Były wiceprezydent USA Joe Biden ma kłopoty. Kolejna kobieta oskarżyła go o molestowanie seksualne. Wychodzą również na jaw szczegóły jego postępowania na Ukrainie.
Amy Lappos ujawniła, że Joe Biden miał ją dotknąć w niestosowny sposób w 2009 roku, kiedy była asystentką demokratycznego kongresmana Jima Himesa. Do zdarzenia miało dojść podczas tzw. fundraisera czyli imprezy mającej zebrać pieniądze na kampanię wyborczą. Biden podszedł do niej i złapał ją za szyję. Następnie przyciągnął jej twarz do swojej. Kobieta była przekonana, że chce ją pocałować, ale on dotknął jej nosa swoim. Lappos twierdzi, że nie odebrała tego zdarzenia jako ataku na tle seksualnym ale zachowanie wiceprezydenta sprawiło, że poczuła się bardzo niekomfortowo. Nie złożyła jednak skargi gdyż chodziło o drugą najważniejszą osobę w państwie i bała się jak to może wpłynąć na jej karierę.
Lappos przyznaje, że ujawniła swoją historię teraz z powodu niedawnego wyznania innej polityk Partii Demokratycznej, Lucy Flores. W piątek Flores ujawniła, że padła ofiarą Bidena w 2014 roku. Próbowała wtedy zdobyć stanowisko zastępcy gubernatora Nevady. Biden, który pomagał jej w kampanii, miał podejść do niej kiedy przygotowywała się do wyjścia na scenę. Wiceprezydent złapał ją od tyłu za ręce, powąchał jej włosy i pocałował ją w tył głowy.
Inny przykład niestosownego zachowania Bidena ujawniła słynna prawicowa dziennikarka Laura Ingraham. W poniedziałek ujawniła w swoim programie, że ok. 10 lat temu na imprezie w Waszyngtonie Biden podszedł do niej, położył ręce na jej plecach i powiedział „Bóg mi świadkiem Ingraham, jesteś moim ulubionym prawicowym szajbusem”. Zdaniem dziennikarki zachowanie Bidena jej nie przeszkadzało i stało się problemem teraz tylko dlatego, że lewicowi aktywiści „którzy nigdy nie wyszli poza uniwersytecki kampus” pchnęli poprawność polityczną tak daleko, że nagle podobny styl bycia stał się nieakceptowalny. Zdaniem Ingraham obecne kłopoty Bidena są niezasłużone, ale są także ironią losu gdyż Biden nie reagował, gdy podobne zarzuty były wysuwane w stosunku do konserwatystów. „Trochę mi go szkoda” – powiedziała – „Ale przez lata pozwalał na rozwój tej toksycznej kultury poprawności politycznej”.
Faktem jest, że kłopoty Bidena z niestosownym zachowaniem wobec kobiet nie są niczym nowym. Amerykańska prawica od dawna nazywa go nawet Creepy Uncle Joe (ang. obleśny wujek Joe) a internet pełny jest zdjęć na których były wiceprezydent przytula podczas publicznych imprez kobiety – a nawet małe dziewczynki – w sposób, który można uznać za naruszenie osobistych granic. Kolejne oskarżenia są więc raczej kwestią czasu. A sprawa jest o tyle poważna, że wielu zwolenników lewicy uważało, że Biden – chociaż on sam jeszcze nawet nie potwierdził chęci starti w wyborach – jest jedynym politykiem lewicy, który może rzucić wyzwanie Trumpowi.
Dużo poważniejszym kłopotem dla nadziei Demokratów może okazać się kwestia Ukrainy. W marcu 2016 roku Biden miał postawić rządowi Ukrainy ultimatum – albo zwolnią swojego prokuratora generalnego Wiktora Szokina albo USA wycofają się z gwarancji pożyczek na miliard dolarów. Ukraińcy posłuchali i Szokin stracił stanowisko. Szantaż ten nie był żadną tajemnicą, sam Biden opowiadał o nim otwarcie. Ale dziennikarz The Hill John Solomon odkrył, że Biden nie opowiada o wszystkich kulisach sprawy.
Oficjalnie powodem, dla którego USA chciało dymisji Szokina, było to, że prokurator nie walczył wystarczająco skutecznie z wszechobecną na Ukrainie korupcją. Jego biuro prowadziło jednak szeroko zakrojone śledztwo w związku z korupcją jakiej miała dopuścić się firma Burisma Holdings handlująca gazem ziemnym. Jednym z członków rady nadzorczej tej firmy był Hunter Biden, syn wiceprezydenta. Burisma od wiosny 2014 do jesieni 2015 co miesiąc dokonywała przelewów – zazwyczaj większych niż 166 tysięcy dolarów – na konto Seneca Partners LLC, firmy należącej do syna Bidena. Sam Biden w tamtym czasie był głównym amerykańskim politykiem zajmującym się sprawami Ukrainy. Ukraińskie władze stwierdziły, że mogło tutaj dojść do korupcji a sam Szokin ujawnił, że przed dymisją miał zamiar przesłuchać wszystkich członków rady nadzorczej Burismy, łącznie z synem wiceprezydenta.
Administracja Obamy, w której Biden zajmował drugie najważniejsze stanowisko, miała także bronić ukraińskich interesów George’a Sorosa. Prokurator Generalny prowadził bowiem również śledztwo w sprawie defraudacji 4,4 miliona dolarów, które rząd USA przekazał na walkę z korupcją. Jednym z podejrzanych była organizacja pozarządowa Centrum Akcji Antykorupcyjnej powiązana z Georgem Sorosem. W kwietniu 2016 roku amerykański charge d’affaires George Kent napisał do prokuratora, że śledztwo w tej sprawie jest bezsensowne i że władze USA nie mają żadnych uwag do tego jak wydawane są ich pieniądze.
Kilka miesięcy później nowym prokuratorem generalnym został Juri Lutsenko. Po objęciu stanowiska został zaproszony przez ambasador USA na Ukrainie Marie Yovanovitch. Pani ambasador miała przekazać mu listę osób, którymi jego urząd nie powinien się interesować. Znalazł się na niej m.in. szef Centrum i dwóch posłów, którzy wspierali publicznie finansowaną przez Sorosa organizację. Śledztwo w jej sprawie zostało później przerwane.
Na razie nie wiadomo czy Biden miał cokolwiek wspólnego z tą aferą i czy nalegał na dymisję prokuratora aby chronić finansowaną przez Sorosa organizację. Jednak jeśli zdecyduje się kandydować na prezydenta, to fakt ten na pewno zostanie wykorzystany przez jego przeciwników w kampanii wyborczej. Tym bardziej, że George Soros raczej na pewno przekaże dużą dotację na jego kampanię wyborczą.