Legia Warszawa po raz 20. w historii zdobyła piłkarski Puchar Polski. W finale na PGE Narodowym w stolicy, grając przez prawie cały mecz w dziesiątkę, pokonała w rzutach karnych 6-5 broniący trofeum Raków Częstochowa. Po 90 minutach i dogrywce było 0:0.
We wtorkowym finale na PGE Narodowym spotkały się dwie najlepsze w tym sezonie drużyny w Polsce. Raków pewnie zmierza po pierwszy w historii klubu triumf w ekstraklasie. Na cztery kolejki przed końcem wyprzedza drugą w tabeli Legię o 11 punktów, lecz zanim wywalczy mistrzowską koronę, wystąpił w finale swoich ulubionych w poprzednich latach rozgrywkach.
Podopieczni trenera Marka Papszuna triumfowali w 2021 oraz 2022 roku i były to dwa pierwsze sukcesy tego klubu. Legia jest rekordzistą rywalizacji o Puchar Polski – przed wtorkowym finałem mogła pochwalić sie 19 triumfami, ale poprzednim – pięć lat temu.
Spotkanie w Warszawie poprowadził Piotr Lasyk z Bytomia, co wywołało spore zdumienie w ekipie Rakowa.
“Dziwi mnie obsada sędziowska. Grają dwie zdecydowanie najlepsze drużyny w Polsce, a nie sędziuje najlepszy arbiter. Decyzja już zapadła. Wierzę, że pan Lasyk sobie poradzi. Mam nadzieję, że nie o sędziowaniu będzie się po tym meczu mówiło” – mówił dzień przed finałem trener Papszun.
Finał tradycyjnie miał uroczystą oprawę, przed meczem odegrano hymn państwowy. Na trybunach był obecny m.in. selekcjoner reprezentacji Fernando Santos.
W przeciwieństwie do finału sprzed roku, tym razem kibice mogli wnieść na trybuny duże flagi, tzw. sektorówki. W 2022 roku kilkanaście tysięcy fanów Lecha (poznański klub przegrał 1:3) w geście protestu nie weszło na trybuny PGE Narodowego, zostając pod stadionem.
Tym razem stadion się zapełnił (prawie 45 tysięcy widzów), choć kilka godzin przed finałem media informowały o pewnych nieporozumieniach między kibicami Legii i PZPN. Ostatecznie jednak obyło się bez protestów.
Oba kluby otrzymały dla swoich kibiców po 10 tysięcy biletów, przygotowano dla nich sektory za bramkami. Na stadionie zdecydowaną większość stanowili jednak fani Legii, którzy zajęli również tzw. neutralne sektory.
W obecnym sezonie ekstraklasy Raków najpierw pokonał Legię aż 4:0, ale wiosną warszawski zespół zrewanżował się, zwyciężając u siebie 3:1. To zwiastowało emocje w finale PP.
Już na początku spotkania doszło jednak do sytuacji, która nieco ostudziła te prognozy. Przy pierwszej groźnej akcji Yuri Ribeiro sfaulował wychodzącego na tzw. czystą pozycję Frana Tudora i sędzia Lasyk, po konsultacji z VAR, pokazał obrońcy Legii czerwoną kartkę. To była dopiero siódma minuta finału.
Chwilę później groźny strzał z rzutu wolnego Iviego Lopeza świetnie obronił Kacper Tobiasz, podobnie jak wkrótce potem uderzenie Vladislavsa Gutkovskisa, który był sam przed golkiperem Legii.
Atmosfera na boisku i przy ławkach rezerwowych była napięta. Już w pierwszym kwadransie arbiter, oprócz czerwonej, pokazał sporo żółtych kartek, również trenerom obu drużyn.
Grający w przewadze Raków dominował, ale do przerwy utrzymywał się wynik bezbramkowy. Nawet mimo kolejnych dogodnych okazji, jak Gutkovskisa w doliczonym czasie pierwszej połowy, gdy w sytuacji sam na sam znów nie pokonał on Tobiasza.
W drugiej części przewaga wciąż należała do lidera ekstraklasy, ale Legia umiejętnie się broniła i nie pozwalała rywalom na stworzenie stuprocentowych sytuacji.
Częstochowski zespół nie był w stanie zagrozić “po ziemi”, więc próbował górą. Uderzenia piłkarzy Rakowa (kilka prób głową, zwłaszcza po wejściu na boisko wysokiego Fabiana Piaseckiego) były jednak niecelne.
Im dłużej trwał mecz, tym defensywa Legii spisywała się coraz pewniej, a z piłkarzy Rakowa jakby nieco uchodziło powietrze. Warszawski zespół nie ustępował kondycyjnie przeciwnikom.
W dogrywce podopieczni Paszuna ruszyli mocniej do ataków, zdając sobie sprawę, że ewentualne rzuty karne to już loteria. W 96. minucie Bartosz Nowak, strzelając z ostrego kąta, próbował sprytnym strzałem trafić do siatki, ale minimalnie spudłował.
W 114. minucie bardzo silnym uderzeniem z dystansu popisał się Władysław Koczerhin, lecz znów górą był Tobiasz.
Bramki zatem nie padły i o końcowym wyniku musiały rozstrzygnąć rzuty karne.
W serii “jedenastek” aż… jedenaście kolejnych prób było udanych. Pomylił się dopiero – przy stanie 6-5 dla Legii, Mateusz Wdowiak, którego strzał obronił Tobiasz.
Bramkarz Legii został wybrany wkrótce potem na najlepszego piłkarza finału.
W puli nagród rozgrywek Fortuna Pucharu Polski było 10 milionów złotych. Połowę tej kwoty otrzyma triumfator.