Na fali zamieszek po śmierci George’a Floyda lewica z Minneapolis – miasta, w którym zginął – doprowadziła do referendum nad zlikwidowaniem u nich policji. Większość wyborców nie zgodziła się jednak z tym pomysłem.
Rządzący Minneapolis lewicowi radni zaproponowali likwidację departamentu policji już w połowie zeszłego roku, ale ta propozycja nie przekuła się w konkrety. Rada miejska zaproponowała to ponownie w styczniu tego roku, ale wkrótce potem koalicja lokalnych lewicowych organizacji Yes4Minneapolis sama to zaproponowała i zebrała wymagane do zorganizowania w tej sprawie referendum 20 tysięcy podpisów.
Ich propozycja zmieniłaby Kartę Miejską Minneapolis – coś w rodzaju miejskiej konstytucji – tak, że likwidacji uległby dzisiejszy departament policji, który po śmierci Floyda nadal jest obiektem federalnego śledztwa. Zamiast niego powstałby Departament Bezpieczeństwa Publicznego, w którym oprócz policjantów znaleźliby się także ratownicy medyczni oraz specjaliści od zdrowia psychicznego. W jego skład weszłaby również obsługa telefonu alarmowego 911.
W opinii zwolenników tej reformy zapewniłaby ona większą kontrolę nad policją radzie miejskiej. Miałaby również sprawić, że mieszkańcy otrzymywaliby taką pomoc, jaka jest im najbardziej potrzebna i na przykład do osób chorych psychicznie wysyłano by psychiatrów a nie policjantów. Przeciwnicy zwracali uwagę, że to zły pomysł, bo przy takich interwencjach często dochodzi do niebezpiecznej eskalacji i policjanci są znacznie lepiej przygotowani żeby sobie z nią poradzić. Zwracali też uwagę, że propozycja była na tyle ogólna, że po zlikwidowaniu zapisów o minimalnej ilości zatrudnianych policjantów w Karcie Miejskiej nic nie zmuszałoby lewicy do dotrzymania słowa i stworzenia nowego departamentu.
Ostatecznie ci drudzy wygrali. 56% mieszkańców zdecydowało, że Minneapolis dalej będzie mieć policję w dotychczasowej formie. Wynik może ulec pewnej zmianie gdyż głosy nadal są liczone, ale już nie ma szans, aby propozycja lewicy przeszła.