Zbliżające się wielkimi krokami wybory do Parlamentu Europejskiego powoli mobilizują do działań wszystkie. Coraz bardziej widoczne ruchy widać po stronie partii rządzącej, ugrupowań prawicowych, a także i opozycji. Jednak Platforma Obywatelska stoi przed małym-wielkim dylematem. Szef partii musi zdecydować, czy jako wyborczą “jedynkę” w Warszawie umieści Bronisława Komorowskiego czy też Ewę Kopacz.
Choć powód wydaje się absurdalny, może on mieć szerokie konsekwencje nie tylko w kontekście wyborów do europarlamentu, ale i także przyszłości opozycyjnej partii. W końcu chodzi o wybór czołowej postaci na listach wyborczych w stolicy Polski, a kandydatami są były prezydent oraz była premier. Zgodnie z “Faktem” przewodniczący Platformy osobiście wolałbym wskazać Komorowskiego, jednak obawia się potencjalnej reakcji Ewy Kopacz, która mogłaby ujawnić parę niewygodnych faktów dla ugrupowania.
Przed liderem PO nie łatwe zadanie, gdyż żaden ze wskazanych polityków nie zamierza odpuścić. Sami członkowie partii narzekają na nadmiar “dużych i głośnych” nazwisk, wśród których, oprócz Komorowskiego i Kopacz, wskazują m.in. Dariusza Rosatiego, Radosława Sikorskiego, Bartosza Arłukowicza oraz Różę Thun. Do tego dochodzą także politycy z innych ugrupować opozycyjnych.