Nie chcę skończyć kariery jako ta, która zdobyła srebro w Tokio, a mogła złoto — powiedziała w rozmowie z PAP wicemistrzyni olimpijska w rzucie oszczepem Maria Andrejczyk. Dodała, że robi 200 procent tego, co można, aby jej bark był w jak najlepszym stanie. Marzeniem jest dzień bez bólu.
Maria Andrejczyk: Powiem szczerze, że to już jest dawno za mną. Igrzyska były i minęły. Teraz moje myśli skupione są na zdrowiu, na planowaniu kolejnego sezonu, okresu przygotowawczego. Było, minęło. Rozdział zamknięty. Czas na kolejne.
Jasne, że sportowiec za długo nie powinien patrzeć w przeszłość, ale to Twój największy sukces w karierze. To także bodziec do jeszcze cięższej pracy, do jeszcze większej dbałości o sprawy zdrowotne?
Uwierz mi, ja robię dwieście procent, aby moje zdrowie dobrze funkcjonowało. Niektórych rzeczy nie da się jednak przeskoczyć. Wiem, że do igrzysk zrobiłam tyle, ile mogłam. Nawet z nawiązką. Cholera jasna, ja już czasami naprawdę nie wiem co mam robić, żeby chociaż raz przepracować okres przygotowawczy bez kontuzji. Zobaczymy, jak będzie teraz. Stawiam przede wszystkim na częstsze wizyty w klinice Galen, bo w ubiegłym roku wyprowadzili mnie na prostą po operacji. Teraz też jadę do nich na trzy tygodnie. Potem zacznę zgrupowania, ale jeszcze nie raz i nie dwa na pewno ich odwiedzę. To inny trening, zastępczy. Nie to, że rehabilitacyjny, ale prewencyjny. On porusza inne układy w moim ciele. Bardzo mi to pasuje i nie obciąża mnie dodatkowo. Jestem dobrej myśli.
Jak wygląda na ten moment sytuacja z Twoim barkiem? Kiedy będziesz realnie mogła rozpocząć treningi?
Po pierwsze chciałam sprostować pewną rzecz, która się pojawiła w mediach. Nie miałam operacji, ale ostrzyknięcie komórkami macierzystymi. W poniedziałek mam kontrolne USG w Poznaniu i będzie wiadomo, czy już wystarczy i można wdrożyć proces rehabilitacji. Jestem już w trakcie delikatnego wchodzenia w trening. Przez pewien moment po igrzyskach bardzo ciężko było mi znaleźć motywację. Wcześniej — przez pięć lat między Rio a Tokio był we mnie olbrzymi głód. Bardzo mi zależało na podium olimpijskim. Teraz pewien etap w moim życiu jest za mną. Coś tam osiągnęłam. Najważniejsze jest teraz to, aby znaleźć w sobie chęć do ciężkiej pracy. W ostatnich dniach widzę jednak, że jest z tym lepiej i wraca chęć treningu.
Ból w barku przeszkadza w normalnym życiu?
Tak. Nie mogę np. spać. Myślałam, że po ostrzyknięciu komórkami macierzystymi ból trochę zmaleje. No i chyba delikatnie tak jest, bo nie muszę brać tabletek przeciwbólowych na noc. Taki plus. Może też ta ręka boli mniej, bo jej obecnie nie używam. Zawsze boję się o swój bark, ale mam wokół siebie profesjonalistów.
Większość śmiertelników, nawet związanych ze sportem, nigdy na olimpijskim podium nie stanie. Gdy słucha się ciebie, ma się wrażenie, że nieco umniejszasz ten sukces, nie chcesz robić “afery” wokół tego wielkiego osiągnięcia.
Ja po prostu mam już kolejne cele. Nie chcę skończyć jako ta, która zdobyła srebro w Tokio, a mogła złoto. W ogóle nie ma takiej możliwości. Chcę więcej, chcę ciężko na to pracować. Kwestie zdrowotne mnie troszeczkę hamują. Tokio dało mi na pewno potwierdzenie wartości sportowej, której byłam pewna, a dziś inni też są jej świadomi. Nie wolno osiadać na laurach.
Teraz jest otwarty rozdział MŚ w Eugene 2022, czy IO Paryż 2024?
Tak było, że pomiędzy Rio i Tokio żyłam — od igrzysk do igrzysk. W mojej głowie było tylko Tokio, Tokio, Tokio. Bardzo czekałam na ten wyjazd do Japonii. Teraz już tak nie chcę. Po prostu na każdej imprezie chcę walczyć o najwyższe cele. Chcę być gotowa na każde mistrzostwa świata i Europy. Oczywiście, że Paryż jest ważny, ale to cel długoterminowy.
W przyszłym roku są mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy, a wicemistrzyni olimpijska dostanie zapewne wiele propozycji startów na mityngach. Jak to wszystko pogodzić?
Nie należę do takich zawodników, którzy startują do oporu. Chcę szanować swoje zdrowie. Nie będę wybierać lukratywnych mityngów, ale te, które będą mi odpowiadały od strony treningowej. Najważniejsze cele na 2022 rok to mistrzostwa świata i Europy. W sezonie 2021 popełnionych zostało trochę błędów. Moje 71 metrów z maja to był wypadek przy pracy. Taki wynik nie powinien przychodzić tak szybko. To był błąd. To było skandaliczne (śmiech). Potem człowiek liczy, że w dalszej części sezonu będzie jeszcze dalej, a tak to nie działa. Musimy trafiać z formą w imprezy docelowe.
Rozpoznawalność po Tokio wzrosła, czy w twojej okolicy i tak już cię wszyscy znali?
Jestem z małej miejscowości. Dla sąsiadów jestem swoja, najlepsza. Śmieję się, że dla nich byłam mistrzynią od Rio. To jest bardzo miłe. Nieco ten zgiełk przeszkadzał po samych igrzyskach, bo wszędzie byłam ciągana i miałam tego troszeczkę dosyć.
Marzenie sportowe na 2022 rok to kolejne wielkie sukcesy, ale już przy wypełnionych po brzegi stadionach? Chyba wszyscy uświadomili sobie właśnie podczas igrzysk najmocniej, ile traci sport bez fanów?
Na Memoriale Kamili Skolimowskiej na stadion przyszło tylu kibiców, że w 100 procentach wykorzystali dozwolony limit. To było coś pięknego. Nie potrzebuję żadnych nagród, ale tego, aby kibice przyszli na arenę i nas dopingowali. W Chorzowie bez wsparcia fanów w ogóle nie byłabym w stanie wystartować i cokolwiek rzucić. Bardzo ciężko się startuje bez kibiców. To nie jest frazes.
Marzenie czysto ludzkie to dzień bez bólu?
Naprawdę marzę o sezonie bez bólu, kontuzji, abym mogła pokazać wszystko to, co wypracowałam. Wiem, że ten moment kiedyś przyjdzie i nie będzie to sezon, a długi, długi czas. Sądzę, że jesteśmy na dobrej ścieżce do tego. Oby taki okres przyszedł jak najszybciej.