Zakończyło się śledztwo w głośnej sprawie wypadku małżeństwa lesbijek, Jennifer i Sarah Hart, w której zginęła, oprócz nich, szóstka adoptowanych dzieci. Komisja współpracująca z koronerem hrabstwa Mendocino w Kaliforni potwierdziła wcześniejsze spekulacje – kobiety doprowadziły do wypadku specjalnie gdyż chciały zabić swoje adoptowane dzieci i siebie.
Zdarzenie miało miejsce w marcu zeszłego roku. U stóp wysokiego na ok. 300 metrów klifu w stanie Kalifornia przypadkowy kierowca zauważył rozbity samochód GMC Yukon XL. Kiedy na miejsce dotarła policja ich oczom ukazał się makabryczny widok. W rozbitym samochodzie odnaleziono ciała 39-letnich Jennifer i Sarah Hart oraz trójki adoptowanych przez nich dzieci – Markisa, Jeremiaha i Abigail. Ciało czwartego dziecka odnaleziono kilka tygodni później gdy wyrzuciły je na brzeg fale Pacyfiku. Podobnie stało się z ciałem piątego, Hannah. Policja uważa, że w samochodzie znajdowało się również szóste dziecko, ale jego zwłoki do dzisiaj nie zostały odnaleziono.
Początkowo wszystko wskazywało na tragiczny wypadek. Policjanci zauważyli jednak, że prędkościomierz samochodu zablokował się w momencie uderzenia w ziemię na 150 kilometrach na godzinę – co byłoby bardzo nierozsądną prędkością na krętej nadmorskiej drodze. Zauważyli także, że brakuje jakichkolwiek śladów hamowania. Barierka nad klifem była oddalona o kilkadziesiąt metrów od drogi, gdyby kobiety straciły panowanie nad kierownicą próbowałyby się więc ratować, ale policjanci nie znaleźli nic, co by o tym świadczyło. Dalsze wątpliwości wzbudził fakt, że komputer pokładowy pokazał, że kobiety zatrzymały się przed zderzeniem na pobliskim parkingu i po ruszeniu z niego samochód cały czas przyspieszał.
Podejrzewając, że wypadek był celowym działaniem, policjanci zaczęli bliżej przyglądać się mieszkającemu na co dzień w stanie Waszyngton małżeństwu Hart. Sprawdzenie dokumentów sądowych wykazało, że Sarah w 2011 roku została skazana za przemoc domową gdyż w złości pobiła jedną z adoptowanych dziewczynek, która miała wtedy 6 lat. Rozmowy z sąsiadami wykazały, że martwili się o to jak kobiety traktują adoptowane dzieci. Sąsiadka powiedziała im, że jeden z chłopców poprosił ją aby zostawiała im pod płotem jedzenie gdyż ich opiekunki za karę je głodzą. Inna sąsiadka wspomniała, że trzy miesiące po wprowadzeniu się jedna z dziewczynek, ubrana tylko w koc, przyszła do niej w środku nocy i poprosiła o ochronę gdyż mamusie ich prześladują. Na drugi dzień pojawiła się u niej cała rodzina i Sarah przeprosiła za zachowanie adoptowanej córki i wytłumaczyła, że mieli ciężki tydzień.
Sąsiedzi mieli w końcu dość i powiadomili służby socjalne. Te zdecydowały się o otwarciu oficjalnego postępowania w sprawie zaniedbywania i potencjalnego prześladowania adoptowanych dzieci. Trzy dni przed wypadkiem urzędnik od ochrony dzieci złożył im wizytę ale nikt nie otworzył mu drzwi. Wkrótce potem cała rodzina wsiadła do samochodu i w pośpiechu odjechała. Policja nie odkryła w ich domu żadnych listów pożegnalnych, ale jedna z kobiet szukała w internecie informacji o tym jak wygląda śmierć przez utonięcie.
Znajomi małżeństwa Hart wątpili jednak w to, że kobiety celowo zabiły siebie i adoptowane dzieci. Sarah i Jennifer były znanymi w okolicy lewicowymi aktywistkami. Produkowały własną żywność i często zabierały dzieci na hippisowskie festiwale i protesty. Jeden z adoptowanych chłopców, 15-letni Devonte zyskał nawet pewną sławę gdy podczas protestu Black Lives Matter w Fergusson zrobiono mu zdjęcie gdy z łzami w oczach przytula policjanta, które następnie przedrukowały wiodące amerykańskie media.
Policjanci przeprowadzili bardzo dokładne śledztwo, które oficjalnie zakończyło się wczoraj. Płynące z niego wnioski są jednoznaczne. Kobiety, bojąc się odebrania adoptowanych dzieci przez służby socjalne, postanowiły je zabić popełniając równocześnie samobójstwo. Po ucieczce z domu pojechały do Kalifornii, gdzie Sarah celowo skierowała samochód w stronę klifu i przyspieszyła aby runąć w przepaść. „Obie zdecydowały, że to będzie koniec, że jeśli nie mogą mieć tych dzieci to nikt nie będzie ich miał” – powiedział jeden ze śledczych, Jake Slates.