Dziennikarze Polskiego Radia oraz “Rzeczpospolitej” ujawniają dokumenty z tajnego archiwum generała Czesława Kiszczaka. Zbiór dokumentów posiadanych przez komunistycznego wojskowego znajdował się w Hoover Institution Library & Archives w Stanford. Wśród nich znalazły się m.in. ważne akta komunistycznych władz, umowy podpisywane przez Kiszczaka czy jego prywatne listy np. do Lecha Wałęsy, na którego próbował wywierać wpływ.
Sygnał dotyczący istnienia tajnego archiwum Czesława Kiszczaka w Stanford puścił dzień wcześniej Sławomir Cenkiewicz, który opublikował list “kaprala Lecha Wałęsy” do generała Wojciecha Jaruzelskiego z 1982 roku. Teraz dziennikarze Polskiego Radia oraz Rzeczpospolitej poinformowali, iż udało im się dotrzeć do materiałów w Hoover Institution Library & Archives. Wśród dokumentów odnaleziono list Kiszczaka do Lecha Wałęsy pochodzący z końca maja 1993 roku. Pismo znalazło się wśród masy wycinków prasowych dotyczących byłego lidera “Solidarności” co może świadczyć o tym, iż komunistyczny generał uważnie śledził jego karierę.
Powodem napisania tego listu były dwa publiczne wystąpienia pracownika kancelarii prezydenta Lecha Falandysza, który twierdził, iż Kiszczak oczyścił akta bezpieki aby chronić postkomunistyczny establishment oraz że teczki są “Wunderwaffe, którą Kiszczak zostawił w spadku Macierewiczowi wiedząc, że ten wykorzysta papierzyska dla zniszczenia swoich poprzedników”. List powstał w czasie, kiedy szukano wszelkiej dokumentacji ujawniającej agenturalną przeszłość Lecha Wałęsy.
W samym piśmie gen. Czesław Kiszczak w bardzo sugestywnie wypowiada się na temat swojej wiedzy o przeszłości byłego lidera “Solidarności”. Jak sam zaznacza “nie wypowiada się w sprawach operacyjnych wywiadu oraz kontrwywiadu, w których posiada bardzo dużą wiedzę”. Kiszczak wspomina jednak o pewnym wyjątku, który uczynił “z własnej woli i bezinteresownie”.
– Kiedy znieważono Osobę i Urząd Prezydenta RP, który symbolizuje Majestat Rzeczypospolitej. Z tą intencją, w obronie Pańskiego autorytetu chcę to czynić nadal, jeśli trwać będzie nagonka na Pana Prezydenta, współtwórcę “Okrągłego stołu” oraz procesu porozumienia i pojednania narodowego, który szczególnie w obecnej, trudnej sytuacji dla Polski winien być kontynuowany pod Pana przewodnictwem – pisze komunistyczny wojskowy.
W dalszej części Kiszczak przyznaje się, że to podlegające mu MSW zniszczyło teczki Departamentu IV. Znajdowały się tam akta, jakie funkcjonariusze zebrali podczas działań inwigilacyjnych w Kościele. Oprócz tego miał osobiście z Wojciechem Jaruzelskim oraz kilkoma innymi, wysoko postawionymi w PRL wojskowymi, niszczyć protokoły z posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR. Wojskowy wyznaje ówczesnemu prezydentowi, iż odbywało się to zgodnie z określonymi procedurami, ale nie ukrywa faktów, iż takie działanie miało pobudki polityczne.
–Zakładaliśmy bowiem, że zwycięska władza, zgodnie z prawidłowościami historycznymi, podzieli się na wiele zwalczających się odłamów i będzie w ostrej, bezpardonowej, wzajemnej walce wykorzystywać operacyjne materiały MSW i Biura Politycznego – czytamy w liście Kiszczaka.
Zgodnie z ustaleniami dziennikarzy Polskiego Radia oraz “Rzeczpospolitej” niewielka część dokumentów trafiła do USA w połowie lat 90. Resztę Kiszczak próbował przenieść do Stanów Zjednoczonych jeszcze przed swoją śmiercią, jednak amerykańska administracja nie wyraziła na to zezwolenia. Decyzję w tej sprawie miał podejmować Barack Obama. Dopiero po śmierci generała jego żonie udało się sprzedać resztę materiałów. Maria Kiszczak w rozmowie telefonicznej z dziennikarzami przyznała, że ostatnie dokumenty archiwalne znalazły się w Stanford ok. pół roku temu. Przyznała też, że jej mąż specjalnie trzymał w swoim domu teczkę TW “Bolka” w obawie, aby nie dostała się w ręce Lecha Wałęsy, który mógłby ją zniszczyć.