Kreml przyznał, że ma problem z epidemią

W weekend nastąpił nagły wzrost zachorowań na COVID-19 w Rosji. Kreml oficjalnie przyznał, że szpitale w dużych miastach mają problem.

Dotychczas według oficjalnych danych Rosja nie została dotknięta epidemią koronawirusa równie mocno jak państwa zachodu. O ile oczywiście te dane były prawdziwe, w co wątpi wiele osób. W nocy z piątku na sobotę nastąpił jednak znaczny wzrost liczby zachorowań.

W mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia długich kolejek karetek wiozących chorych na COVID-19 do szpitali. Jeden z kierowców powiedział agencji Reuters, że musiał czekać w takiej kolejce piętnaście godzin zanim udało mu się wyładować pacjenta. Oficjalnie w Rosji zanotowano już ponad 13 i pół tysiąca chorych a po 12 nowych zgonach w sobotę liczba ofiar sięgnęła 106.

Sytuacja jest tak zła, że nawet Kreml nie ma zamiaru udawać, że jest inaczej. „Sytuacja w Moskwie i St. Petersburgu, ale głównie w Moskwie, jest napięta z powodu rosnącej liczby chorych” – powiedział rosyjskiej państwowej telewizji rzecznik prasowy Kremla Dmitri Peskow – „Jest duży napływ pacjentów. Widzimy jak moskiewskie szpitale bohatersko pracują z niezwykłą intensywnością w trybie kryzysowym”. Dodał, że dopiero w w ciągu kilku następnych tygodni będzie można powiedzieć czy kraj zbliża się już do przesilenia.

Burmistrz Moskwy Sergiej Sobjanin nie ma jednak zbyt wielu złudzeń. W piątek powiedział, że do przesilenia jest daleko a najgorsze dopiero się zaczyna. W Moskwie już dwa tygodnie temu wprowadzono dalece idące obostrzenia mające powstrzymać kolejne infekcje. Teraz władze planują wprowadzić system, w którym do wyjścia z mieszkania będzie potrzebne pozwolenie. Już w sobotę dało się za to zaobserwować na ulicach stolicy zwiększoną obecność policji pilnującej przestrzegania zasad kwarantanny.