Ksiądz ujawnia, ile zarabia na “kolędzie”. Będziecie zaskoczeni Publicystyka

Ksiądz ujawnia, ile zarabia na “kolędzie”. Będziecie zaskoczeni

Okres poświąteczny to dla wielu polskich rodzin i parafii tradycyjny czas wizyt duszpasterskich – tzw. kolęd. Choć w tym roku, przez pandemię, w wielu miejscach nie przebiegają one normalnie, to jak co roku przez lewicowe media przetacza się fala komentarzy o wspólnym mianowniku: “czarni znów ruszyli na żer”. O tym, ile tak naprawdę zarabiają księża podczas kolęd, na co idą te pieniądze, jak są rozliczane i co można sobie kupić za pieniądze otrzymane “w kopercie” postanowił odpowiedzieć ksiądz Rafał Główczyński, salwatorianin prowadzący popularny profil na Youtubie, Ksiądz z Osiedla.

Ksiądz sprawujący obecnie posługę w jednej z podwarszawskich parafii podczas jednego dnia kolędowania, odwiedzając 5 rodzin otrzymał w kopercie 400 zł. Oczywiście, gdyby kolęda odbywała się w normalnych przedpandemicznych warunkach środków byłoby znacznie więcej, bo więcej byłoby rodzin, które odwiedził. Jednak obecny reżim sanitarny zakłada, że wielu proboszczów decyduje się, że wizyta duszpasterska na terenie ich parafii będzie mieć miejsce wyłącznie na osobiste zaproszenie zainteresowanych parafian. W ramach “kolęd” organizowane są specjalne msze święte dla mieszkańców, ale, jak dowiadujemy się w kilku plebaniach, uczestniczy w nich ogólnie mniej osób, niż przyjmuje księdza po “kolędzie”. Nie wszyscy z uczestników tych mszy decydują się przekazać ofiarę “w kopercie”. Na co idą te środki? Ksiądz Główczyński tłumaczy:

– Co dalej z tymi pieniędzmi? To wszystko ja przekazuję do księdza proboszcza, który to wszystko zlicza, a potem na koniec z tego wszystkiego się przed parafianami rozlicza. Tak było w poprzedniej parafii [ksiądz Rafał pełnił posługę w parafii św. brata Alberta w Elblągu], tak z tego co wiem, będzie w tej parafii, w której jestem. Ksiądz na koniec czyta w ogłoszeniach ile środków zebraliśmy i na co to idzie. (…) Spora część tych pieniędzy idzie na diecezję.  Przekazuje się to do kurii. Spora część idzie na parafię, na fundusz remontowy, na pokrywanie opłat, bo generalnie w wielu parafiach te miesięczne przychody się nie bilansują. Są momenty, kiedy tych przychodów jest więcej, ale są i takie kiedy jest ich mniej – wyjaśnia salwatorianin.

Duchowny zaznacza, że parafie również dotknęły podwyżki cen, które są rekompensowane właśnie z “kolędy”.

– Są też różne opłaty w ciągu roku. Teraz każda parafia, podobnie jak wszyscy, cierpi z powodu wzrastających cen, np. ogrzewania. (…) Np u nas rachunek za gaz wzrósł kilkukrotnie, jak podobno w grudniu mieliśmy ok 4 tys. tak teraz mamy 12 tysięcy i te pieniądze z kolędy będą szły na to żeby te rachunki pokryć. Oczywiście część z tych pieniędzy zostaje przekazywane księżom. Nie są to mega wielkie kwoty. Ja np. za pieniądze z kolędy kupiłem sobie rower. Nie jakiś tam mega wypasiony, ale na rower mi wystarczyło. Ale te legendy, że ksiądz za pieniądze z kolędy może sobie kupić dwa samochody, albo chociaż jeden samochód, to przynajmniej tam gdzie ja byłem to nie było możliwe. Gdzieś na jakiś parafiach może jest inaczej. Ja mówię tylko o tym czego sam doświadczyłem. To chyba tyle – mówi w nagraniu ksiądz Rafał.

 

Jednocześnie salwatorianin zwraca uwagę na rzecz najistotniejszą. W “kolędzie” najważniejsze nie są pieniądze, a wspólna modlitwa, o czym krytykujący wizyty duszpasterskie najwyraźniej zapominają. Zresztą, nie jest tajemnicą, ze najwięcej do powiedzenia w tej kwestii mają zazwyczaj ci, którzy nie przyjmują księdza. Ale to domena większości krytyków kościoła.  Słyszymy od nich, o politycznych kazaniach na mszach, na które przecież nie chodzą, o luksusach w jakie księża opływają na plebaniach, chociaż nigdy tam nie byli, czy o kobietach, z którymi mają się duchowni spotykać potajemnie, choć zazwyczaj to zwyczajne plotki i złe słowa.

Oczywiście są księża, którzy rozminęli się z powołaniem, ale jest to zdecydowana mniejszość. Pozytywnym przykładem jest choćby cytowany wyżej ksiądz Rafał, który prowadzi szeroką działalność charytatywną. Żeby pomagać korzysta z możliwości, jakie daje internet i popularność, którą dzięki niemu zyskuje. Są jednak duchowni, którzy nie mają aż takiej siły przebicia albo po prostu wychodzą z założenia, że wolą pomagać “ciszej”. Sam znam takich kapłanów. Dla nich na pierwszym miejscu zawsze jest Pan Bóg i drugi człowiek. Pieniądze nie mają znaczenia, a tym co zarobią na swojej posłudze dzielą się z innymi. Czarne owce oczywiście zdarzają się w każdej wspólnocie, ale nie powinniśmy przez ich pryzmat patrzeć na wszystkich księży.

Źródło: Autor:
Fot.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij