Epidemia koronawirusa ma, jak się okazuje, również dobre strony. Znacznie utrudniła życie proaborcyjnym aktywistkom.
Niektóre polskie organizacje proaborcyjne pomagają kobietom w zabijaniu ich dzieci poprzez umawianie „zabiegów” w zagranicznych szpitalach w państwach, gdzie aborcja na życzenie jest dozwolona. Inne sprowadzają zza granicy pigułki wczesnoporonne. Jak donosi New York Times epidemia koronawirusa i związane z nią zamknięcie granic spowodowało, że ciężko im kontynuować ten proceder.
Natalia Broniarczyk z organizacji Aborcyjny Dream Team powiedziała dziennikarzom NYT, że odkąd rząd wprowadził zaostrzenia na przejściach granicznych telefon w ich biurze dzwoni non stop. „Idea, że musimy powiedzieć kobiecie że z powodu epidemii nie będzie mogła mieć aborcji, którą planowała, jest przerażająca” -powiedziała.
Kamila Ferenc, prawnik Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny stwierdziła, że z powodu zaostrzenia kontroli na granicach wiele kobiet nie zabije swoich dzieci gdyż po prostu nie zdążą dotrzeć na czas do zagranicznej kliniki aborcyjnej. „Zamknięcia granic, odwołania lotów, trudności w przekroczeniu granicy gdzie kolejki trwają całymi godzinami, wszystko to mocno odbije się na kobietach które chcą zakończyć ciążę, legalnie lub nielegalnie” – stwierdziła.
Ministerstwo Zdrowia nieszczególnie przejęło się problemami matek, które chcą pozbyć się swoich dzieci. „W czasie zagrożenia epidemią najważniejszą rzeczą jest zabezpieczenie zdrowia milionów Polaków” – skomentował ich rzecznik prasowy – „Podstawą naszego działania, podobnie jak działania innych państw, jest powstrzymanie rosnącej liczby infekcji”.