w fazie finałowej w Montevideo w szóstej, przedostatniej rundzie. Systemem każdy z każdym rywalizowało w niej sześć drużyn wyłonionych w fazie pucharowej oraz gospodarz Urugwaj.
Podopieczni trenera Witolda Zagórskigo wcześniej przegrali ze Związkiem Radzieckim (61:86), Jugosławią (78:82) i Brazylią (85:90) oraz pokonali Argentynę (65:58), co otworzyło im drogę do piątego miejsca.
Trzy ostatnie spotkania – z Argentyną, USA i Urugwajem – Polacy rozgrywali dzień po dniu.
Po zwycięstwie nad Argentyną trener Zagórski w rozmowie telefonicznej z “Przeglądem Sportowym” z góry zapowiadał: “Na piątkowy mecz z USA specjalnie się nie nastawiamy, wszystkie siły, a jest ich już coraz mniej, rezerwujemy na sobotni pojedynek z Urugwajem”. Wygrana z gospodarzami dawała Polakom piąte miejsce w turnieju.
9 czerwca 1967 roku w Montevideo do meczu z reprezentacją kraju ojczyzny koszykówki Polska przystępowała z bilansem 1-1 w bezpośrednich konfrontacjach z USA. Były to oficjalne spotkania towarzyskie. Odbyły się w kwietniu 1964 r., gdy przygotowująca się do igrzysk w Tokio amerykańska kadra przyjechała do Polski.
Przed pierwszym, w łódzkim Pałacu Sportowym, kapitan biało-czerwonych Janusz Wichowski wymieniał się proporczykami ze swoim odpowiednikiem w błyszczącym dresie z napisem “USA”. To był rozgrywający Larry Brown, potem słynny trener, który jako jedyny zdobył mistrzowskie tytuły w dwóch najważniejszych koszykarskich rozgrywkach w USA – akademickiej lidze NCAA (z University of Kansas, 1988) i w NBA (z Detroit Pistons, 2004).
18 kwietnia 1964 Polacy sensacyjnie wygrali z Amerykanami 82:73, a wszyscy obserwatorzy podkreślali, że było to zwycięstwo całkowicie zasłużone. W drugim meczu, w warszawskiej Hali Gwardii, lepsi byli Amerykanie, ale rewanż udał im się połowicznie – wygrali niższą różnicą, 64:58.
W Montevideo, na neutralnym terenie, do przerwy wynik był podobny do tego z Łodzi. Wówczas Polacy prowadzili 41:40, a teraz było 41:39 dla Amerykanów.
Już po pierwszych siedmiu minutach rywale prowadzili 20:10. Polacy jednak jeszcze się nie poddawali i dzięki akcjom dwóch najlepszych strzelców mistrzostw, podkoszowych Mieczysława Łopatki i Bogdana Likszy, w 14. min zmniejszyli różnicę do 27:26. W końcówce pierwszej połowy prowadzenie kilkakrotnie się zmieniało, a dopiero rzuty z dystansu Alberta Tuckera i Michaela Sillimana pozwoliły Amerykanom uzyskać dwupunktową przewagę.
Po przerwie zespół polski zwolnił tempo akcji. Nie grał już tak uważnie i agresywnie w defensywie. Odwrotnie koszykarze USA, którzy w ciągu 10 minut zdobyli 22 punkty, podczas gdy biało-czerwoni zaledwie cztery. W 30. min rywale prowadzili 63:43 i w ostatnim fragmencie dorzucili jeszcze 10 punktów do końcowej różnicy. Ostatecznie było 91:61 dla Amerykanów.
Reprezentacja USA nie mogła jednak zaliczyć tamtych mistrzostw do udanych. Zespół złożony głównie z graczy drużyn uniwersyteckich i wojskowych rozpoczął wspólne treningi dopiero 10 dni przed rozpoczęciem turnieju w Urugwaju. W zapowiedziach spekulowano wprawdzie, że w składzie drużyny może pojawić się wyróżniający się w rozgrywkach uczelnianych 20-letni Lew Alcindor, znany potem w NBA jako… Kareem Abdul-Jabbar, ale nie przyjechał do Urugwaju.
Do swojego przedostatniego w finałowej fazie meczu z Polską Amerykanie przystępowali nazajutrz po porażce z Jugosławią 72:73. Na dwie sekundy przed końcem meczu Vern Benson nie trafił drugiego wolnego, który mógł dać dogrywkę. Ostatniego dnia, przy korzystnym układzie wyników w drużyn czołowej czwórki, mogli nawet zostać mistrzami, ale przegrali z Brazylią 71:80, co zepchnęło ich na czwarte miejsce.
Uczestnik mistrzostw w Urugwaju Włodzimierz Trams tak tłumaczył po latach wysoką porażkę ze Stanami Zjednoczonymi: “Na USA, jak i wcześniej na Związek Radziecki, trener Zagórski w pewnym momencie wypuścił rezerwowych. Trzeba się było oszczędzać, żeby zdobyć piąte miejsce. Witek zawsze kombinował, nie grał do końca va banque. Może i dobrze, tak trzeba było. Ale ja, młody w kadrze, myślałem, że trzeba grać ze wszystkimi”.
Meczowi USA – Polska w Pekinie towarzyszy wiele analogii do tego sprzed 52 lat.
Turniej w Chinach nie jest udany dla Amerykanów, a bez względu na wynik ostatniego meczu zostanie zapamiętany jako wielki sukces Polaków.
Skład USA zestawiony z rezerwowego garnituru graczy NBA, po lawinowych rezygnacjach z występów w reprezentacji największych gwiazd tej ligi, można porównać do ekipy na Urugwaj złożonej z zawodników lig uniwersyteckich i wojskowych. Podobnie jak krótki okres przygotowań Amerykanów do tamtego i obecnego mundialu.
W Chinach drużyna trenera Gregga Popovicha przegrała już dwa mecze – z Francją i Serbią, tak jak w Montevideo ekipa Hala Fischera z Jugosławią i Brazylią.
W 1967 roku reprezentacja USA ukończyła turniej na czwartym miejscu, Polacy na piątym. Teraz Amerykanie też mogą być tuż przed biało-czerwonymi. O ile w sobotę wygrają.