Maryja ocaliła Jasną Górę przed bombami Luftwaffe? Niezwykła relacja niemieckiego pilota Publicystyka

Maryja ocaliła Jasną Górę przed bombami Luftwaffe? Niezwykła relacja niemieckiego pilota

Przy okazji rocznicy wybuchu II Wojny Światowej portal Misyjne.pl przypomniał pewną ciekawą historię. Według niej klasztor na Jasnej Górze miał paść ofiarą niemieckich bomb – ale pilotom nie udało się tego dokonać.

Portal cytuje relację anonimowego niemieckiego pilota, który miał brać udział w jednej z wypraw bombowych na Jasną Górę. Według jego słów Niemcy planowali zbombardować klasztor już w pierwszych dniach wojny. Miał to być atak typowo terrorystyczny, którego celem było złamanie morale Polaków poprzez zniszczenie ważnego dla nich miejsca.

Eskadra niemieckich bombowców wystartowała już pierwszego września. Po dotarciu na miejsce piloci ujrzeli jednak nie klasztor – a jezioro. Nie byłoby w tym nic niezwykłego – ówczesne samoloty miały prymitywne narzędzia nawigacyjne, ich załogi nawigowały głównie przy pomocy mapy i stopera. Lecąc z Niemiec nawigatorzy mogli z łatwością się pogubić i nie trafić na relatywnie mały cel jakim był klasztor. Według relacji pilota dowództwo uznało jednak, że był to sabotaż i postawiło załogi przed sądem polowym.

Plan ataku na Częstochowę nie jest nieprawdopodobny. Niemcy wymyślili naloty terrorystyczne podczas Pierwszej Wojny Światowej i od samego początku Drugiej używali swojego lotnictwa do niszczenia morale poprzez bombardowanie ludności cywilnej. Sam Hitler też raczej nie miałby z wydaniem podobnego rozkazu problemu. Wbrew tezom lewicowej propagandy był bowiem najprawdopodobniej ateistą, do tego wrogo nastawionym do chrześcijaństwa. Nie mógł wystąpić przeciwko chrześcijaństwu otwarcie, ale oficjalna religia III Rzeszy, tzw. pozytywne chrześcijaństwo, miała z tym prawdziwym wspólną jedynie nazwę i terminologię.

Według autora tej relacji tego samego dnia wysłano nad Jasną Górę drugą eskadrę. Jej także nie udało się zbombardować klasztoru. Po dotarciu na miejsce ujrzeli bowiem, że znajdują się nad dużym kompleksem leśnym. Twierdzili potem, że otrzymali źle przygotowane mapy, ale i oni mieli stanąć przed sądem polowym z powodu podejrzenia, że po prostu nie chcieli wykonać rozkazu.

Dzień później, drugiego września, Niemcy mieli podjąć trzecią próbę zbombardowania Częstochowy. Tym razem, chcąc ograniczyć ryzyko niewykonania tego rozkazu, mieli w niej wziąć udział sami ochotnicy, w tym autor tej relacji. Kiedy niemieckie maszyny zmierzały w stronę Jasnej Góry miały w nich przestać działać stery. Żadna z maszyn nie dotarła więc do celu ani nie powróciła do bazy. Sam autor miał awaryjnie lądować w Czechosłowacji i przypłacić to lądowanie kalectwem. Zdarzenie to miało także sprawić, że się nawrócił.

Ta część relacji budzi największe zastrzeżenia historyków. Szczególnie fakt, że w większości wersji tej opowieści ochotnicy mieli być żołnierzami SS. SS nie miała swoich sił powietrznych, ich jednostka lotnicza SS-Fliegerstaffel została włączona do Deutscher Luftsportverband – organizacji zrzeszającej lotników sportowych, która była kamuflażem dla tworzonej przez Niemcy Luftwaffe – w 1935 roku. Wielu członków SS jednak przeniosło się do sił powietrznych i być może właśnie takich byłych SS-manów miał na myśli autor, a jego słowa zostały zniekształcone przez osoby, które jego relację podawali dalej.

Historia nieudanego ataku na Jasną Górę wyszła na jaw dopiero po wojnie, kiedy pilot opowiedział o niej swojej matce. Ta poszła z nią do swojego proboszcza a on poinformował o niej media. Pilot twierdził, że Niemcy mieli próbować wyciszyć to zdarzenie i do końca wojny bał się przez to o swoje życie. Siłą rzeczy po tym nieudanym nalocie nie został dzisiaj żaden ślad w dokumentach i raczej nie uda się już udowodnić czy zdarzenie to faktycznie miało miejsce.

Prawdziwości słów pilota dowodzi jednak pośrednio inne zagadkowe zdarzenie z pierwszych dni wojny. Pomimo tego, że na Jasną Górę nie spadła żadna bomba a sami Niemcy zajęli klasztor już 3 września, w światowych mediach pojawiła się informacja, że klasztor został zbombardowany. Jej źródłem była Katolicka Agencja Prasowa w Watykanie. Niemcy od razu zaprzeczają tej informacji i zapraszają do Częstochowy Amerykanina Louisa P. Lochnera, szefa berlińskiego biura agencji prasowej Associated Press, któremu pokazują nietknięty klasztor.

Fałszywa informacja o bombardowaniu Częstochowy najprawdopodobniej została podrzucona watykańskiej agencji przez samych Niemców. 3 września ich okręt podwodny, U-30, zatopił pasażerski parowiec SS Athenia. Stało się tak przez pomyłkę – jego dowódca, Fritz Julius Lemp, pomylił go z brytyjskim krążownikiem pomocniczym.

Sprawa była bardzo poważna. Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom tego samego dnia nieco wcześniej, ale na pokładzie Atheni było 311 obywateli USA. Niemcy obawiali się, że ta zbrodnia wojenna sprawi, że Amerykanie chętniej dołączą do wojny a Brytyjczycy dotrzymają sojuszniczych zobowiązań. Chcąc uniknąć konsekwencji niemiecka machina propagandowa rozpoczęła starania mające przekonać świat, że Athenia zatonęła po kolizji z brytyjską miną morską lub została wprost zatopiona przez Brytyjczyków aby oczernić Niemcy i wciągnąć USA do wojny.

Fałszywa informacja o zbombardowaniu Częstochowy najprawdopodobniej była częścią tego planu. Niemcy mieli rozpuścić tą informację aby skompromitować zachodnie media i wzbudzić do nich nieufność, co ułatwiłoby im przekonanie opinii publicznej, że także w przypadku Athenii dziennikarze kłamią. Takie zagranie było bardzo w stylu Goebbelsa, który nawet dzisiaj jest uznawany za mistrza propagandy, ale powiązanie ze sobą tak odległych spraw jak zatopienie brytyjskiego statku pasażerskiego i bombardowanie Częstochowy może budzić podejrzenia, że zainspirował go faktyczny nieudany plan spuszczenia bomb na klasztor.

Faktem jest, że klasztor cudem uniknął zniszczenia kilka lat później. Niemcy szybko zrozumieli jak ważne jest to miejsce dla Polaków, więc chociaż zabronili grupowych pielgrzymek do Czarnej Madonny, to jednak nie odważyli się na prześladowania częstochowskich zakonników i samego klasztoru. Zmieniło się to pod sam koniec wojny, kiedy do Częstochowy zbliżała się już Armia Czerwona. Klasztor miał stać się elementem niemieckiej linii obronnej, co naraziłoby go na zniszczenie przez sowieckie działa i bomby. Dodatkowo Niemcy postanowili zniszczyć klasztor po to, aby nie wpadł w ręce Sowietów. Na jego dziedzińcu rozlano w tym celu kilka lub kilkanaście beczek z benzyną, rozstawiono tam również wiadra z naftą i trocinami i sprowadzono ciężarówkę wypełnioną kocami i papierami, które miały zostać użyte do podsycenia ognia.

Planowi Niemców przeszkodził jednak nagły atak sowieckich czołgów na Częstochowę. Niemieckich żołnierzy ogarnęła panika i wycofali się z Jasnej Góry praktycznie bez walki. Wzniecony przez nich w popłochu pożar był na tyle mały, że zakonnikom udało się go ugasić po kilku godzinach.

Źródło: misyjne.pl, jasnagora.com, Autor: WM
Fot. Dapi89, Public Domain

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij