Trzy dni temu Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej poinformowało na Twitterze o śmierci rocznego dziecka imigrantów. Teraz jego rzecznik prasowa ujawniła, że zmarło miesiąc temu na Białorusi – przyznając, że nie mają na to żadnych dowodów.
18 listopada na profilu twitterowym RatownicyPCPM pojawił się opis jednej z ich interwencji. „Młody mężczyzna miał silny ból podbrzusza. Był głodny i odwodniony. Oprócz niego pomocy potrzebowało syryjskie małżeństwo” – napisano – „Mężczyzna miał szarpaną ranę ręki, a kobieta ranę kłutą podudzia. Ich roczne dziecko zmarło w lesie”.
Młody mężczyzna miał silny ból podbrzusza. Był głodny i odwodniony. Oprócz niego pomocy potrzebowało syryjskie małżeństwo. Mężczyzna miał szarpaną ranę ręki, a kobieta ranę kłutą podudzia. Ich roczne dziecko zmarło w lesie.
Interwencja zakończyła się o 6:04. https://t.co/45ZfAPpqfP
— RatownicyPCPM (@RatownicyPCPM) November 18, 2021
Ujawnienie tego faktu wywołało oczywiście ogromne emocje. Wielu internautów chciało jednak poznać szczegóły. Dopytywali czy członkowie tej NGO zgłosili sprawę policji lub straży granicznej. Inni od początku wątpili w prawdziwość tej historii.
Bardzo sprytnie tez nie podają w jakim lesie zmarło dziecko,
bo zdaje się, ze już potwierdzono, ze dziecko zmarło wcześniej, na Białorusi— Nata Acosta (@acosta_re_nata) November 18, 2021
https://twitter.com/GogolewskaAnna/status/1461440641594974214?s=20
https://twitter.com/Zajechany_Kocur/status/1461452067843850242?s=20
Gdzie jest pochowane ciało dziecka?
— Chris🇵🇱 (@ChrisKrzysiek) November 18, 2021
No i przypadkiem nie zdążyliście zrobić żadnych zdjęć, już nie wspominam o ciele rzekomego dziecka. Fajne macie te historyjki, takie nie za dobrze udokumentowane.
— Onak 🇵🇱👫👧👧👶⚒️🏈 (@Onak___) November 18, 2021
Tia… i daliście ciepłą herbatkę a potem nic nikomu nie zgłaszając, zaćwierkaliście i poszliście sobie w swoją stronę a oni w swoją. To lepsze od ciężarnej przerzucanej przez SG przez ogrodzenie wysokie na 2 metry i pas szerokości 4.
— Jola (@Jola69968535) November 19, 2021
Okazało się, że poniekąd słusznie. Jak informuje PAP w ich wpisie zabrakło bowiem informacji, że dziecko miało umrzeć miesiąc wcześniej na terytorium Białorusi – i że nie mają na to żadnego dowodu oprócz relacji samej imigrantki. „W nocy z 17 na 18 listopada udzieliliśmy pomocy medycznej po polskiej stronie poza strefą stanu wyjątkowego trzem osobom, mężczyźnie i małżeństwu. Cała interwencja miała miejsce w nocy, w środku lasu” – powiedziała ich rzecznik prasowa Aleksandra Rutkowska – „Z relacji kobiety wynikało, że straciła roczne dziecko miesiąc temu podczas tułaczki w lesie po białoruskiej stronie granicy”.
Rzecznik stwierdziła, że z relacji kobiety wynikało, że jej dziecko zmarło z wyziębienia. Przyznali, że po udzieleniu im pomocy nie rozmawiali z nimi więcej. „Nie mamy z nimi kontaktu” – przyznała. Jak informuje PAP dotychczas ani na policję ani na prokuraturę nie wpłynęło żadne zawiadomienie w tej sprawie.