Aktorka Barbara Kurdej-Szatan „zasłynęła” wulgarnym atakiem na Straż Graniczną. Teraz twierdzi, że nic takiego nie miało miejsca, a ona sama padła ofiarą nagonki.
W listopadzie 2021 roku, w szczycie kryzysu imigracyjnego wywołanego przez białoruskie służby w ramach działań hybrydowych przed inwazją na Ukrainę, aktorka opublikowała na swoim Instagramie nagranie z granicy, na którym słychać płaczące kobiety i dzieci. „KU**A !!!!!!!!!! Ku**aaaaaa !!!!!!!!!!!!!!!! Co tam się dzieje !!!!!!!! To jest ku**a „straż graniczna” ????? „Straż” ?????????? To są maszyny bez serca bez mózgu bez NICZEGO !!!! Maszyny ślepo wykonujące rozkazy !!!!! Ku**a !!!!!! Jak tak można !!!!!!! Boli mnie serce boli mnie cała klatka piersiowa trzęsę się i ryczę !!!!!!! Mordercy !!!!!” – napisała – ”Chcecie takiego rządu wciąż ?????”.
Jej wulgarny atak na straż graniczną wywołał w Polsce falę oburzenia. Drogo ją kosztowały – prezes Jacek Kurski zdecydował, że nie będzie już grała w M jak Miłość, a Play nie przedłużył z nią umowy na udział w ich reklamach. Oprócz tego prokuratura oskarżyła ją o znieważenie Straży Granicznej, ale sądy – oczywiście – umorzyły tę sprawę.
Wczoraj aktorka wzięła udział w podcaście Zbliżenia. W jego trakcie wróciła do tego tematu. Stwierdziła, że jej skandaliczne słowa dotyczyły „konkretnego nagrania i konkretnych osób na nagraniu”, a nie całej Straży Granicznej. „Te ataki były sprawą sterowane odgórnie, ale nie ma co do tego wracać, bo ja nie chcę mieć z tymi ludźmi nic do czynienia – powiedziała, nie informując, kto miał stać za „nagonką” na nią.
Aktorka stwierdziła też, że chciałaby się już od tego odciąć, ale „się nie da i gdzieś to wraca, trochę mnie to męczy, szczerze mówiąc”. Dodała, że ten skandal kosztował ją zdrowie i utratę pewności w siebie. Stwierdziła jednak, że zainspirowało ją to do stworzenia fundacji, która pomaga nielegalnym imigrantom.