Najważniejsze światowe giełdy odnotowały w poniedziałek ogromne spadki. Eksperci winią koronawirusa i spadek cen ropy.
Wall Street miał bardzo ciężki poniedziałek. Już po kilku minutach od pierwszego dzwonka trzeba było wstrzymać handel akcjami z indeksu S&P500 został wstrzymany po osiągnięciu pierwszego limitu przeceny na poziomie 7 procent. Dow Jones zamknął się ze spadkiem 7,8% a Nasdaq – 7,29%.
Równie trudna sytuacja panowała na Giełdzie Papierów Wartościowych w Londynie. Wartość indeksu FTSE 100 spadła o 7,7%, co było piątym najgorszym wynikiem i największym spadkiem od czasów głosowania nad Brexitem w 2016 roku. Spadki odnotowały również giełdy w Azji, Chinach i Australii. W Europie było jeszcze gorzej. Giełda we Włoszech spadła o ok. 10 procent, a warszawski WIG 20 odnotował największy spadek od 2009 roku.
Eksperci są zgodni, że głównym powodem tej sytuacji jest gwałtowny spadek cen ropy. Spowodowało je fiasko rozmów OPEC z Rosją na temat dalszych ograniczeń wydobycia. W związku z tym Arabia Saudyjska zapowiedziała w weekend, że obniży ceny swojej ropy. Dla wszystkich było jasne, że ta wojna cenowa sprawi spadek notowań surowca, ale skala tego spadku – 30 procent, najwięcej od wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku – zaskoczyła niemal wszystkich.
Winny panicznych ruchów inwestorów jest również koronawirus, którego epidemia ma ogromny wpływ na gospodarkę wielu dotkniętych nim państw. Inwestorzy z tego powodu rezygnują z potencjalnie ryzykownych akcji i inwestują w „bezpieczniejsze”, jak złoto czy japońskie jeny.
Na razie nie wiadomo, czy poniedziałkowe tąpnięcie było tylko tymczasową anomalią czy przełoży się na trwalszą bessę i spowoduje kolejny kryzys finansowy.