Opozycja najwyraźniej zauważyła, że krytykowanie prób uzyskania od Niemiec reparacji za drugą wojnę światową jednak nie podoba się wyborcom. Teraz twierdzą więc, że tylko oni potrafią je uzyskać.
W 2004 roku Sejm niemal jednogłośnie – tylko jeden poseł wstrzymał się od głosu – uchwałę o tym, że Polska nie otrzymała jeszcze reparacji od Niemiec. Uchwała ta wzywała rząd do jak najszybszego przedstawienia strat materialnych i niematerialnych jakie poniosła Polska i jej obywatele. Opublikowanie tego raportu spotkało się jednak z większą krytyką ze strony opozycji niż ze strony samych Niemiec. Grzegorz Schetyna stwierdził nawet, że reparacje się Polsce nie należą, bo PRL zrzekł się ich w 1953 roku.
Reakcja opozycji nie spodobała się wielu Polakom, więc zaczęli ją stopniowo łagodzić. „Nikt się nie spodziewał, że aż tak zakałapućka się opozycja w tej materii. Opozycja najpierw była przeciw totalnie, teraz jest “za, a nawet przeciw” – skomentował w Polskim Radiu europosłem Jacek Saryusz-Wolski – „Mówią różne rzeczy. Jest to, łagodnie mówiąc, niedobre”. Stwierdził, że taka postawa jest skandaliczna. „W tej sprawie powinna być 100-proc. zgoda. Jest to temat poza wszelką dyskusją, jest oczywisty historycznie i moralnie. Jednomyślność Polaków w tej materii również waży na tym, jakie efekty Polska osiągnie w drodze dyplomacji, perswazji i nacisku” – podkreślił.
Teraz kolejną narrację przedstawił Borys Budka. Stwierdził, że PiS nie jest w stanie zbudować żadnych sojuszy na arenie międzynarodowej, więc jego zdaniem wywołał temat reparacji na potrzeby „kolejnej wojny informacyjnej polsko-polskiej”. Dodał jednak, że to opozycja jest w stanie sprawić, że Niemcy faktycznie je zapłacą. „Jeżeli takie działania zostaną podjęte na arenie międzynarodowej, to oczywiście będziemy je kontynuować. Co więcej mogę zapewnić, że na pewno bardziej skutecznie, w sposób normalny, aniżeli robi to obecny rząd, bo tam nie ma dyplomacji” – stwierdził.