Polska jest w trakcie budowy pierwszej pełnoskalowej elektrowni atomowej. Nikogo chyba nie zdziwi to, że nie podoba się to Niemcom.
Polska od lat próbuje wybudować wielkoskalową elektrownię atomową. Proces ten przyspieszył znacznie z powodu rosyjskiej agresji na Ukrainę i wywołanego przez nią kryzysu energetycznego. Na początku listopada Rada Ministrów przyjęła odpowiednią uchwałę. Pierwsza elektrownia, w oparciu o amerykańską technologię reaktorów AP1000, powstanie w nadmorskiej gminie Choczewo.
Pomysł budowy elektrowni atomowej cieszy się wyjątkowo wysokim poparciem społecznym. Według sondażu IRBIS dla Rzeczpospolitej budowę elektrowni atomowych popiera aż 85,7% respondentów, a przeciwników jest 9,2%. Budowa elektrowni cieszy się szczególnym poparciem wśród wyborców PiS – 99% – ale i wśród wyborców opozycji jest wysokie, wynosi 85%. Popierają ją także mieszkańcy Choczewa, gdzie poparcie dla inwestycji wynosi co najmniej 70%. Nietrudno to zrozumieć – elektrownia przyniesie gminie nie tylko ok. 1,3 tys. miejsc pracy i ogromne zyski z podatków, ale napływ pracowników wpłynie też na rozwój gminy – powstanie nowych sklepów, szkół itp.
Tradycyjnie jednak inwestycja o wielkim znaczeniu dla Polski nie podoba się naszym zachodnim sąsiadom. Niemiecka agencja dpa informuje, że Branderburgia i trzy inne landy – Meklemburgia-Pomorze Przednie, Saksonia i Berlin – sprzeciwiają się budowie elektrowni. Wezwały stronę polską do wstrzymania tego projektu.
W swoim oświadczeniu Niemcy – którzy z powodu kryzysu energetycznego musieli odpalić ponownie stare elektrownie węglowe – twierdzą, że „należy zrezygnować z planów dalszego wykorzystania energii atomowej w interesie ludności i środowiska wszystkich krajów nadbałtyckich”. Powołują się też na Czarnobyl i Fukushimę, nie zauważając, że Polska nie ma zamiaru korzystać z sowieckiej technologii, a na Bałtyku raczej nie zdarzają się tsunami.