Dziennikarze telewizji Fox News dowiedzieli się, że słynna sieć kawiarni Starbucks szykuje się na potencjalny bojkot ze strony amerykańskiej lewicy. Ma to związek z faktem, że jej były szef Howard Schulz rozważa start w wyborach prezydenckich jako kandydat niezależny – i w ostrych słowach krytykuje Partię Demokratyczną, która jego zdaniem poszła zbytnio na lewo.
O ambicjach politycznych Schulza zaczęto mówić już w zeszłym roku, kiedy to niespodziewanie zrezygnował z bycia prezesem i po 36 latach odszedł z firmy. W styczniu Schulz ujawnił, że planuje start w wyborach prezydenckich jako kandydat niezależny.
Schulz otwarcie przyznaje się, że całe życie popiera Partię Demokratyczną. Często zresztą wykorzystywał swoją medialną popularność aby mówić o ważnych dla lewicy kwestiach, jak np. ograniczenie dostępu do broni palnej. Wpłacał również duże kwoty na kampanie wyborcze lewicowych polityków, m.in. Barracka Obamy i Hillary Clinton. Otwarcie jednak twierdzi, że nie podoba mu się kierunek obecnej Partii Demokratycznej. Jego zdaniem poszła zdecydowanie za bardzo na lewo. Jej politycy coraz częściej otwarcie chwalą socjalizm i promują socjalistyczne programy jak państwowa służba zdrowia czy darmowe studia – na które, jego zdaniem, USA po prostu nie stać.
Zapowiedź startu w wyborach jako kandydat niezależny wywołała furię wśród amerykańskiej lewicy. Obawiają się, że Schulz, jako umiarkowany lewicowiec, przyciągnie do siebie głosy bardziej centrowych wyborców, którzy w przeciwnym wypadku musieliby z braku alternatywy głosować na bardziej skrajnego kandydata Demokratów. Ich zdaniem taki podział elektoratu oznacza, że Trump będzie miał większe szanse na reelekcję.
Od pierwszych zapowiedzi Schulza przedstawiciele lewicy mówią o potencjalnym bojkocie. Fox Buisness dowiedział się, że firma bierze te groźby poważnie. Jej szefowie śledzą konta w mediach społecznościowych należące do prominentnych lewicowców i lewicowych organizacji czekając na wezwanie do bojkotu. Anonimowe źródła w firmie powiedziały dziennikarzom, że na razie jest spokój, ale może się to zmienić w każdej chwili. Sam Schulz przecież nie potwierdził jeszcze oficjalnie swojego startu. W poniedziałek organizuje jednak debatę na uniwersytecie w Arizonie, co może świadczyć o tym, że nie zrezygnował ze swoich planów.
Fakt, że Schulz odszedł na emeryturę i nie ma już żadnych formalnych związków ze Starbucks niczego tutaj nie zmienia. Jest z nią bowiem powszechnie kojarzony. Schulz dołączył do Starbucks jako dyrektor ds. marketingu w 1982 roku, kiedy sieć miała zaledwie 11 kawiarni w okolicach Seattle. Kiedy odchodził w zeszłym roku Starbucks liczył już ponad 28 tysięcy kawiarni na całym świecie a wartość jego akcji wzrosła o 21 tysięcy procent a on sam miał majątek o szacunkowej wartości 3,7 miliarda dolarów. Starbucks to Schulz i odejście z pracy niczego tutaj nie zmienia.
Bojkot w tym momencie może oznaczać dla firmy poważne kłopoty. Ich akcje stoją wprawdzie rekordowo wysoko, ale sama firma inwestuje ogromne środki chcąc wejść na lukratywny chiński rynek, gdzie ostro rywalizuje z chińską siecią kawiarni Luckin. Kłopoty w domu mogą oznaczać, że część tych środków i energii pracowników trzeba będzie przeznaczyć na gaszenie pożaru, a to może oznaczać koniec snów o podbiciu Państwa Środka.
Jak na razie polityczne plany Schulza nie wpłynęły w istotny sposób na kondycję finansową firmy i ich wyniki sprzedaży. Po styczniowej zapowiedzi badania rynkowe pokazały jednak, że coraz więcej osób ma mniej pozytywną opinię o Starbucks. Biorąc pod uwagę popularność tych kawiarni wśród wyborców Demokratów bojkot – o ile do niego dojdzie – może więc być dużym sukcesem lewicy.