Pytany przez dziennikarzy po poniedziałkowej rozprawie prokurator Piotr Baczyński ocenił, że “bardzo możliwe, że na następnym terminie” (28 listopada) proces prezydenta Gdańska się zakończy i zostaną wygłoszone mowy końcowe. W poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Gdańsku zeznawała jako świadek Alina J., krewna żony prezydenta Gdańska Magdaleny Adamowicz.
Kobieta mówiła m.in., że mieszkający w Słupsku dziadkowie żony prezydenta Gdańska byli osobami majętnymi i często obdarowywali dzieci Magdaleny Adamowicz prezentami w formie pieniężnej. “Dla mnie to były szokujące kwoty, bo między 5 a 10 tysięcy złotych. Słyszałam, jako mówili, że +teraz jest nas stać, aby te pieniądze dać, że my już nic nie potrzebujemy+” – dodała. “W domu Paweł Adamowicz niczym się nie zajmuje, nie ma to na czasu. Wszystkimi sprawami, w tym prawami finansowymi zajmuje się jego żona” – zeznała świadek.
Prezydenta Gdańska nie było na poniedziałkowej rozprawie, reprezentował go adwokat Jerzy Glanc.
Podczas pierwszej rozprawy w tym procesie, pod koniec września ub. Roku Adamowicz przyznał, że nie podał w oświadczeniach majątkowych wszystkich informacji. Tłumaczył, że stało się tak przez pomyłkę, będącą skutkiem powielania błędów z poprzednich oświadczeń, a pierwsze z nich powstało w
kwietniu 2010 r.
Wyjaśniał, że był w tym czasie zaangażowany w organizację kilku uroczystości pogrzebowych ofiar katastrofy smoleńskiej pochodzących z Gdańska, a jego żona, będąc w zaawansowanej i zagrożonej ciąży, trafiła do szpitala. Adamowicz mówił też śledczym, że sprawami finansowymi zajmuje się żona.
W prokuraturze samorządowiec tłumaczył, że pomyłka miała charakter mechaniczny i nieświadomy i była powielana automatycznie przy kolejnych oświadczeniach. Adamowicz wyjaśniał, że gdy zdał sobie sprawę z błędów, sam je skorygował w kolejnych oświadczeniach. “Opłacaliśmy z żoną od naszych mieszkań stosowne podatki, więc nie było moim zamiarem ukrywanie czegokolwiek” – zapewniał.
Prezydent tłumaczył też w prokuraturze niejasności związane z danymi dotyczącymi oszczędności. Wyjaśniał, że obie jego córki dostały pieniądze od dziadków i pradziadków (ze strony żony) w kwocie kilkuset tysięcy złotych. “Te darowizny stanowią majątek odrębny moich dzieci i nie wymagały wykazywania tego w moich oświadczeniach majątkowych” – mówił w trakcie śledztwa.
To już drugie sądowe postępowanie w tej sprawie. Po raz pierwszy trafiła ona do gdańskiego sądu rejonowego w grudniu 2015 r. Wówczas wniosek o warunkowe umorzenie postępowania, na okres dwóch lat próby, oraz zasądzenie od prezydenta Gdańska świadczenia w wysokości 40 tys. zł złożyła prowadząca śledztwo Prokuratura Apelacyjna w Poznaniu. Sąd wniosek prokuratury w marcu 2016 r. uwzględnił.
Wydając takie postanowienie gdański sąd rejonowy uznał wtedy, że wina i społeczna szkodliwość zarzucanych prezydentowi czynów nie są znaczne i nie ma podstaw do uznania, że działał on z zamiarem bezpośrednim popełnienia przestępstwa. Sąd wyjaśniał też m.in., że posiadając już pięć mieszkań i dwie działki, Adamowicz kupił wraz z żoną w styczniu 2009 r. i lutym 2010 r. dwa kolejne mieszkania w Gdańsku, nie umieszczając ich jednak w oświadczeniu majątkowym; nie zgadzały się również dane dotyczące zgromadzonych oszczędności, wszystkie były zaniżone – najmniej o ponad 51 tys. zł, a najwięcej o ok. 320 tys. zł.
Po tym orzeczeniu polecenie złożenia apelacji na niekorzyść Adamowicza wydał poznańskim prokuratorom dyrektor Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej – prokurator tym samym zaskarżył postanowienie, o jakie sam wcześniej wnosił.
Rozpatrując to odwołanie, Sąd Okręgowy w Gdańsku w grudniu 2016 r. uwzględnił wniosek prokuratury i uznał, że sprawa podawania przez Adamowicza nieprawdziwych danych w oświadczeniach majątkowych w latach 2010-2012 musi być ponownie rozpatrzona przez sąd niższej instancji. Zdaniem sądu okręgowego, sąd niższej instancji powinien m.in. wnikliwie zbadać motywy i pobudki postawy samorządowca.
(PAP)
Fot: PAP/EPA