Władze Korei Północnej rozpoczęły rozprawę z K-popem i innymi elementami południowokoreańskiej kultury. Sam Kim Jong Un nazwał je „rakiem”.
Południowokorański K-Pop, podobnie jak inne elementy kultury tego państwa – filmy, seriale etc. – od dawna trafia do drugiego obiegu w Korei Północnej, przywożony tam przez przemytników z Chin. Rozwój technologii sprawił, że przemyt ten przybrał na sile – dużo łatwiej jest nielegalnie przemycić kartę micro SD niż kasetę VHS. Sprawiło to, że południowokoreańska kultura staje się coraz bardziej popularna wśród północnokoreańskiej młodzieży. To z oczywistego względu nie podoba się rządzącym tym krajem komunistom. Według oficjalnej partyjnej propagandy Południowa Korea to bowiem bardzo biedne i niebezpieczne państwo – a dzięki kontaktom z ich kulturą coraz więcej młodych mieszkańców KRLD dowiaduje się, że to bezczelne kłamstwo.
Zajmującemu się sprawami KRLD południowokoreańskiemu portalowi Daily NK udało się zdobyć kopie dokumentów które dowodzą, że przywódca KRLD Kim Jong Un rozpoczął w grudniu rozprawę z fanami K-popu i południowokorańskiej kultury. Stwierdził w nich, że K-pop to „złośliwy rak” który korumpuje północnokorańską młodzież.
Kim radykalnie podniósł kary za posiadanie wytworów południowokoreańskiej kultury. Według wprowadzonych przez niego przepisów osoba, która zostanie przyłapana na śpiewaniu czy tańczeniu w południowokoreańskim stylu musi liczyć się z karą dwóch lat w obozie pracy. Taka sama kara grozi również za używanie południowokoreańskiego slangu, jak chociażby nazywanie przez młode Koreanki swoich partnerów południowokoreańskim słowem „oppa” zamiast oficjalnego „towarzysz”. Urzędnicy państwowi dostali polecenie sprawdzania komputerów i telefonów komórkowych osób podejrzanych o szerzenie „perwersyjnego slangu” a osoby, które dadzą się na tym przyłapać, muszą również liczyć się z możliwością, że dostaną zakaz mieszkania w mieście i będą musiały wyprowadzić się na prowincję.
Jeszcze wyższe kary grożą za faktyczne posiadanie nośników danych z południowokoreańską muzyką czy filmami. Osoby z nimi złapane nie tylko trafią do obozu pracy aż na 15 lat – dotychczas groziło za to „jedynie” pięć lat – ale także będą skazane na ciężkie roboty. Władze KRLD nie mają również litości dla przemytników takich treści, ci muszą liczyć się z karą śmierci. Media niedawno donosiły, że w kwietniu pewien inżynier dał się przyłapać na sprzedaży płyt CD i pendrive’ów z południowokoreańską muzyką i filmami. Po przyznaniu się do winy stanął przed plutonem egzekucyjnym za bycie „elementem antysocjalistycznym” i został rozstrzelany, a jego rodzinę zmuszono do oglądania jego egzekucji a następnie wysłano ją do obozu karnego.
Eksperci od Korei postrzegają, że krucjata Kima przeciwko K-popowi i innym elementom zachodniej kultury – niedawno zakazał na przykład noszenia spodni-rurek i fryzur zwanych mullet, w których włosy z przodu są dużo krótsze niż z tyłu – świadczy o rosnących tendencjach antysocjalistycznych wśród północnokoreańskiej młodzieży i pokolenia obecnych 30-latków, które pamięta klęskę głodu w latach 90-tych. Niedawne badanie wykonane przez jeden z południowokoreańskich uniwersytetów wykazało, że wśród 116 obywateli tego państwa, którym w ostatnim czasie udało się z niego uciec, niemal połowa była fanami K-popu i południowokoreańskiej kultury. Państwowe media ostrzegają otwarcie, że jeśli władze nic z tym nie zrobią, to może to doprowadzić do upadku reżymu.
„Dla Kim Jong Una kulturowa inwazja z Południowej Korei przyjęła poziomy, których nie może już tolerować” – powiedział Jiro Ishimaru, naczelny japońskiego portalu Asia Press International i ekspert od KRLD – „Boi się, że jeśli nic z tym nie zrobi, to jego naród może zacząć uważać Południe za alternatywę, która może zastąpić Północ”. „Młodzi Koreańczycy czują, że nie są nic winni Kim Jong Unowi” – dodał Jung Gwang-il, przemytnik K-popu któremu udało się uciec z KRLD – „Musi odzyskać ideologiczną kontrolę nad młodzieżą jeśli nie chce stracić fundamentów przyszłej władzy swojej rodziny”.