Kolejna młoda kobieta dołączyła do pozwu sądowego przeciwko brytyjskiej klinice Tavistock – jedynej placówce w UK która „leczy” niepełnoletnich transseksualistów. Twierdzi, że lekarze nie powinni jej pozwolić na zmianę płci.
Zlokalizowana w północnym Londynie klinika Tavistock to specjalistyczny szpital psychiatryczny z dedykowanym oddziałem szkoleniowym. Odgrywa niezwykle istotną rolę w Wielkiej Brytanii, prace naukowe jej pracowników miały wpływ m.in. na brytyjską armię, system szkolny czy reformę więzień.
Tavistock to także największy w UK dostawca usług dla osób transpłciowych i jedyna taka placówka, która zajmuje się niepełnoletnimi pacjentami. Jako taka często bywa przedmiotem kontrowersji. Obecny pozew sądowy przeciwko niej został zaczęty przez jej byłą pracownicę, pielęgniarkę Sue Evans.
Evans twierdzi, że kiedy rozpoczęła pracę w Tavistock była przekonana, że zgłaszające się do niej dzieci z problemami z tożsamością płciową będą poddawane drobiazgowej obserwacji i ocenie, trwającej nawet kilka lat, oraz otrzymają wszelką niezbędną pomoc psychiatryczną zanim zostaną skierowane na potencjalnie niebezpieczną terapię zmiany płci, której efektów nie będzie można już odwrócić. Szybko jednak stwierdziła, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Zaczęła się martwić o podejście tamtejszego personelu po tym, gdy kolega z pracy poinformował ją, że jeden z niepełnoletnich pacjentów został skierowany na terapię hormonalną po zaledwie czterech wizytach.
Evans jako kolejna już osoba twierdzi, że pracujący w tej klinice lekarze działają w warunkach dużej presji. Tą nakładają na nich między innymi rodzice dzieci z zaburzeniami tożsamości płciowej, którzy święcie wierzą, że ich pociechy są chore na dysforię płciową i nie chcą przyjąć do wiadomości, że ich problemy mogą mieć zupełnie inne źródło. Presję mają wywierać również sami niepełnoletni pacjenci – od dawna w UK mówi się o tym, że dzieci dystrybuują między sobą ulotki uczące je tego, co powinny mówić podczas rozmowy z psychiatrą aby uzyskać decyzję o zmianie płci. Sytuacji nie poprawia też nacisk ze stron organizacji LGBT takich jak Mermaids czy Gender Inteligence. Z tego powodu wielu lekarzy ma zbyt szybko wydawać opinię, że ich pacjent faktycznie cierpi na dysforię płciową i powinno się go skierować na terapię – a wydawana pod taką presją opinia często bywa błędna.
Do pozwu Evans dołączyła ostatnio 23-letnia Keira Bell, która twierdzi, że jest ofiarą takiej właśnie błędnej opinii. Bell zgłosiła się do kliniki jako młoda dziewczyna bo była przekonana, że tak naprawdę jest mężczyzną. Szybko skierowano ją na terapię, podczas której podano jej środki hamujące proces dojrzewania oraz zastrzyki z testosteronu. W wieku 20 lat poddała się też operacji chirurgicznego usunięcia obu piersi.
Niedługo potem kobieta doszła do wniosku, że wcale nie była chora na dysforię płciową i przyczyna jej problemów leżała zupełnie gdzie indziej. Teraz jednak musi zmagać się ze skutkami terapii, których odwrócenie będzie niezwykle trudne, o ile w ogóle możliwe. Zarzuca lekarzom, że zbyt wcześnie postawili diagnozę i skierowali ją na terapię zamiast na spokojnie ustalić, czy w ogóle jej potrzebuje.
„Dołączyłam do tego pozwu ponieważ nie wierzę aby dzieci i młodzi ludzie mogli wyrazić zgodę na użycie potężnych i eksperymentalnych leków hormonalnych, tak jak ja to zrobiłam” – twierdzi – „Wierzę, że obecny afirmacyjny system stosowany w Tavistock jest niewystarczający ponieważ nie pozwala na eksplorację uczuć związanych z dysforią płciową ani nie szuka podstawowych powodów tego schorzenia. Terapia hormonalna nie pomaga wszystkim i na pewno nie powinna być oferowana komuś młodszemu niż 18 lat kiedy jest wrażliwy emocjonalnie i psychicznie”.
Bell liczy, że ich pozew doprowadzi do reformy systemu leczenia dysforii płciowej, dzięki czemu młode osoby – jaką była ona gdy zgłosiła się do Tavistock – nie będą bez istotnej potrzeby kierowane „na okrutną i zbędną ścieżkę, która na stałe zmieni ich życia”.
Trzecią osobą, która dołączyła do tego pozwu, jest kobieta znana jako pani A. – ze względu na dobro rodziny poprosiła o nieujawnianie jej tożsamości. Pani A. jest matką autystycznej piętnastolatki, która cierpi na szereg problemów psychicznych. Z racji braku wyspecjalizowanej opieki psychiatrycznej zapisała ją na listę oczekiwania w Tavistock, ale teraz martwi się, że pracujący tam lekarze zrobią krzywdę jej dziecku. „Głęboko się niepokoję, że obecne podejście kliniczne w Tavistock oznacza, że moja córka zostanie poddana eksperymentalnej terapii która nie jest w wystarczający sposób kontrolowana, która nie ma odpowiednich zabezpieczeń, gdzie jej autyzm nie będzie wystarczająco wzięty pod uwagę” – napisała – „i gdzie nikt, nie tylko moja córka, nie rozumie prawdziwego ryzyka i przez to nie może zapewnić, że decyzja o zgodzie będzie świadoma”
Sprawa cieszy się coraz większym zainteresowaniem Brytyjczyków. Aby pokryć koszty procesu, prawników itp. kobiety rozpoczęły zbiórkę pieniędzy na jednym z portali croudfundingowych. Udało im się już zebrać niemal 40 tysięcy funtów.