“My tylko wykonujemy rozkazy”. Ziemkiewicz zdradził kulisy swojego zatrzymania Publicystyka

“My tylko wykonujemy rozkazy”. Ziemkiewicz zdradził kulisy swojego zatrzymania

Prawicowy publicysta Rafał Ziemkiewicz udzielił wywiadu portalowi DoRzeczy. Zdradził w nim kulisy swojego zatrzymania na lotnisku Heathrow.

Ziemkiewicz wybrał się w sobotę do Wielkiej Brytanii aby towarzyszyć córce, która rozpoczyna edukację na Oksfordzie. Został jednak zatrzymany przez pograniczników i po kilku godzinach zaprowadzono go do pokoju przesłuchań, gdzie zrobiono mu zdjęcie i pobrano odciski. Następnie nakazano mu powrót do Polski.

Ziemkiewicz opowiedział DoRzeczy jak wyglądało jego zatrzymanie. Powiedział, że jego córka i żona przeszły bez problemu przez kontrolę, ale on sam został zatrzymany przez pogranicznika, który powiedział mu, że coś się nie zgadza w komputerze i poprosił go, żeby chwilę poczekał, tłumacząc się zamieszaniem w związku z nowymi procedurami. „Z 5 minut zrobiła się godzina, a potem minęła kolejna” – powiedział publicysta – „Najpierw przychodzili jacyś ludzie i zadawali pytania typu paszportowego, np. o moje córki, datę urodzenia, w jakich krajach bywałem itd. Po jakichś dwóch godzinach nagle pojawili się jacyś ludzie i kazali iść za sobą. Wtedy zaczęła się już taka klasyczna rewizja, pobieranie odcisków palców i robienie zdjęć. Oczywiście na wszelkie pytania padała jedna odpowiedź: „my nic nie wiemy, my tylko wykonujemy rozkazy, musi z panem porozmawiać oficer”.

Ziemkiewicz potwierdził, że urzędnicy skonfiskowali mu leki na cukrzycę i powiedzieli, że jak się źle czuje to mogą wezwać do niego pogotowie. Po wielu godzinach oczekiwania w celi w towarzystwie nielegalnych imigrantów stanął w końcu przed urzędnikiem imigracyjnym, który powiedział mu, żeby przebukował bilet bo z racji poglądów i tak nie zostanie wpuszczony. „Oczywiście odpowiedziałem, że absolutnie to nie wchodzi w grę. Spytałem też, co mają do moich politycznych poglądów i co o nich wiedzą, ale nie uzyskałem odpowiedzi. Oficer powtórzył, że on nie decyduje, on tylko wykonuje rozkazy” – powiedział – „Po jakiejś godzinie wrócił do tego aresztu z papierem podpisanym nie wiadomo przez kogo, ponieważ ten podpis był nieczytelny. Zapadła decyzja o tym, że mam być deportowany i zostałem odprowadzony do polskiego samolotu.”

Kiedy załoga oddała mu paszport publicysta zauważył, że wbito do niego brytyjską wizę z datą 2 października i numerem oficera imigracyjnego, którą potem przekreślono długopisem. „Ewidentnie zapadła już decyzja, że mam być wpuszczony no i zapewne ktoś bardziej wpływowy jednak postanowił taką hucpę urządzić i wszystko wycofać” – podkreślił.

Jego zdaniem za całą sytuacją stoją przede wszystkim obywatele Polski. „Rzecz jednak nie jest w tym, że mnie nie wpuszczono tylko to, że padłem ofiarą naprawdę potężnego hejtu na Polskę ze strony samych Polaków, którzy jeżdżą po całym świecie i wykorzystują swoje osobiste kontakty. Wiem, że robią tak profesorowie i funkcjonariusze lewicowo-liberalnych mediów, którzy publikują w języku angielskim i w innych językach artykuły o Polsce, wypisując niestworzone bzdury między innymi na mój temat” – powiedział.

Publicysta przypomniał historię profesora Witolda Kieżuna, z którym brytyjska uczelnia zerwała kontrakt w latach siedemdziesiątych po tym, gdy jeden z jego polskich znajomych powiedział im, że był w AK, a ta kolaborowała z Niemcami. „Mam wrażenie, że moja historia jest bardzo podobna. Przecież żaden z tych Anglików nie ma zielonego pojęcia, z kim miał do czynienia, nie znają języka polskiego, a żadne moje treści nie były tłumaczone na język angielski. Wszystko, co ci ludzie o mnie wiedzieli, dowiedzieli się od osób, które Jan Krzysztof Kelus ładnie nazwał „rodzimą kanalią” – podkreślił.

Źródło: Stefczyk.info na podst. DoRzeczy Autor: WM
Fot.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij