Wszystko wskazuje, że Niemcy jednak nie wprowadzą poboru do wojska. Pomysłowi ministra obrony Borisa Pistoriusa sprzeciwiają się bowiem liberałowie z koalicyjnej partii FDP.
Nie jest żadną tajemnicą, że niemieckie siły zbrojne są w tragicznym stanie. Wojna na Ukrainie i szumnie zapowiadane inwestycje tego nie zmieniły. W marcu br. pułkownik André Wüstner, przewodniczący Stowarzyszenia Niemieckiej Bundeswehry, powiedział mediom, że Niemcy nie mają ani jednej brygady, która nadawałaby się do walki. Jednym z największych problemów Bundeswehry jest brak chętnych na służbę. Sondaże pokazują, że niewielu młodych Niemców w ogóle dopuszcza myśl o zostaniu żołnierzem.
By temu przeciwdziałać, Pistorius planował wprowadzić pobór do wojska. Zaproponował, by każdy Niemiec, który osiągnął pełnoletność, wypełniał specjalny formularz dotyczący jego zainteresowań. Na podstawie tych formularzy wybierano by od 40 do 50 tys. osób, które dostawałyby skierowanie na badania lekarskie. Wśród tych, których stan zdrowia pozwalałby na służbę, powoływano by do wojska 5 tys. osób. Służba trwałaby pół roku.
Pistorius podkreślał, że nie powinno się mówić, że służba byłaby przymusowa. Zauważył, że mała liczba poborowych w stosunku do populacji młodych Niemców oznacza, że do wojska trafiałyby wyłącznie osoby, którym służba nie przeszkadza. Mimo tego liberałowie uznali, że to przesada. W liście do Pistoriusa ministrowie finansów Christian Lindner i sprawiedliwości Marco Buschmann stwierdzili, że wprawdzie popierają wzmocnienie Bundeswehry, ale nawet tak ograniczony pobór to „głębokie wtargnięcie” w życie młodych Niemców.
Ich list nie jest wielkim zaskoczeniem. Liberałowie od początku twierdzili, że sprzeciwiają się wszelkiemu przymusowi przy wzmacnianiu sił zbrojnych. Także Zieloni, drugi partner rządzącej SDP, sugerowali, że tego nie poprą. Oznacza to, że plan Pistoriusa raczej nie ma szans przejść przez Bundestag. Jeśli spróbuje go przepchnąć z pomocą opozycji, to może to doprowadzić do poważnych napięć w i tak mało stabilnej koalicji. Dodatkowo kilka dni wcześniej okazało się, że w nowym budżecie wydatki na obronność wzrosną znacznie mniej niż planowano. Pistorius przyznał, że go to zirytowało, bo „nie będę mógł zainicjować pewnych rzeczy w tempie, którego wymaga poziom zagrożenia”.