Niedźwiedź zaatakował 55-letnią kobietę na jej własnym podwórku. Życie uratował jej piesek.
Zdarzenie miało miejsce we wtorek późnym wieczorem w wiosce Butler w Pensylwanii. 55-letnia Lee Ann Galante powiedziała mediom, że wcześniej jej sąsiedzi powiedzieli jej, że kamera na ich domu zarejestrowała obecność niedźwiedzicy i trzech niedźwiadków, które włamały się do ich karmika dla ptaków. Od tego czasu minęło jednak kilka tygodni, i o tym zapomniała.
Przypomniała sobie o tym wieczorem, gdy wyprowadziła na podwórko swojego psa, szpica miniaturowego o imieniu Smokie. Pies w pewnym momencie zaczął ujadać. Gdy podniosła wzrok, zobaczyła sylwetki trzech niedźwiadków na rosnącym u sąsiada drzewie. Wkrótce potem zauważyła ich matkę.
Niedźwiedzica przeskoczyła przez płot i się na nią rzuciła. Obaliła ją na betonowy podjazd, po czym ugryzła ją w tył głowy. Siła ugryzienia była tak duża, że myślała, że ją oskalpuję. Życie uratował jej Smokie. Ujadał tak głośno, że niedźwiedzica zostawiła ją na chwilę w spokoju i próbowała go zaatakować. Po chwili wróciła do niej, obaliła ją znowu na ziemię i ugryzła w lewe ramię. Kobieta powiedziała mediom, że była przekonana, że to jej ostatni dzień.
Piesek jednak znowu odwrócił uwagę niedźwiedzicy. Kobiecie udało się wtedy odczołgać i wejść do domu, gdzie zadzwoniła na numer alarmowy. Także jej psu udało się uciec do środka przed niedźwiedzicą.
Galante trafiła w ciężkim stanie do szpitala. Lekarze założyli jej tuziny szwów na głowę. Miała też złamany nos, rany wewnątrz ust, rany od zębów na ręce, a także liczne zadrapania. Smokie ze spotkania z niedźwiedzicą wykpił się zadrapaniami na grzbiecie.
Wezwana na miejsce policja zlokalizowała niedźwiedzicę i jej dzieci na pobliskim drzewie. Na miejsce wezwano funkcjonariuszy stanowej Komisji ds. Zwierzyny Łownej. Stwierdzili, że niedźwiedzica dalej jest agresywna, więc zdecydowali się ją zastrzelić. Jej dzieci zostały uśpione i zostaną wypuszczone na wolność w innym miejscu.