Niemiecki zbrodniarz czy bohater? Kontrowersyjny wpis polskiego historyka Publicystyka

Niemiecki zbrodniarz czy bohater? Kontrowersyjny wpis polskiego historyka

Tym w istocie jest publicystyka, także ta historyczna: stawianie śmiałych, nie zawsze mądrych tez, mocne porównania albo zręczne formuły, które zbiorą uwagę, wywołają jakieś emocje – oburzenie, zachwyt, koniecznie polemikę.

Zychowicz te zasady skutecznie przeniósł na arenę historyczną. Jest obecnie chyba najlepiej znanym, polskim publicystą historycznym a jego książki zaliczają wysoką sprzedaż. Jeśli o to chodziło, to cóż – cel osiągnięty. Jednak Zychowicz nie zwalnia i w pogoni za popularnością i relewantnością ucieka się do stawiania coraz bardziej dziwacznych tez.

Szybko tylko wyjaśnię – nie jestem przeciwnikiem odmiennego patrzenia na historię, uważam wręcz że obowiązkiem każdego pokolenia jest zadawanie trudnych pytań, pisania pewnych historii na nowo, badaniem tego co niezbadane lub zakazane (czyż w ten sposób nie odzyskaliśmy dla zbiorowej pamięci Żołnierzy Wyklętych?). Wszystko to mieści się w moim przekonaniu w zasadach prowadzenia racjonalnej debaty na temat historii. I Zychowicz mógłby tu spełnić niezwykle pożyteczną rolę, jako ten kto zadaje ważne pytania, poddaje pod dyskusję pewne zjawiska z naszej przeszłości w ocenie których może się mylimy.

Ale Zychowicz nie poprzestał na tym i już przy pierwszej książce “Pakt Ribbentrop-Beck” poniósł go rumak publicystyki. Zamiast zadawać tylko pytania lub prezentować odmienne punkty widzenia Zychowicz (punktowałem to nie raz w recenzjach jego książek) idzie dalej i rozpoczyna jakąś polemikę “przed faktem” z nieistniejącym jeszcze przeciwnikiem. Nasiliło się to w “Obłędzie 44”, którego niemal każdy rozdział podsumowany był jakąś szarżą przeciwko “brązownikom polskiej historii”, kimkolwiek oni są. W “Opcji Niemieckiej” trochę się uspokoił i tym samym ta pozornie mająca być najbardziej kontrowersyjną książka stała się wyjątkowo rzetelną i chłodną w analizie zjawiska. Natomiast w “Pakcie Piłsudski-Lenin” popłynął już daleko. 

I to abstrahując nawet od faktu, iż cała książka jest oparta na kompletnie fałszywych założeniach, choćby w przypadku generała Denikina, którego Zychowicz stawia w roli jakiegoś sojusznika dla Polski, podczas gdy generał absolutnie istnienia Polski nie uznawał, a polskich oficerów uznawał za cyrkowych przebierańców i odmawiał rozmów z nimi, jako zwolennik “jednej i niepodzielnej Rosji”, jakim pozostał do śmierci (na marginesie tuż przed nią oczerniając w pamiętnikach Piłsudskiego jako rzekomego sojusznika Lenina – widać skąd zychowiczowa inspiracja).

Jednak teraz Zychowicz zwyczajnie, mówiąc językiem młodzieży, „przegiął”. Na Facebooku, przy zdjęciu barona von Stauffenberga, jednego ze spiskowców, którzy chcieli uśmiercić Adolfa Hitlera i zawrzeć pokój z Aliantami zachodnimi, Zychowicz napisał: “Nie oznacza to, że w III Rzeszy nie było prawicy. Prawicę reprezentowali konserwatywni oficerowie Wehrmachtu, który próbowali wysadzić Hitlera w powietrze i dokonać zamachu stanu. Niemieccy bohaterowie.”

Faktem jest, że Stauffenberg i pozostali spiskowcy są w Niemczech uznawani za bohaterów, skąd jednak entuzjastyczny ton na klawiaturze Polaka?

Stauffenberg był przecież czystej krwi (ale mi wyszło) nacjonalistą z rysem konserwatywnym, którego poglądy rasowe nie były odległe od poglądów Hitlera. W czasie Kampanii Wrześniowej wielokrotnie w listach wyrażał rasistowskie uwagi pod adresem Polaków, wykazując zadowolenie z polskich pracowników przymusowych jako dobrej, darmowej siły roboczej dla Rzeszy. W liście do żony pisał o Polakach następująco: “Ludność to niesłychany motłoch, tak wielu Żydów i mieszańców. To lud, który czuje się dobrze tylko pod batem. Tysiące jeńców wojennych posłuży nam dobrze w pracach rolniczych”. Spiskowcy Stauffenberga podzielali te opinie. Warunkiem zawarcia pokoju z Aliantami zachodnimi po śmierci Hitlera miało być między innymi zachowanie niemieckich zdobyczy wojennych na wschodzie.

Bawiąc się więc w historię alternatywną, którą Zychowicz tak lubi można założyć, że zagłada Polaków po śmierci Hitlera nadal miałaby miejsce – tym razem formalnie “klepnięta” traktatem z Wielką Brytanią, Francją i USA, już pod patronatem nowego fuhrera Stauffenberga.

Smutne jest, że nasi zachodni sąsiedzi obierają sobie tego typu postacie za bohaterów narodowych. Jeszcze smutniejsze, że polski publicysta z tak wielkim potencjałem mitręży go na stawianie na cokole postaci, które dla Polaka są po prostu obrzydliwe.

Arkady Saulski

Tytuł pochodzi od redakcji (oryg.: “Stauffenberg bohaterem dla Zychowicza?”)

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij