W mediach trwa teraz ożywiona dyskusja o tym, czy Polsce udało się w końcu zablokować połączenie rozdziału unijnych funduszy z kwestiami praworządności. Wyjaśniamy o co chodzi.
Rozwiązanie zakładające połączenie unijnych funduszy ma w teorii dać Unii narzędzie nacisku finansowego na państwa członkowskie które łamią u siebie zasady praworządności. Przeciwnicy takiego rozwiązania zauważają, że unijne dokumenty nie definiują nigdzie czym jest praworządność i wprowadzenie takiego rozwiązania dałoby większym państwom Unii niemal nieograniczone możliwości nacisku na te mniejsze gdyż niemal każdą ustawę dałoby się uznać za łamanie praworządności.
Rano premier Morawiecki poinformował, że dotyczące praworządności zapisy nie zostały w końcu częścią wynegocjowanego kompromisu. Od razu politycy opozycji i sympatyzujące z nią media zaczęły zarzucać mu kłamstwo. Udostępniają przy tym często zdjęcie dokumentu podpisanego przez przywódców państw na którym widać zapis, że Rada UE będzie decydowała o tym większością kwalifikowaną. Jak więc jest naprawdę i kto tu kłamie?
Jak ujawnił wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński w oryginalnej propozycji Charlesa Michela faktycznie znalazł się zapis podobny do tego, który teraz cytuje opozycja. Dzięki niemu faktycznie możliwe byłoby nałożenie sankcji budżetowych na państwo UE „łamiące praworządność” większością kwalifikowaną kilkunastu innych państw w radzie UE.
W ostatniej chwili zmieniono jednak zapisy w tekście wniosków ze szczytu. Pojawił się w nich zapis, że że Rada Europejska “podkreśla znaczenie ochrony interesów finansowych Unii” oraz “poszanowania praworządności”, ale kluczowy jest tutaj inny fragment: “Na tej podstawie zostanie wprowadzony system warunkowości w celu ochrony budżetu i funduszu odbudowy. W tym kontekście Komisja zaproponuje środki w przypadku naruszeń, które Rada przyjmie kwalifikowaną większością głosów. Rada Europejska szybko powróci do tej sprawy”.
Fragment ten pokazuje dwie ważne i często pomijane przez opozycję sprawy. Po pierwsze mechanizm warunkowości wprowadzono nie po to by chronić abstrakcyjną „praworządność” a bardzo konkretną sprawę jaką jest właściwe wykorzystanie pieniędzy z unijnego budżetu i funduszu odbudowy. Jak mówi się nieoficjalnie wcześniejsze wspomnienie o „praworządności” zostało w traktacie jedynie po to, aby forsujące takie rozwiązanie państwa mogły wyjść z twarzą z negocjacji.
Po drugie bardzo ważne jest tutaj zdanie o tym, że Rada Europejska szybko powróci do tej sprawy. Oznacza ono bowiem, że każda decyzja o sankcjach będzie przyjmowana w trzech etapach. Jak wyjaśnił Jabłoński najpierw KE przedstawi propozycję mechanizmu w celu ochrony budżetu i interesów finansowych UE, która może dotyczyć właśnie sankcji. Następnie ta propozycja trafi do rady UE, która faktycznie będzie mogła zatwierdzić ją większością kwalifikowaną. Ale dzięki uporowi Polski ostatnim elementem tego procesu będzie to, że sprawa trafi przed Radę Europejską, która jest osobnym organem od rady UE.
A dokladnie wygląda to tak:
Krok 1: Komisja przedstawi propozycję mechanizmu w celu ochrony budżetu (w celu ochrony finansowych interesów UE)
Krok 2: Rada UE zatwierdza mechanizm większością kwalifikowaną
Krok 3: sprawa wraca na Radę Europejską (tu obowiązuje jednomyślność) pic.twitter.com/DMACn0ROw7
— 🇵🇱 Paweł Jabłoński (@paweljablonski_) July 21, 2020
To właśnie ten ostatni punkt jest kluczowy dla naszych interesów. Decyzje w RE zapadają bowiem jednogłośnie. Oznacza to, że inne państwa UE nie będą mogły obłożyć nas sankcjami bez naprawdę istotnych powodów gdyż musiałyby do takiego rozwiązania przekonać wszystkie inne państwa należące do RE, łącznie z Węgrami i resztą V4. Dzięki temu szanse na wykorzystanie tego mechanizmu do nacisków na polski rząd są iluzorycznie małe.