Niedźwiedź Wojtek. Skąd wziął się ten niezwykły żołnierz w Armii Andersa? Najnowsze wiadomości z kraju

Niedźwiedź Wojtek. Skąd wziął się ten niezwykły żołnierz w Armii Andersa?

Ta historia wydarzyła się podczas II wojny światowej, ale jeszcze długo po jej zakończeniu niektórym trudno było w nią uwierzyć. Początkami sięga 1942 roku i odległych trenów Persji. Istnieje kilka wersji tej opowieści, lecz nie ma już nikogo, kto wskazałby tę właściwą. Nic dziwnego, wielu chciało z czasem stać się cząstką legendy, jaką obrosły losy kaprala Wojtka.

Historia syryjskiego niedźwiedzia, który służył w armii generała Andersa, weszła na trwałe do polskiej historiografii i do dzisiaj wzbudza szerokie zainteresowanie nie tylko pasjonatów II wojny światowej.

Był kwiecień 1942 roku. Polscy żołnierze po wyjściu z ZSRR, podczas wędrówki bezdrożami Azji, spotkali irańskiego pastuszka z przewieszonym przez szyję jutowym workiem. Siedział w nim mały, osierocony, syryjski niedźwiedź brunatny – jego matkę najprawdopodobniej zabili myśliwi. Nieodłącznym elementem ówczesnego życia był handel wymienny, a chłopiec handel miał we krwi. Dał Polakom do zrozumienia, że chętnie odsprzeda im niedźwiadka.

Po długich targach, za kilka monet, czekoladę, nóż i puszkę wołowiny, syryjski niedźwiedź przeszedł na żołd Armii Andersa i został ochrzczony imieniem Wojtek. Gdyby nie polscy żołnierze pewnie skończyłby, tańcząc po okolicznych jarmarkach i nigdy nie przeszedłby do historii II wojny światowej.

Jego opiekunem, który miał zastąpić mu matkę, został kapral Piotr Prendys. Mały Wojtek karmiony był początkowo skondensowanym mlekiem z butelki po wódce/ Później stał się wszystkożerny. Do legendy przeszło jego upodobanie do piwa i papierosów. Papierosów jednak nie palił, lecz zjadał ze smakiem, pod warunkiem, że były zapalone; najwyraźniej bardzo lubił ich aromat.
Jego ulubionym kompanem, poza opiekunem, stał się duży dalmatyńczyk należący do angielskiego oficera łącznikowego. Oba zwierzaki zaprzyjaźniły się od pierwszego spotkania. Bawiąc się, potrafiły gnać przez cały obóz w szaleńczych wyścigach, taranując wszystko po drodze.

Jednak nie tylko 22 Kompania Zaopatrzenia Artylerii była oddziałem, który posiadał na stanie żywego niedźwiedzia. Inną jednostką, której na wojennym szlaku towarzyszył niedźwiedź, był 16 Lwowski Batalion Strzelców. Oddział ten, stacjonując na obszarze Iranu, otrzymał niedźwiedzia w darze od szacha Mohammeda Rezy Pahlawiego. Niedźwiedź podarowany piechurom nazywał się Michał i był kilka lat starszy od Wojtka. Jednak misie nigdy nie zostały przyjaciółmi; zwierzęta się nie lubiły i kiedy tylko stanęły sobie na drodze, dochodziło do sparingu. Ostatecznie Michał został wymieniony w ogrodzie zoologicznym w Tel Awiwie na małpkę, której nadano imię Kasia.

Z punktu widzenia Wojtka nie przyniosło to znaczącej zmiany. Agresywnego niedźwiedzia zastąpiła złośliwa małpa, dla której dręczenie Wojtka stało się życiową przyjemnością. Przy każdej sposobności Kasia ciągnęła go za nos, szczypała w uszy, a gdy spał, skakała mu po głowie i ciskała w niego kamieniami lub daktylami. Małpa była dla Wojtka tak okropna, że niedźwiedź, widząc ją, natychmiast zakrywał sobie łapami oczy, jak dziecko chcące uniknąć konfrontacji z czymś nieprzyjemnym.

W żołnierskim życiu Wojtka było wiele wydarzeń, które żołnierze 2 Korpusu długo wspominali po wojnie jako anegdoty. Bez wątpienia należy do nich ta, która wiąże się z jego obsesją na punkcie prysznica. Niedźwiedź nauczył się go uruchamiać i korzystał z niego do całkowitego wyczerpania wody, którą do jednostki dowożono cysternami. Zmusiło to żołnierzy do zamykania baraku prysznicowego na kłódkę.

Pewnego dnia Wojtek zauważył, że drzwi są uchylone. Postanowił wykorzystać sytuację i wziąć szybki prysznic. Gdy wtoczył się do pomieszczenia, zastał w nim sparaliżowanego z przerażenia Araba. Okazało się, że wykrył szpiega zbierającego informacje przed planowanym na następny dzień atakiem oddziału arabskich dywersantów. Przerażonego intruza wybawili z opresji polscy żołnierze, zwabieni jego przerażającym krzykiem.

W grudniu 1943 roku Wojtek został oficjalnie uznany za żołnierza 22 Kompani Zaopatrzenia Artylerii i otrzymał stopień szeregowca. Dzięki temu wraz ze swoimi towarzyszami broni można go było zaokrętować na MS „Batory”, by popłynął do Włoch.

W czwartej bitwie o Monte Cassino przewidzianej na maj zadanie przełamania niemieckiej obrony wzięli na siebie Polacy z 2 Korpusu generała Andersa. Kompania Wojtka miała dowozić amunicję na pozycje artylerii. Pośród wielu opowieści o Wojtku pojawiła się wówczas również i ta, mówiąca, jak niedźwiedź pomagał nosić artyleryjskie pociski. Robił to ponoć tak sprawnie, że nigdy żadnego nie upuścił.

Tę niewiarygodną historię wspominał po wojnie brytyjski żołnierz John Clarke:

„(…) Pamiętam dokładnie to zdarzenie, ponieważ był to dzień moich dwudziestych urodzin. Szliśmy przez puste pola, rozglądając się za zabłąkanymi kurami lub kurzymi jajami, gdy niespodziewanie znajdujący się w pobliżu oddział artylerii otworzył ogień. Podszedłem bliżej, żeby dokładniej przyjrzeć się artylerzystom. Okazało się, że była to polska bateria, która akurat prowadziła nawałę ogniową na nieprzyjacielskie pozycje. Stanowiska dział ukryte były na polanie pośród drzew dużego lasu. Gdy przyglądałem się temu obrazkowi, moją uwagę przykuł pewien zaskakujący szczegół. Oto niespodziewanie spomiędzy drzew wyszedł wielki, poruszający się na tylnych łapach niedźwiedź. Wyglądało na to, że zwierzę coś taszczyło. Obaj z Vincentem zaczęliśmy krzyczeć, chcąc ostrzec kanonierów o zbliżającym się do nich niedźwiedziu. Nikt jednak nie zareagował na nasze wrzaski. Niedźwiedź doszedł do ogona lawety działa i postawił na ziemi niesiony przez siebie pocisk artyleryjski. Po wykonaniu tej operacji podążył z powrotem do lasu, aby po chwili pojawić się ponownie, niosąc w łapach kolejny pocisk (…)”.

Od tamtego czasu symbolem 22 Kompanii stał się niedźwiedź z pociskiem w łapach. Jego wizerunek ozdobił samochody wojskowe i mundury żołnierzy.

We wrześniu 1946 roku Wojtek wraz ze swoimi żołnierzami wylądował na ziemi szkockiej, która stała się ich nowym domem. Trafili do Winfield nieopodal Glasgow. Wkrótce zwierzak stał się ulubieńcem całej okolicznej ludności, a miejscowe Towarzystwo Polsko-Szkockie mianowało go nawet swoim członkiem.

W 1947 roku nastąpiła demobilizacja polskich żołnierzy, która objęła również Wojtka. Przez wiele tygodni wśród jego opiekunów i towarzyszy broni trwała burzliwa dyskusja, co z nim dalej począć. W końcu zdecydowano o umieszczeniu Wojtka w edynburskim ZOO.

Kiedy w grudniu 1963 roku zakończyło się jego niedźwiedzie życie, wiadomość o jego śmierci podało ze smutkiem wiele gazet, stacji radiowych i telewizyjnych. W londyńskim Instytucie im. generała Sikorskiego znajduje się pierwszy pomnik Misia Wojtka autorstwa brytyjskiego rzeźbiarza Davida Hardinga.

Więcej o przygodach Wojtka można przeczytać w książce szkockiej pisarki Ailleen Orr. Miała ona okazję poznać Wojtka osobiście, a jego historię opowiedział jej w dzieciństwie dziadek, który kilka razy w tygodniu odwiedzał misia u swoich polskich przyjaciół w Winfield.

Źródło: wyd. Replika Autor: Tomasz Specyał.
Fot.

Polecane artykuły

Ten zawód umiera. W całej Polsce jest ich zaledwie 46 0 0

Ten zawód umiera. W całej Polsce jest ich zaledwie 46

Zmarła wiceprzewodnicząca klubu KO 0 0

Zmarła wiceprzewodnicząca klubu KO

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij